Prezent

Karolesław Smok wracał do domu na święta. Akademia, jak wszystkie inne szkoły w królestwie nie prowadziła zajęć w przerwie świątecznej.  Zima w tym roku przyszła szybciej niż zwykle. Śnieg padał od trzech dni bez wytchnienia.  Wszystko było zasypane grubym, białym puchem. Drogi były zaśnieżone. Dlatego król wysłał po swojego syna sanie zaprzężone w dwa potężne konie. Ogiery królewskie były kute na cztery nogi, a w każdą podkowę były wkręcone hacele żeby zwierzaki nie ślizgały się na lodzie.

Radomir Brodaty podjechał saniami pod bramę akademii. Ale tak naprawdę sanie, to były tylko z nazwy. Pojazd bardziej przypominał ogromną karetę niż tradycyjne sanie. W środku znajdowała się wyściełana aksamitem zielona kanapa. Był samowar do gorących napoi i szafka z przekąskami. W rogu zmieścił się nawet mały kominek. Dym leciał przez malutki komin osadzony na dachu karocy. Wszystko zaprojektowane tak żeby młodemu królewiczowi było ciepło i wygodnie.

Smok wskoczył do sań. Rzucił swój plecak na dywan. Zdjął gruby kożuch,  zawiesił go na wieszaku i rozsiadł się wygodnie na kanapie. Cieszył się, że jedzie do domu. Tak dawno nie widział rodziców. No i babci. Będzie musiał pobiec do jej chatki jeszcze przed świętami.  Opowie jej wszystko i posłucha jej opowieści. Ona na pewno zrobi mu jego ulubione kakao. Rozmarzył się chłopiec. Niedługo później usnął, słuchając rytmicznego dźwięku końskich kopyt.

Droga do zamku była daleka. Radomir zatrzymał sanie w przydrożnym zajeździe. Zaprowadził konie do stajni. Napoił i nakarmił. Następnie udał się do karczmy na kolację. W tym czasie królewicz zdążył już wziąć gorącą kąpiel.  Zszedł do woźnicy i razem zjedli posiłek. Później Karol Smok udał się na spoczynek do najładniejszego pokoju jaki mieli w całym zajeździe.

Następnego ranka, zanim królewicz się obudził, Radomir wyczyścił wierzchowce, zaprzągł je do karety i napalił w małym kominku. Kiedy Karol wsiadał do sań w środku było już przyjemnie ciepło.  Ruszyli w dalszą drogę. Cały kolejny dzień zszedł im na podróż. Wieczorem dotarli wreszcie do wrót zamku. Karol trochę miał nadzieję, że rodzice przywitają go w progu, więc poczuł nutkę rozczarowania, że ich tam nie było. Wiedział jednak, że parze królewskiej nie wypada stać w bramie i wyczekiwać, jak służba na gości. Pobiegł prosto do sali jadalnej. Tam już na pewno na niego czekali. Tym razem nie pomylił się. Mama czekała na niego z otwartymi ramionami, wpadł w nie z rozpędu. Wtulił w nią twarz i wciągnął zapach jej perfum. Od razu poczuł, że jest w domu. Zaraz podbiegł też do taty. W pierwszym odruchu też chciał się w niego wtulić.  Przypomniał sobie jednak, że jest przecież już młodym mężczyzną i nie wypada mu tulić się jak dziecko do innego mężczyzny. Wyciągnął dłoń do ojca na powitanie. Król podał mu rękę z uśmiechem, ale zaraz przyciągnął go do siebie, objął i poczochrał go po włosach. Długo siedzieli wspólnie jedząc, opowiadając co się wydarzyło w czasie kiedy się nie widzieli. Cieszyli się swoim towarzystwem. Kiedy ogień w kominku przygasał rozeszli się do swoich komnat. Karol ledwo przykrył się pierzyną, a już zmorzył go sen. 

Następnego dnia, zaraz po śniadaniu,  Karol założył swój ciepły kożuch i czapkę i pobiegł do chatki babci. Zabrał ze sobą mały podarek, który kupił dla niej w stolicy. Miał nadzieję,  że babka ucieszy się z prezentu. Kupił jej szklana kulę ze śniegiem do kolekcji. Widział, że ma kilka na półce nad kominkiem. A takiej jak on znalazł na pewno nie miała jeszcze.

  • Cześć babciu – przywitał się w progu. Od razu poczuł słodki zapach kakao. – Wiedziałaś, że przyjdę?
  • Ano, ja wiem różne rzeczy. – mrugnęła do niego starsza kobieta.
  • Opowiesz mi dzisiaj jakąś ciekawą historię?
  • Opowiem ci o prezencie, który mam dla ciebie na święta.
  • Ooo… ja też mam coś dla ciebie, babciu. – podał jej misternie zapakowana kulę.

Kobieta uśmiechnęła się i  wzięłą podarunek od wnuka. Szybko go rozpakowała i szeroki uśmiech zagościł na jej twarzy. Potrząsnęła kulą, a złote i białe drobinki uniosły się w środku, powoli spadały na malutką chatkę położoną w środku lasu.

  • Dziękuję Kochanie. A teraz usiądź sobie, a ja opowiem ci pewną historię.
  • Widzisz to gęsie pióro obok kałamarza nad kominkiem? To jest pióro, które chcę ci podarować na święta.

Widzisz, to nie jest zwykłe pióro. Ono jest zaczarowane. Dostałam je od swojej babki, kiedy podobnie jak ty teraz, wybierałam się na nauki do szkoły. Dzięki niemu, kiedy poczujesz się źle, będziesz mógł przenieść się do innego świata. To co opiszesz zamieni się w rzeczywistość. Jednak jest kilka zasad, o których musisz pamiętać. Po pierwsze, żeby pióro zadziałało, niezależnie o czym będziesz pisać, zacznij od słów “dawno dawno temu”, a skończ “i żyli długo i szczęśliwie”. Dopiero jak postawisz kropkę  za ostatnim zdaniem przeniesiesz się do swojej bajki. Po drugie pamiętaj, że możesz opisać tylko jeden dzień, przed północą musisz znaleźć się z powrotem w prawdziwej rzeczywistości. Po trzecie nikomu nie opowiadaj o zaczarowanym piórze. Nie zapominaj też, że to będzie tylko fikcja. Nie zatrać się w świecie, który będziesz tworzyć. Tam nie ma i nie będzie prawdziwych ludzi. Jedyną prawdziwą osobą, którą możesz spotkać w napisanej rzeczywistości jestem ja. A właściwie, to ja też nie. Tam znajdziesz tylko moją wizję, ale będziemy mogli rozmawiać, tak jakbyśmy się faktycznie widzieli. I już ostatnie nie nadużywaj tego daru.

  • O rety babciu, ale wspaniały prezent! Dziękuję. Czy mogę od razu zabrać się za pisanie?
  • Karolu, powiedziałam ci, żebyś nie nadużywał pióra i korzystał z niego tylko kiedy będzie ci źle.
  • Ok, rozumiem. Dzięki.
  • A teraz leć szybko do zamku, twój ojciec nie lubi jak się spóźniasz.
  • Dobrze, już uciekam.

Karolesław już miał zamykać drzwi od chatki, ale coś sobie przypomniał. Włożył głowę do środka i zapytał.

  • Babciuuu, a opowiesz mi następnym razem dlaczego wszyscy nazywają cię Babą Jagą?

2 przemyślenia nt. „Prezent”

Dodaj komentarz