Myślałam tak przez kilkanaście lat. Zbudowałam mocny mur oddzielający emocje od świata zewnętrznego. Solidny jak ceglane budynki, które pamiętają wojnę.
Nie uroniłam łzy przy rozstaniach, porażkach i kłótniach. Nie potrafiłam. Do czasu. Zdarzyła mi się niespełniona miłość. Taka podszyta obsesją. Wślizgnęła się w szczeliny i naruszyła podstawy muru. Nie potrafiłam już kontrolować emocji. Złych, których się wstydziłam i tych tworzących ekscytujący koktajl.
Pamiętam tamten schyłek lata. Siedziałyśmy na plaży. Przesypywałam piasek między palcami, gdy spytała o niego.
Wtedy pękłam. Fala płaczu wzięła mnie z zaskoczenia. Słone policzki zaczerwieniały, z trudem łapałam oddech. Uspokoiłam się, gdy krzyknęła „Dość! „, po czym mnie objęła tak, jak pocieszasz zranione dziecko.
Emocjonalnie byłam takim dzieckiem, które nauczyło się płakać na nowo.
Pięknie opisałaś ten moment.
W ogóle w tych krótkich tekstach potrafisz sprzedać sierpowego 🙂
Lubię to ♡
Przepięknie napisany tekst, bardzo mnie poruszył, szczególnie, że właśnie mija rok od momentu, gdy pozwoliłam sobie na płacz. Nadal nie jestem specjalnie z tego dumna, ale już się nie wstydzę, nie uznaje tego za słabość. O dziwo, od kiedy pozwoliłam sobie na łzy, płacze mniej, bo w końcu mogę…
Wstydzimy się płaczu, a on nas oczyszcza. Często budujemy mur o którym piszesz, ale on i tak pęknie. Może nie warto tak długo trzymać te łzy w sobie tylko pozwolić im płynąć by cały ten mocny mur stał jak najdłużej na straży naszego ciała. Zgadzam się z Anią, że „krótkich tekstach potrafisz sprzedać sierpowego”. 🙂