Kochanka burzy – czyli rzecz o Babie Jadze, Jagnie i szukaniu ognia

Rozglądał się po pomieszczeniu. Widziałam wyraźnie, jak jego świdrujące żywoniebieskie oczy wyszukują w gospodzie kogoś, kto obdarzy go choć jednym spojrzeniem, choć uśmiechnie się delikatnie i będzie na tyle samotny, by wysłuchać starego dziada opowiadającego niestworzone historie, o błędnych ognikach ciągnących w głąb lasu i wiłach już tam czekających. Jako córka właściciela karczmy widziałam, że przychodzi tu często. Był stary, pomarszczony i okropnie cuchnął, jednak dziada wędrownego trzeba nakarmić i napoić, a i jego historii o życiu wysłuchać. Chętnych nigdy nie brakowało, ale dzisiejszy dzień był jakiś inny. Wszyscy chyba w pole wybyli, albo gdzie jakie weselicho się szykowało. Było pusto i cicho, a jedynie kurz osiadł przy stole. Więc nasz częsty gość rozglądał się i nie mógł złapać niczyjego wzroku. Poza moim. Zobaczył mnie, a jego oczy naraz pojaśniały. Podszedł powoli, opierając się na dębowym kiju.

– Witaj panienko – zaczął cichutko i ochryple, jakby się od bardzo dawna nie odzywał. – Pusto tu dzisiaj jakoś…

– Witajcie – starałam się brzmieć odważnie, ale jego oczy zawsze mnie jakoś przerażały. – Poczekajcie, zaraz przyniosę Wam strawę i napitek.

– Ja nie dla strawy tu przyszedłem. – powiedział stanowczo, gdy już chciałam się wycofać – A z powodu pragnienia ludzkiego ciepła. Nawet taki stary dziad jak ja potrzebuje czasem młodej duszy, by jego historie mogły zostać przekazane następnym pokoleniom.

Oj nie, teraz to już mnie nie wypuści. I na pewno spóźnię się na wykopki do Kaczorowej.

– Czy chciałabyś panienko wysłuchać opowieści starego dziada? – zapytał. Przytaknęłam grzecznie. – A zatem opowiem tobie dzisiaj… hm… może zważywszy na to, że rozmawiam z piękną panienką, opowiem historię o młodej dziewczynie.

Dawno temu w glinianej chatce pod lasem żyła kobieta z trzema córkami: Ludmiłą, Wisławą i najmłodszą… A jak jest tobie na imię, Panienko?

– Jagna.

– O, niech będzie! I najmłodszą, Jagną. Była bardzo długa zima, a od nieustającego mrozu poliki córek zrobiły się zupełnie niebieskie. Aż pewnego wieczoru zabrakło im ognia. Chatka, już i tak nieszczelna, przestała się czymkolwiek różnić od podwórza. Jedzenia, którego i tak brakowało, nie miała nawet gdzie matka dziewcząt ugotować. I tak sobie pomyślała: „dwie starsze mam już odchowane, silne są i będą w stanie mi w przyszłości pomagać. Jagna natomiast, choć piękna, to krucha i delikatna, umrze prędzej czy później.” Oj, nie patrz tak na mnie panienko, takie czasy były, bieda panowała na świecie! I matka zawołała najmłodszą ze swych córek i rzekła jej: „Jagno, córciu moja. Widzisz, że ognia nam brakuje, a siostry twoje z zimna i głodu zaraz pomrą. Idź do lasu, do Baby Jagi i poproś ją o ogień, a gdy go otrzymasz, wróć do nas. Ale nie waż się wracać z pustymi rękoma! Żegnaj, córciu!”.

Jagna, nie mając innego wyjścia wyruszyła w las. A warto ci wiedzieć, panienko, że las był zupełnie innym miejscem niż teraz. Co chwilę zza krzaka wyskakiwały licha, a ponoć i czarta można było tam spotkać. Dziewczyna wędrowała trzy dni i trzy noce, drżąc z zimna. Mówiono, że była tak lekka, że jej bose stópki nie zostawiały nawet śladów na śniegu. Aż w końcu dotarła do strzelistej chaty, stojącej na kurzej stopie. Miała ona ogródek ziołowy, pełen piołunu i barwinku, kwitnącego w środku zimy. Chatka Baby Jagi otoczona była płotkiem z muchomorów, a na dachu przysiadł kruk.

Gdy tylko dziewczyna podeszła do wejścia i podniosła rękę, by zapukać, drzwi otworzyły się same, a ze środka dobiegł ją ochrypły głos krzyczący „wejść!”. Wnętrze pełne było ziół i parujących garnków, a sama Baba Jaga okazała się najobrzydliwszą staruchą, jaką można sobie wyobrazić. Jej długie włosy opadały szarym kołtunem do ziemi, na twarzy nie dało się dostrzec oczu z powodu ogromnych kurzajek, a paznokcie miała długie i spiczaste, z brudem i ziemią pod spodem. Dziewczyna z całych sił starała się nie uciec z obrzydzenia.

– Witaj, mądra Babo Jago! W mojej chatce zabrakło ognia, a mama moja i siostry umierają z zimna. Czy mogłabym dostać go nieco od Ciebie? – zapytała, kłaniając się nisko.

– Witaj, śliczna panienko. Widzę, że przyszłaś tu z dobroci serca, jednak ja już taka dobra nie jestem. Dam ci ogień, ale dopiero gdy posłużysz u mnie i wykonasz trzy zadania, jakie ci powiem. Jeśli jednak zawiedziesz, zjem cię z rozkoszą. – drzwi zamknęły się z hukiem, a w garnku zabulgotało. – Zgadzasz się na taki układ?

– T-tak. – odpowiedziała Jagna pomimo guli w gardle. – Co mam zrobić?

– Twoim pierwszym zadaniem, będzie zacerowanie wszystkich moich ubrań. Masz na to trzy dni. – odrzekła Baba Jaga, po czym pokazała jej szafę pełną rzeczy, zamieniła się we wronę i wyleciała przez okno.

Jagna cerowała dzień i noc, bez przerwy. Czasem tylko, skubiąc resztki ostatniego chleba zabranego z domu, zamyślała się na chwilę i rzucała okruszki myszkom buszującym po izdebce. Gdy jednak Baba Jaga wleciała trzeciego dnia przez okno i zamieniła się znów w człowieka, wszystkie ubrania czekały już zacerowane i poskładane w szafie.

– No, no, no. – pokiwała głową z uznaniem. – Teraz weź tę misę i nabierz do niej trzeciej bieżącej wody, jaką napotkasz na drodze. Ale nie waż się dawać śniegu, ani pierwszego lepszego strumyka, bo poznam się od razu! – rozkazała.

Jagna chwyciła misę, opatuliła się chustą i wyruszyła w drogę. Już po chwili spostrzegła pierwszy strumień, w którym woda płynęła wartko i błyszczała nienaturalnie. Przeskoczyła przez niego. Kolejną rzeczkę dostrzegła późnym wieczorem. Pełna była mułu i wodorostów, więc Jagna szukała dalej. Całą noc tułała się po zaroślach, aż zasnęła. Nad ranem obudziły ją krople wody, spadające z roztapiającego się lodu osiadłego na świerkach. Nadchodziła wiosna. Dziewczyna zebrała pełną miskę i wróciła do chatki Baby Jagi.

– Niesamowite, nie oszukiwałaś! – zakrzyknęła zdziwiona starucha, gdy Jagna wróciła i pokazała jej zebraną wodę. – Udowodniłaś nie tylko to, żeś pracowita, ale też uczciwa i dobra. Z pewnością podaruję ci ogień, jeśli wykonasz dla mnie jeszcze jedno zadanie.

– Jakie? Zrobię wszystko! – odparła Jagna.

– Przynieś mi garść burzowej chmury. Jeśli tego nie zrobisz, zjem cię ze smakiem. – zaśmiała się Baba Jaga, po czym weszła do kominka i zamieniła się w dym.

Dziewczyna usiadła i zapłakała. Zrobiła wszystko, co mogła, ale nie jest wiedźmą i nie umie wyczarować chmur. Nagle, pomiędzy jednym szlochem a drugim, usłyszała ciche szepty i mlaskanie. Były to małe, szare myszki, które nakarmiła wcześniej. Piszczały cichutko, schowane w kącie izdebki. Jagna podeszła bliżej i nachyliła się.

– Witaj śliczna panienko. – powiedziały myszki. – My wiemy jak ci pomóc, ale musisz działać szybko. W szafie starucha trzyma zioła, weź te z pudełka z piorunem i spal, prosząc o burzę. A potem znajdź płanetnika.

– Dziękuję wam bardzo! – wykrzyknęła Jagna i porwała pudełko z ziołami. Wybiegła na polanę.

Uszykowała szybko ognisko i spaliła zioła, po czym, gdy już niebo zasnuło się czernią i granatem, zdała sobie sprawę, że nie ma pojęcia, jak przyciągnąć uwagę niebiańskiego jeźdźca. Zrobiła więc, co pierwsze przyszło jej do głowy: rozebrała się i położyła się na polanie.

Gdy pierwsze krople pierwszego wiosennego deszczu spadły na jej nagie ciało, nagle chmury rozwarły się na chwilę, a z nieba zeskoczył na ziemię młody mężczyzna, o srebrnych włosach i oczach koloru letniego nieba.

– A co taka piękna dziewczyna robi naga w taką pogodę? – zapytał, opierając się o niską brzozę.

– A co to za młodzieniec spada z nieba? – odparła zarozumiale Jagna.

– Taki, któremu się bardzo spodobało, to co widzi i zastanawia się, co musiałby zrobić, by to mieć.

– Przynieś mi trochę burzowej chmury, a zobaczymy, co da się zrobić. – mrugnęła do niego, zakrywając się zalotnie.

Zniknął na chwilę, po czym wrócił z błyszczącą, granatową masą, włożył ją do mieszka i rzucił dziewczynie. Złapała zręcznie, już ubrana w giezło.

– Myślę, że dziś mogę podarować ci całusa. – powiedziała Jagna i choć chciała go jedynie cmoknąć, płanetnik przyciągnął ją do siebie i całowali się długo i namiętnie.

– Ale nie puszczę cię, dopóki mi nie obiecasz, że podczas trzech kolejnych burz spotkamy się jeszcze. – powiedział, przytrzymując ją mocno w pasie.

– Obiecuję. – szepnęła Jagna, po czym płanetnik wzniósł się w powietrze i zniknął, pożarty przez chmury.

Jagna wróciła do chatki Baby Jagi i ta już nie miała innego wyjścia, jak podarować dziewczynie ogień, by ta mogła wrócić z nim do domu. Tułała się po lesie trzy dni i trzy noce, szukając drogi, a gdy znalazła już glinianą chatkę pod lasem, ta od dawna stała pusta, a nikt nie słyszał o matce z trójką córek. Dziewczyna postanowiła sama tam zamieszkać. Spotkała się z niebiańskim młodzieńcem jeszcze obiecane trzy razy, a kolejną wiosną urodziła małego chłopca, ponoć o oczach tak niezwykle niebieskich, jak jego ojca. Wychowywała go dobrze, ale on zawsze marzył o tacie, latającym gdzieś wysoko w chmurach i już jako młody chłopak wyruszył na jego poszukiwania. Tułał się po całym świecie, był w dalekich krajach i na wysokich górach, ale nigdy go nie znalazł, a gdy w końcu zechciał wrócić do mamy-Jagny i małej chatki na skraju lasu, tej też już nigdy nie mógł znaleźć. Rodzanice poplątały ścieżki jego życia i ponoć po dziś dzień jako dziad wędrowny opowiada niestworzone historie w karczmach i gospodach dla każdego, kto chce go słuchać. Ale dość już o tym, panienko, bo jeszcze jakby kto podsłuchał, to by pomyślał, że ja jakieś bajdy opowiadam, a to samo życie przecież.

Siedziałam zasłuchana, z ogromną gulą w gardle. Co można w ogóle odpowiedzieć na taką opowieść?

– No, pora na mnie. – powiedział i wstał, podpierając się kijem. Pocałował mnie w czoło, po czym wyszedł, zamykając za sobą drzwi.

Nigdy już nie wrócił do gospody, ani do naszej wsi. Niektórzy powiadali, że zginął, że się zapił, inni, że odszedł w dalekie kraje, jak to dziad. A ja ilekroć patrzyłam w burzowe niebo, zastanawiałam się, czy może tam jest, czy może wrócił do swojej glinianej chatki na skraju lasu.

6 przemyśleń nt. „Kochanka burzy – czyli rzecz o Babie Jadze, Jagnie i szukaniu ognia”

  1. Piękna baśń, dla mnie o zagubieniu i szukaniu szczęścia gdzieś daleko i zapominaniu o tym, co tutaj, bliskie i przyziemne (a przynajmniej tak odczytałam historię dziada). Opowieść pełna magii i melancholii, a napisana tak, że czytałam ciurkiem.

Dodaj komentarz