Pisane długo na temat sierpniowy z pisania na żywo

Ona jest jakaś pierdolnięta! Mam nadzieję, że sąsiedzi nic nie zauważyli. – przeżuwałem w głowie zaciskając szczęki. – W końcu pozbyłem się tego kota. Nie wiem, o co ten płacz. Zachowuje się jak mała dziewczynka!
Wyrwałem jej z rąk te głupie pudło po glanach starszej córki. Co ona sobie w ogóle myśli, ani mi się śni zakopywać go w Moim ogrodzie. Jego rozkładające się zwłoki na pewno przynęcą tu myszy, krety i łasice. Nie po to sieję trawę codziennie od kilku miesięcy, żeby mi teraz wszystko zryły!
Wygrzebałem w komórce jakąś reklamówkę z biedronki i uważając, żeby nie dotknąć trupa, wyciągnąłem go z pudła i zapakowałem w nią. Na szczęście niedaleko za domem jest niezamieszkana działka. Wrzucę go tam i po kłopocie. Poczekam tylko, aż sąsiedzi zza płota przestaną łazić po podwórku. Nie chcę, żeby interesowali się, po co taka publiczna osoba, jak ja, przeskakuje płoty.
Nie wiem, gdzie ona się chowa, chyba do kogoś dzwoni. Tylko mi wstyd przynosi, tak samo jak jej dzieci. Wszystkim zawsze muszę zająć się sam.
Ha dobra, wcale nie było tak trudno przeskoczyć ten płot. Szkoda tylko, że nie wziąłem szpadla. Kawałkiem jakieś sztachety próbowałem rozkopać przemarzniętą ziemię. Chuj to. Wrzuciłem go do ziemi byle jak i zakopałem butem. I tak tu nikt nie chodzi.
Bez sensu kupiłem te puszki, mogłem wpłacić na mszę. Na szczęście zaraz pojedziemy do Kaufa, niech tylko stara się zbierze, bo dziś się bardzo ślimaczy i je oddam. Tylko znajdę rachunek i możemy jechać.
==========
To była jedna z gorszych nocy w moim sześciesięcioletnim życiu. Trzy dni temu Foks nie wrócił na noc.
Szukałam go w krzakach, pytałam sąsiadów. I nic. Następnego dnia rankiem usłyszałam słabe miauczenie snujące się po ziemi zza sterty drewna opałowego sąsiada. Udało mi się go stamtąd wyciągnąć. Był słaby i odwodniony. Nie mógł samodzielnie stać na nogach. Zadzwoniłam do syna i córki, by poradzić się, co robić. Zamówiłam taksówkę i pojechałam do weterynarza. Dali mu kroplówkę i kazali obserwować. Lekarka podejrzewała otrucie. Nadal nie wstawał. Poiłam go łyżeczką. Nie pamiętam, czy próbował się wypróżnić. Następnego dnia znów pojechałam do weta. Tym razem wróciliśmy z wenflonem wbitym łapkę i kilkoma płynami do wlania. Przykryłam go kocykiem. Czekaliśmy.
Gdy już skończyło się Szkło kontaktowe i już miałam robić angielski, rudy poderwał się na nogi. Próbował schować się w szafe. Trzęsło się całe futerko. Rozpaczliwie płakał, jakby wołał: „mamo, boję się, pomóż!”. Do dziś słyszę ten głos.
Zawołałam męża, ale ten nie chciał pomóc. Córka sąsiadów na wiosce jest weterynarzem, może mogłabym zadzwonić, pytałam. Odwarknął, żebym mu wstydu nie przynosiła, że wszyscy się będą z niego śmiać, że co po nocy do kota.
Zatelefonowałam po syna. Na szczęście udało mu się odpalić, normalnie stojący cały rok, samochód i przyjechał najszybciej jak potrafił. Zawinęłam kota w kocyk i polecieliśmy autostradą szukając pogotowania.
Było już niestety za późno. Udar, wylew, już nic nie mogli zrobić. Zastrzyk. Weterynarz zawinęła go w nibykrewetkę. Wyglądał jakby właśnie ułożył się do snu.
Po powrocie do domu znalazłam pudło po butach córki jeszcze z liceum. Przykryłam go kocykiem. Będziesz spał pod tym drzewem, pod którym lubiłeś leżeć latem, nie tam, gdzie są pająki – mówiłam do niego w myślach.
Rankiem mąż wcale nie chciał mnie słuchać. Nie dość, że zabrał mi pudełko, to jeszcze wyśmiewał się ze mnie, gdy płakałam. Nie pozwolił pochować Foksa. Wyrzucił jak śmiecia na nieużytkach za płotem.
Schowałam się w łazience, żeby zadzwonić do córki. Nie wiem, co było gorsze: jego wczorajsze przestraszone miauczenie, czy jej rozdzierający krzyk po drugiej stronie słuchawki.
Pamiętam tamten straszny dzień. Tulę Cię mocno <3 <3 <3
Piękne i bardzo poruszające:(. I mam nadzieję, że to fikcja literacka…
To bardzo wstrząsający tekst, miałam łzy w oczach. Wydaje się taki prawdziwy. Piszesz bardzo przekonująco, punkt widzenia męża tak brutalny, bezrefleksyjny, że nie znoszę go z miejsca. Zastanawiam się , czy gdyby podobny jemu typ przeczytał twoje opowiadanie to zastanowiłby się choć trochę?
Twój tekst jest bardzo poruszający, taki prawdziwy a postać bezrefleksyjnego, brutalnego męża świetna. Nie znoszę typa z miejsca. I zastanawiam się, czy gdyby jemu podobny przeczytał twoje opowiadanie czy zmieniłby się choć trochę?
Co za gbur z tego gościa. Zero współczucia, empatii. Targała mną złość i niezgoda i bezsilność. Nie umiem rozmawiać z takimi ludźmi. I druga strona, zrozpaczona kobieta, płakałam razem z nią . Jaki to przejmujący tekst!!!!
Uwielbiam to jak piszesz ♥️♥️♥️