Budzi mnie, dochodzący zza okna przeraźliwy hałas. Z trudem otwieram oczy. I natychmiast je zamykam. Mam mdłości. Za dużo wczoraj wypiłem. Sprawdzam ręką czy chociaż rozebrałem się, zanim zwaliłem się na łóżko. Tym razem mi się udało a nawet więcej. Leżę całkiem nagi. Ponownie otwieram oczy i moją głowę przeszywa ból. Jednocześnie czuję, że gardło mam wyschnięte na wiór, a język przykleja się do podniebienia. Srogo płacę za szaleństwa ostatniej nocy. Niewiele też z niej pamiętam. Wytężam umysł, żeby przypomnieć sobie cokolwiek, ale tylko bardziej rozbolała mnie głowa. Pragnienie wygania mnie z rozgrzanej pościeli. Drapiąc się po pośladku, idę do kuchni. Otwieram lodówkę i bingo! Zapobiegliwie kupiony wczoraj browar na klina, uśmiecha się do mnie. Przykładam lodowatą butelkę do skroni. Boże, co za rozkosz… Pociągam solidny łyk. „To lepsze niż seks” – myślę, śmiejąc się w duchu. Przeciągam się leniwie i czuję, jak naciąga mi się każde ścięgno a kości aż trzeszczą. Z każdą minutą czuję się coraz lepiej. Wchodzę do łazienki i patrzę w lustro. Może i czuję się dobrze ale na pewno, dobrze nie wyglądam. Przekrwione i podkrążone oczy, blada i ściągnięta skóra, popękane wargi. „Ksawery, Ksawery… Nigdy się nie nauczysz” – mówię do siebie i wchodzę pod prysznic. Puszczam wodę tak gorącą, że zmyłaby nawet grzech pierworodny. Przypominam sobie coraz więcej szczegółów z wczorajszego wieczora. Nie ma się czym chwalić, w sumie. Zalaliśmy pałę i tyle. Jak wróciłem, nie wiem. Pamiętam tylko, że narzygałem do śmietnika pod blokiem, pełna kultura normalnie. Nie na wycieraczkę czy na schodach, tylko do śmietnika. Otwieram drzwi od kabiny i w kłębach pary wychodzę na zewnątrz. Czuję się jak nowo narodzony. Kiedy się ubieram przypominam sobie, że obiecałem znajomym wpaść na ich koncert w B90. Po szybkim przemyśleniu wszystkich za i przeciw, chwytam portfel i wychodzę. Uberem docieram pod sam klub. Już z daleka słyszę dudnienie basów. Chłopaki dają czadu, a ja jestem spóźniony. Wpadam do środka i już od wejścia otula mnie muzyka. Jest tak głośno, że nie słychać, co ludzie mówią. I dobrze. To jest to, czego dziś potrzebuję. Samotności i zanurzenia się w dźwiękach. Bez kumpli polewających kolejną kolejkę, bez namolnych dziewczyn klejących się do ramienia. Kupuję piwo i staję trochę z boku. Chcę się powoli kołysać do rytmu a nie lubię stać w ścisku pod sceną. Przymykam oczy i nagle ktoś wpada na mnie z tyłu. Plastikowy kubek z piwem leci mi na buty. „Kurwa mać” – myślę – „Co za chuj…”. Patrzę smętnie na browara na podłodze. Może i był chrzczony, ale piwo to piwo. Nagle przede mną staje laska i coś mówi. Kręcę głową, że nie słyszę. Na migi pokazuje, że to ona na mnie wpadła i przeprasza. Podaje mi piwo, które trzyma w ręku. Pokazuje, że to dla mnie i sobie kupi nowe. Uśmiecham się krzywo, biorę kubek i macham ręką, że nic się nie stało. Chcę już być sam i dalej cieszyć się koncertem. Niestety, ta sytuacja wybiła mnie z nastroju. Rozglądam się i widzę, że ta dziewczyna stoi niedaleko mnie. Kołysze się delikatnie. Ma zamknięte oczy, więc mogę się jej dobrze przyjrzeć. Kiedy światło ze sceny pada na jej odsłonięte nogi, widzę na udzie tatuaż przedstawiający jakiegoś ptaka. Nie wiem jaki to gatunek, nie znam się na tym. Jest drobna i szczupła, i jakby dla przeciwwagi założyła ciężkie, robocze buty. Nagle ogarnia mnie przeogromna ochota, żeby ją objąć. Schować w sobie. W tym samym momencie patrzy na mnie. Uśmiecha się unosząc jeden kącik ust i nawet w ciemności widzę, jak zielone są jej oczy. Nawet nie wiem, kiedy do niej podchodzę. Kładę ręce na jej biodrach a ona zarzuca mi dłonie na ramiona. Cały czas patrzy mi prosto w oczy. Przytulam ją do siebie a ona przylega całym ciałem do mojego. Czuję jak krew pulsuje mi w skroniach i nie tylko. Wkładam dłonie pod jej t-shirt i czuję jak miękka i gorąca jest jej skóra. Widzę tylko jej zielone oczy, zatapiam się w nich. Nachylam się do jej ust, po których błądzi lekko, kpiarski uśmiech i budzi mnie dochodzący zza okna przeraźliwy hałas. Z trudem otwieram oczy. I natychmiast je zamykam. Mam mdłości. Za dużo wczoraj wypiłem…
Ksawery

Pięknie opowiedziane. Dla takich snów warto byłoby wypić za dużo. 😊