Czuję gniew, smutek i ogromną bezradność. Wiem, co to znaczy dorastać w rodzinie, która doświadczyła ciężaru wychowywania chorego dziecka. Byłam tym dzieckiem.
Ta decyzja wymaga heroizmu nie tylko od kobiety, ale także od jej partnera i obecnego/przyszłego rodzeństwa.
Gdybym miała opisać jak wyglądało dzieciństwo naznaczone bólem i rozłąką z bliskimi, namalowałabym małą dziewczynkę leżącą w samotności w szpitalu. Codziennie dręczą Cię pytania.
Czemu tak strasznie mnie boli?
Czemu inne dzieci są zdrowe, a ja nie?
Czemu znowu muszę opuścić szkołę, aby iść do szpitala?
Czemu poprzednia operacja nie wystarczyła?
Czemu nie mogę zostać w domu z rodzicami?
Czemu wciąż pytają, co mi jest?
Czemu dorośli odwracają wzrok?
Czemu?
Rodzice nie wiedzą co na nie odpowiedzieć. Muszą zrezygnować z pracy, w której się spełniali, aby mieć czas na opiekę nad dzieckiem. Przecież nie pojedzie samo na operację, rehabilitację czy wizytę w poradni dziecięcej. Często w ogóle nie może opuszczać domu/szpitala. A co jeśli jest jeszcze rodzeństwo? Kto ma się nim zająć?
Z dzieciństwa pamiętam zatłoczone poradnie, szpitale wypełnione smutnymi dziećmi i płaczącymi rodzicami. Zero pomocy z zewnątrz.
Tak łatwo wyznaczać standardy moralności, patrząc tylko z boku.
Beata, dużo ciepła dla Ciebie, za tę siłę i waleczność:* Ja z kolei jestem tym drugim dzieckiem, mam brata z niepełnosprawnością i czasem brakło tej rodzicielskiej uwagi dla mnie, choć to rozumiałam i płakałam za każde cierpienie i operację brata. Teraz mówi się, że nie można zmuszać do heroizmu i ja się z tym zgadzam. Dziękuję Ci za ten tekst, dał mi dużo do myślenia.
Dobrze, że p tym napisałaś.
Zgadzam się z Tobą, że łatwo oceniać patrząc z boku. Nigdy jednak nie będziemy w skórze drugiego człowieka.
Nie da się zwięźlej i trafniej ♡
Tak się czasem zastanawiam,
czy ja mam w ogóle prawo zabierać głos w sprawach, które nie były moim bezpośrednim udziałem. Rodzice postanowili, że się urodzę, urodziłam się zdrowa, nie żyłam nigdy z osobą niesamodzielną pod jednym dachem, nie musiałam mierzyć się z chorobą bliskich, z cierpieniem całej rodziny, więc mam poczucie, że nie powinnam zabierać głosu. Mogę tylko mówić na głos o tym, co znam i czego doświadczyłam. Doświadczyłam straty, więc daję sobie prawo do mówienia o stracie i zawsze będę za wolnością wyboru. Wybór był moim udziałem. Byłam tam sama i sama podjęłam decyzję. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mi to odebrał w imię niejasnego dla mnie wyższego dobra, które niczym bezkształtna masa miażdży jednostkę i niszczy życia już ukształtowane. W jakim miejscu w przyrodzie przyjmujące życie jest ważniejsze od dającego życie? Nie znajdzie się przykład, bo nie istnieje.