Moje potwory

Ktoś mi powiedział ostatnio, że rozwój zaczyna się wtedy, gdy sama masz już dość własnych potworów. No właśnie – to jest dokładnie to, co od dawna czułam: obrzydły mi moje potwory. Ich nieustanna obecność na granicy spojrzenia. Ich niewidzialne spojrzenia, wlepione we mnie, dokądkolwiek się nie ruszę, szydercze szepty, które tylko ja słyszę. Zmęczyła mnie nieustanna warta, ten podświadomy alert: “miej się na baczności, gdzie twoja garda?”, świecący się na czerwono w mroku moich myśli.

Moje potwory są małe, kudłate i niepozorne, ale mają ostre zęby i zawsze wiedzą, kiedy nagły wyskok z szafy wpędzi w galop moje serce albo kiedy dziabnięcie spod łóżka zaboli najmocniej. To pamiętliwe bestie, ich pamięć jest trwalsza niż moja. Ochoczo podsuwają mi zdjęcia wspomnień, które chciałam wyrzucić, tych, co do których byłam pewna, że są dawno zamknięte, że odeszły w pokoju, oraz tamtych, które wydawały się na zawsze już oswojone – a jednak wciąż kłują na nowo. Moje potwory myślą też dużo więcej ode mnie, zapętlają całe playlisty nawracających “czy…”, “a jeśli…”, “gdyby…”, gubiąc drogę pomiędzy sprzecznymi opcjami, skacząc od dygresji do dygresji i na nowo wracając do źródła. I nigdy nie śpią, dlatego zawsze mają dla mnie czas.

Wiem, że moje potwory tylko czyhają, aż powinie mi się noga prosto w otchłań zwątpienia w siebie. Nie tylko w środku nocy – ale też bezczelnie w świetle dnia usłużnie podtykają mi pod nos najwstydliwsze wspomnienia. Zawsze trzymają w gotowości najczarniejsze obawy i chętnie dzielą się swoim strachem, dmuchając mi nim w twarz jak magicznym pyłkiem. Wdycham go jak smog, przytulona do poduszki albo idąc przez miasto, i czuję, jak oblepia mi gardło. Do późna w nocy gram z nimi w “spóźnione doskonałe riposty” oraz “a przecież mogłam powiedzieć, że”. Karmią mnie “dlaczego wtedy tego nie zrobiłam” jak cukierkami. Moje potwory wiedzą, jak mnie pieścić niespełnionymi oczekiwaniami.

Znam moje potwory bardzo dobrze, są najbardziej stałym elementem mojej rzeczywistości. Mocno wczepiłam się palcami w ich szorstką sierść. Dlatego nigdy nie pomyślałam, że odważę się to zrobić – a jednak!

Stoję przed lustrem i patrząc sobie ze spokojem w oczy, powoli, palec po palcu, naciągam skórzane rękawiczki. Mam na sobie łuskową zbroję, światło odbija się od niej opalizującymi refleksami, dodając mi śmiałości. Zbroja nie utrudnia mi ruchów, wręcz przeciwnie – nareszcie czuję, że jest jak druga skóra, bo składa się ze słów, którym pozwalam płynąć, i marzeń, które wreszcie realizuję dla samej siebie. Szczerzę zęby w uśmiechu do swojego odbicia, nakładając gogle, przez które widzę wyraźnie, co już osiągnęłam i jak z każdym dniem się otwieram i zmieniam. Wreszcie uzbrajam się w poczucie wdzięczności za to, co mam i kim jestem, i ruszam wykurzyć potwory spod łóżka.


Tekst napisany podczas warsztatów pisania na żywo „Pisalnia” Aleks Makulskiej.

Obraz intuicyjny namalowany akrylami przeze mnie.

Autor: Paulina Boguta-Miller

6 przemyśleń nt. „Moje potwory”

    1. Dziękuję! <3 Przyznam, że czuję się bardzo… twórczo. Może nie piszę tak dużo, jak mogłabym i chciała, ale też pozwalam sobie na to, by nie pisać – i nie mieć do siebie o to pretensji. Za to robię dużo innych rzeczy, których mi brakowało i do których mnie ciągnęło, ale najwyraźniej sama siebie blokowałam.

      I tak, to wiwerna i wilczyca 😀

Dodaj komentarz