Czas i tak upłynie, czyli moje pisarskie życie za 5 lat…

Tekst powstał w ramach Klubu Otwartej Szuflady stopnień II
Gdańsk, 7 marca 2029 r.

Samolot kołował po płycie lotniska. Kocham Paryż całym sercem ale dobrze znów być w domu. Czuję, że moja introwertyczna dusza potrzebuje odrobiny spokoju, chociaż z drugiej strony samo wspomnienie spotkań z czytelnikami i ciepły odbiór mojej pierwszej powieści na spotkaniach autorskich napełnia moje serduszko ciepłem. Jestem autorką powieści!!! Prawdziwej książki, którą można dotknąć, powąchać czy znaleźć na półce w księgarni. Chociaż od premiery minęło już sporo czasu nadal przychodziły chwile w których musiałam się mocno uszczypnąć, żeby upewnić się, że to prawda.
M. pewnie już czeka na lotnisku. Chyba w drodze powrotnej zajedziemy do Małgosi, dumnej studentki pierwszego roku medycyny. Nic nie mówi, ale znam go na tyle, że spojrzę i wiem…bardzo brakuje mu kontaktów z córką. W tym momencie po raz kolejny gratuluję sobie w duchu, że wytrwałam w mojej decyzji, że nie chcę być mamą. Wewnętrznie nie było to trudne, bo przeciwnie do tego co słyszymy w przekazach medialnych czy od „życzliwych”, którzy przychodzą z radą o którą nikt nie prosił ( w stylu będziesz żałować, czasu nie cofniesz i ta o szklance wody) im jestem starsza tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nie jest to moje życiowe powołanie. Szczęśliwie się złożyło, że mój towarzysz życia ma już swoje dorosłe dziecko i ten temat nigdy nie był tematem konfliktów w naszym związku. Ten trudny czas gdy byłam zazdrosna o ich relacje ojciec-córka też już na szczęście mam za sobą, a może bezpieczniej będzie powiedzieć pod kontrolą, bo życie z lękiem i poczuciem opuszczenia to chyba coś z czego nie da się wyleczyć, można tylko z tym żyć i nie pozwalać tym czarnym myślom przejąć kontrolę. Oj, długo mi zajęło wytłumaczenie sobie, że nie mam prawa pozbawiać tej dziewczynki kontaktu z tatą tylko dlatego, że sama nie miałam go z moim. Nazwałam w końcu i oswoiłam ten lęk i od tej pory wszystko trafiło na swoje miejsce. Jak on to wszystko wytrzymał to aż sama się dziwię. I pomyśleć, że to wszystko dzięki pisaniu. Pisanie tak oczyszcza głowę i pozwala rozplątać myśli. Jeszcze cztery godziny i znów będę w domu. W poprzednim wcieleniu chyba byłam mewą, bo zawsze myślałam, że będę mieszkać nad morzem, a jednak to rodzinna Warmia okazała się moim wymarzonym miejscem do życia. Pod czujnym okiem M. nasz pensjonat pięknieje w oczach. Nie znam lepszego gospodarza i lepszego przyjaciela. Wczoraj na maila przyszło kolejne pytania od gości, którzy chcą trzymać u nas swoje konie. ” Szanowni Państwo! Właśnie wylądowaliśmy w Gdańsku. Dziękujemy za wspólną podróż”- słyszę komunikat z głośnika a zaraz za nim brawa dla pilota jak to na pokładzie z Polakami. Czas wracać…

Autor: warmińska.dusza

prawniczka z wykształcenia, pisarka z powołania spaceruję z psami po lesie, piszę i odwiedzam zapomniane dwory w Prusach Wschodnich

Dodaj komentarz