Dajesz dom – Daj dobre życie.

Wyobraź sobie, że w Twoim mieszkaniu jest ktoś obcy i wrogi. Na zawsze. Czujesz jego obecność. Śpisz niespokojnie noc w noc, bojąc się zapaść w zdrowy, głęboki sen. Przymykasz oczy nasłuchując. Śnisz kròtkie sny. Budzisz się nagle w uścisku serca na szmer podejrzany, na ruch w ciemnościach przedpokoju. Odmierzasz czas do świtu płytkością oddechòw. Już nie zaśniesz.
Wychodzisz rano z sypialni po cichu, łapa za łapą stąpając bezszelestnie. Wyglądasz zza framugi ostrożnie. Badasz przestrzeń korytarza. Droga do kuwety wolna ale długa. Po drodze wejście do łazienki. Rozglądasz się. Nikogo.
Dajesz krok miękki, lekki. Opierasz ciężar na paliczkach, sprawdzasz czy przeniosą Twòj balast bez zdrady. Cisza. Bezdźwięcznie stąpasz więc, jakbyś w napięciu ciała niosła bòl. Skradasz się dalej i ciszej, głębiej i ciaśniej zatrzaskują się sidła płuc. Serce bije nieròwno uderzając echem o klatkę ściśniętych żeber.

Docierasz do granicy, gdzie drewniana powierzchnia przechodzi gładko w miękki puch dywanu. Siadasz za rogiem i zapuszczasz wzrok do wnętrza pokoju. Jasne światło przekłuło już marszczenia zasłon i ostre promienie wpadają w dywan rozlewając ciepło. Kwiaty w doniczkach stoją, jak stały, na książkach ten sam kurz i zegar tyka w półmrokach biblioteczki. Wystukuje uparcie rytm trwania w czterech zamkniętych ścianach. Nie idziesz dalej. Zostajesz tu, w zacienionej przestrzeni, bo tam, po przekroczeniu progu czai się zgrzyt i wrzask, tumult i męt, bo tam na wysokości drapaka jak na wieży Babel, śpi szczyt nieporozumienia z jednym uchem skierowanym w Twoją stronę. Drgnęło lekko w sennym letargu. Widocznie jakiś szmer przedarł się przez warstwy głębokiego snu i z poruszeniem dryfuje ku płyciźnie. Zastygasz. Może nie przecknie, nie wybudzi się jeszcze. Masz szansę. Masz moment krótki, żeby przejść jak duch lekko, przewiać jak cień przez zakręty pokoju wprost do kuchni. Dopaść misek i najeść się, napić na zapas, na dzień cały, nachapać w pośpiechu łapczywie, bez dna i do dna brzucha i ponieść ze sobą za kanapę. Wcisnąć się w szparę przy ścianie i tam w zaciszu o dwóch drogach ucieczki, obmyć wąsa i nagonić gości czyszcząc ucho. Może nie przyjdą. I bez nich wystarczy obcości przyjaciół i przyjaźni wrogów.

Później w południe, jeśli będziesz miała szczęście, posiedzisz chwilę na balkonie mrużąc oczy do słońca, a wieczorem zza szyby okna wyłowisz wzrokiem jeżyki śmigające po płachcie nieba, rozpiętej między blokami do wyschnięcia. I to wszystko. Więcej nic.
Jedna miska na dwoje, przy której pierwszy najada się do syta, a drugi najada się strachem, jedna kuweta, w której pierwszy zostawia groźby, a drugi chce zasypać wszelki ślad. Przestrzenie pokoi, gdzie nie ma miejsca dla drugiego: posłania, z których jeden korzysta do woli, a drugi wedle woli pierwszego, wąskie przejścia korytarzy, w których nie sposób się minąć, gdzie pierwszy spaceruje pewnym krokiem, a drugi przemyka z wyrokiem. Zabawy w polowania, gdzie pierwszy wypatruje, przyczaja, goni i chwyta, a drugi rozpada się i nie rzuca w oczy. Stać się niewidzialnym dla obcego w mieszkaniu. Dzień w dzień. Tydzień w tydzień, miesiąc w miesiąc, rok w rok. Na zawsze.

Nie pozwòl kotom drzeć kotòw.

Dobrostan zwierząt to coś więcej niż mieszkanie pod jednym dachem z pełną miską.
Konflikty bywają bezkrwawe, a cierpienie nie zawsze jest widoczne na pierwszy rzut oka.
Dajesz dom, daj dobre życie ❤❤❤

Daj dom – daj żyć!
???

12 Comments

  1. wow! wow! wow! trafiłam na ten tekst przypadkiem i jestem pod tak ogromnym wrażeniem, ze aż słów mi brak. ciarki przeszły podczas czytania. mistrzostwo.

    temat – fakt, że szczególnie mi bliski, bo koci – oddany tak obrazowo. ❤️ wielkie zrozumienie zwierzęcia i ta perspektywa! no mistrz.

    dziękuję za ten tekst. jest trudny, ale bardzo ważny i potrzebny. i pięknie napisany. w imieniu wszystkich kotów: ????

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *