Wera i Greg

– Chryste, odłóż tę gazetę! – zasyczała Mama Wera.

Wera miała cudowną umiejętność krzyczenia przez zaciśnięte zęby i wykorzystywała ją bezwstydnie do opierdzielania Papy Grega w miejscach publicznych w taki sposób, że nadal wydawała się uroczą i uśmiechniętą babcią.

– Odłożę, jak skończę. Jest przepis na grzybową i komentarz do ostatniego meczu ‘Zdroju’ Ciechocinek – nie mogę odłożyć, jestem pochłonięty.

Cudowną umiejętnością Papy Grega było kompletne ignorowanie Wery, ale w taki sposób, żeby utrzymywać ją jeszcze przed granicą ostatecznego wybuchu złości.

– Jesteśmy w gościach!
– Jesteśmy w rodzinie – to dużo gorsze!

Mama W. zgrzytnęła zębami i z przyklejonym do twarzy dobrotliwym uśmiechem wpatrywała się w scenkę przed sobą. Siedzieli z Papą przy ścianie, wciśnięci w kąt między komodą, gazetnikiem i stolikiem kawowym, miała więc świetny widok na środkową, reprezentacyjną część salonu, którą teraz przejęły koce, zabawki i wnuczęta. Całe towarzystwo ze wszystkich stron obskakiwało dzieciaczki, a dzieciaczki obskakiwały stoliczek ze słodyczami i kolorowymi napojami, po których musująca piana wychodziła im nawet uszami.

Wera siedziała wyprostowana jak struna i wodziła wzrokiem po wszystkich członkach rodziny. Co rusz ktoś podstawiał jej pod nos kawkę i ciastko, a ona nigdy nie odmawiała, bo tylko w ten sposób mogła cały czas mieć zajęte ręce, w które nie dało się wepchnąć jakiegoś kopiącego dwulatka. Papa Greg, pochylony nad gazetą, nie zauważyłby, gdyby mu wpychali orangutana, więc dopóki roztaczały się przed nim homeryckie opisy scen sportowej walki z meczu Ciechocinka, był bezpieczny.

Cóż, imprezy rodzinne to nie był ich konik. A nawet szkapa. Bardziej może smętne truchło rumaka. Z trzema nogami.
Rozumieli, że życie rodzinne ma swoje zasady, lubili nawet podtrzymywać relacje i dziećmi i wnukami. Przeszkadzało im trochę to, że z czasem, nie wiadomo jak i kiedy, weszli w role Staruszków. Zaczęli wyczuwać pobłażliwość w głosie starszych wnuków i ten poniżający rodzaj troskliwości ze strony dzieci, którym otacza się osoby naiwne i nieporadne. Rzadziej byli uważnie wysłuchiwani, a częściej zapychani kawką i serniczkiem i tonami zdjęć niemrawych kilkulatków.

Wera i Greg mieli w dupie taką starość.
Wera i Greg mieli nadal dużo do zrobienia, powiedzenia i pokazania.
Wera i Greg mieli po sztuczną szczękę (żart! zęby wciąż własne!) kawki, serniczka i ślinienia się nad raczkującymi wnuczętami.

– Babciu, myszka! – trzyletni Antek z impetem wjechał w duży palec Wery nakręcaną zabawką w kształcie wielkiego gryzonia.
Zabawka okazała się zbyt delikatna na ostrą szarżę Antoniego i odmówiła dalszego przemieszczania się. Antek obracał kluczyk i nakręcał ile sił, ale szczur nie reagował. W końcu wydał się z siebie skrzekliwy, metaliczny odgłos i przewrócił się na włochaty bok.

– Nie żyje. – skwitował Papa Greg, nie odrywając oczu od gazety.
Wera przewróciła oczami. Zanim zdążyła zareagować, Antek wytrzeszczył oczy, wrzasnął i rzucił się na ziemię, krzycząc i kopiąc, ile się dało. Aniela i Paweł zeskrobywali go stamtąd piętnaście minut, mamiąc obietnicami lodów i stada jeżdżących myszy.

– Idiota – prychnęła Wera w stronę męża.
– Nie mów tak o chłopcu, to normalna reakcja na wyimaginowaną śmierć. – odparł Papa ze stoickim spokojem.
– Mam nadzieję, że ten twój Ciechocinek przekręcił się w tym meczu co najmniej tak widowiskowo jak Antkowy szczur!
– Czubkiem buta ich nie dotknęli, Werciu, 3:0 dla nas!

Wera nie miała czasu odpowiedzieć, bo przy jej prawym ramieniu zmaterializowała się Aniela i z wyrzutem zapytała:
– Mamo, czy tata powiedział Antkowi, że jego zabawka nie żyje?
Wera zawahała się sekundę, ale w ostatniej chwili postanowiła uratować mężowi dupę.
– Nie, nie, kochanie, co ty mówisz? Tata mówił o sobie – że ON już długo nie pożyje… – posłała mężowi piorunujące spojrzenie, nie zdejmując z twarzy uroczego uśmiechu.
– A, to dobrze, dobrze, może się przesłyszał, biedaczek… – Aniela machnęła ręką, nie zwracając już na ojca najmniejszej uwagi.

Wera nachyliła się w stronę rozłożonej gazety, za którą ukrywał się teraz chichoczący Papa, i wyszeptała złowróżbnie:
– TRZY DO JEDNEGO!

Tekst inspirowany obrazem Davida Hockney’a, 'My Parents’:
https://www.tate.org.uk/art/artworks/hockney-my-parents-t03255

Autor: Asia Kozieńska

Zbieram życiowe drobiazgi, głaszczę psy, czytam, tańczę i gadam.

6 przemyśleń nt. „Wera i Greg”

Dodaj komentarz