Łucja

Łucja beznamiętnie przyglądała się dłoniom siedzącego naprzeciwko mężczyzny. On też chyba się nudził. Bębnił w szybę pociągu, wystukując jakąś bliżej niezidentyfikowaną melodię. Łucja z obrzydzeniem obserwowała jego paznokcie z półksiężycami brudu  i wygryzione do krwi skórki. Na kciuku miał przyklejony plaster. Kiedyś biały, teraz w kolorze szmaty po umyciu podłogi. „Bardzo brudnej podłogi” – pomyślała Łucja i przeszył ją dreszcz. Czuła się trochę jak masochistka nie mogąc oderwać wzroku od rąk współpasażera. Wielkie jak bochny, zniszczone ciężką pracą, z popękaną, najprawdopodobniej od mrozu, skórą. Spod wystrzępionego rękawa brudnobrązowego swetra wystawała bransoleta zegarka. Światło odbijało się od niej i „zajączek” skakał po twarzach innych pasażerów. Łucji od razu skojarzył się fragment z „Celiny” Kazika: „Sikory złote pod mankietem odmierzają sekund bieg”. Ta sikora była akurat srebrna. W końcu mężczyzna znudził się zabawianiem w dobosza, wcisnął ręce do kieszeni kurtki i zapadł w drzemkę. Łucja przeniosła wzrok na resztę pasażerów. Miała wrażenie, że wszyscy dookoła są albo smutni albo wkurwieni. Ich twarze wyglądały jak zaciśnięte pięści. Łucja westchnęła. „Męczą się tak jak ja” – pomyślała. Tak, Łucja była zmęczona. Zmęczona ponad godzinnym dojeżdżaniem do pracy. Zmęczona wiecznie spóźniającymi się pociągami i tłumami ludzi. Zmęczona ostrym, jarzeniowym światłem w wagonie i rozkręconym do oporu grzejnikiem. Zmęczona pracą, której nie lubiła i która dawno przestała jej się podobać. A przede wszystkim zmęczona sobą. Swoim brakiem zdecydowania, żeby coś zmienić i poddaniem się nurtowi, który bardziej ją zatapiał niż pchał do przodu. Zniesmaczona sobą wyjrzała przez okno. Pociąg przewozów regionalnych wtaczał się powoli na peron w Gdyni Głównej. Łucja patrzyła tępo przed siebie. Na przeciwległym torze stał TLK albo Intercity. Pomarańczowe litery, mówiące do jakich miejsc pociąg zmierza, rozmywały się przed oczami Łucji. Działały na nią hipnotyzująco. Zamyśliła się i na czole pogłębiły się jej zmarszczki. Rzeka myśli przepływała jej w umyśle. Przejechała językiem po zębach, muskając ukruszoną jedynkę. Nagle poderwała się jak rażona piorunem. Chwyciła ciemzieloną torbę i zaczęła się przepychać w stronę wyjścia. Pociąg był niestety zawalony ludźmi. Łucja musiała torować sobie drogę łokciami i deptać ludziom po stopach swoimi ciężkimi, roboczymi butami. Ktoś krzyknął z oburzeniem, ktoś nazwą ją pierdolniętną, ktoś usiłował ją zatrzymać chwytając za łokieć. Zrezygnował jednak bardzo szybko, kiedy Łucja odwróciła się i rzuciła mu mordercze spojrzenie. W końcu wyskoczyła na peron. Sprintem dobiegła do TLK albo Intercity stojącego przy peronie. Wsiadła i marszem, zanim zmieni zdanie, skierowała się w stronę przedziału konduktorskiego. Kupiła bilet, znalazła miejsce. Pociąg po chwili ruszył. Łucja oparła głowę o szybę. Założyła słuchawki. Po chwili nuciła razem z Kazikiem: „Szukaj Celiny lamusie, gdzie adapter, chata, szkło”.

Autor: alosza

Introwertyczka, która czasami lubi ludzi. Kocham las i wodę o każdej porze roku. Latem: leniwe jeziorne kąpiele i wieczory przy ognisku, jesienią: zbieranie kasztanów i spacery po kobiercach z liści, zimą: wyprawy w pełnym słońcu po skrzypiącym śniegu a wiosną: zapach mokrej ziemi.

Jedno przemyślenie nt. „Łucja”

Dodaj komentarz