#Światowy dzień walki z depresją

Samotność od zawsze towarzyszyła Kornelii. Owszem, posiadanie obojga rodziców, którzy starali się ją wychować na ludzi, nie dla każdego stanowiło przywilej. Przez chwilę trwała przy chłopaku, z którym myślała, że spędzi resztę życia. Koleżanki z bliskiego otoczenia również darzyły ją sympatią. Jednak przed żadną z tych osób nie otworzyła duszy. Nie uzewnętrzniła się na tyle, żeby któraś z nich mogła dostrzec prawdziwy ból, który niosła za sobą każdego dnia. Tak mijały lata. Lata udawania i trwania w iluzji normalności.
Aż przyszedł moment, kiedy dalsze ukrywanie rozczarowania swoim losem, wszechogarniającą bezsilnością i niechęcią do życia stało się niemożliwe. Bożena zaczęła dostrzegać, że jej córka coraz bardziej zamyka się w sobie. Koleżanki martwiły się o swoją rówieśniczkę. Nawet wykładowcy nie potrafili obojętnie przejść obok marazmu i spadku formy uczennicy. Do muru, który zbudowała wokół siebie dziewczyna, zaczęły dobijać się osoby na pozór obce, a jednak przejęte losem Kornelii.

Pierwsza pomocną dłoń wyciągnęła Iga.
– Musisz wyjść do ludzi – powiedziała do swojej koleżanki, nie dając przestrzeni na słowa sprzeciwu.
– Nie lubię ludzi – odparła beznamiętnym głosem Kornelia.
– To nieprawda. Przecież mnie lubisz.
– Nie lubię obcych ludzi.
Dziewczyna chciała jak najszybciej zakończyć tę rozmowę. Irytowała ją każda próba sprowokowania jej do opuszczenia strefy komfortu. Sama podświadomie wiedziała, że tkwienie w czterech ścianach nie może przynieść nic dobrego. Jednak próby zmuszenia jej do wyjścia na zewnątrz tylko wzmagały jej gniew.
– Oj, daj spokój. No, ogarnij się, dziewczyno!
Kornelia na te nietrafione próby pomocy zareagowała wprost przeciwnie do zamierzonego efektu. Szybko wykręciła się od dalszej rozmowy, tłumacząc się koniecznością nauki do nadchodzących egzaminów. Co więcej, zaczęła unikać Igi. Nie odbierała od niej telefonów, nie odpisywała na wiadomości, a kiedy mijała ją na ulicy, odwracała wzrok i umykała niezauważona.

Mama Kornelii również łapała się każdego sposobu, żeby wstrząsnąć córką i sprawić, by na powrót zaczęła się uśmiechać.– Ja się przez ciebie pochoruję – rzekła Bożena z grymasem wymalowanym na twarzy. – Czy ty nie możesz być jak inne dzieci?- Widać jestem inna. – Kornelię po raz kolejny ścisnął za serce ból, kiedy usłyszała słowa matki. Pewnie, że chciałaby być jak wszyscy. Radosna, bezproblemowa, pomocna i kochana. Tylko że wyartykułowanie takiego wyrzutu nie sprawiło, że w dziewczynie nastąpiła nagła zmiana. Zadziałało za to tak, że ból duszy narastał, a niepokój rozchodził się po ciele.– A mogłabyś!– A ty byś mogła czasem powiedzieć mi coś dobrego – odcięła się w akcie obrony.– Coś dobrego? To bądź dobra! Wystarczy, że choć trochę się postarasz.Mogłaby postarać się zostać idealną córką. W idealnym świecie. Osiągnęłaby wszystko, co najlepsze. Przestała marzyć, a zaczęła żyć. Nauczyła się latać. Wzbijać w przestworza i unosić nad głowami innych. Stała się wszechwiedząca. Pasująca jak ostatni puzzel do układanki. Mogłaby wszystko. Ale siły starczało jej jedynie na robienie wielkiego nic. Tak też się czuła. Jak jedno wielkie nic.

Nawet wykładowcy Kornelii zdołali zauważyć, że dzieję się z nią coś niepokojącego.– Pani Kornelio, dlaczego pani płacze? Coś się stało? – zapytała rektorka wydziału, widząc zapłakaną studentkę na uczelnianym korytarzu.– Nie, nie, nic się nie stało. – Zawstydzona dziewczyna jak najszybciej starała się wytrzeć rękawem łzy.– Jest pani pewna? Chodzi o ostatni egzamin?– Postaram się go poprawić – odparła szybko, a słone krople, pomimo wszelkich prób zahamowania ich, zaczęły spływać strużkami po polikach.– Niech się pani tak nie przejmuje. To pewnie słabszy okres. Na pewno nic takiego – zapewniała rektorka. Jej mina wskazywała, że sama czuła się podczas rozmowy niezręcznie. Płacz studentki wprawiał ją w zakłopotanie.Dziewczyna od razu to zauważyła, dlatego w tamtym momencie zachowała się tak, a nie inaczej.– Przepraszam. Faktycznie mam gorszy dzień. Pewnie mi się okres zbliża i buzują mi hormony. – Kornelia otarła twarz wierzchem dłoni i szybko wycofała się do swojej skorupy. Przez resztą dnia wyrzucała sobie, że dała się przyłapać na słabości. Przysięgała sobie, że nigdy więcej to się nie powtórzy.Studentka nie chciała przyjąć niczyjej pomocy. Jedyne, czego pragnęła, to żeby wszyscy dali jej święty spokój. Złość buzowała w niej na to, że inni wtrącają się w jej życie. Podważają jej smutek, nie dają prawa do bezsilności. Przytłaczało ją życie pod dyktando. Dlatego odpychała każdego, kto próbował ją „naprawić”. Ostatkiem sił wybudowała jeszcze większy mur, zamknęła się w swojej przestrzeni i tak trwała. Bez życia, bez siły, bez sensu. Mogłoby się wydawać, że to koniec. Nie zostało już ani grama nadziei. Żadnej szansy na przebłysk słońca. Został tylko mrok, który spowijał zmęczony umysł dziewczyny.

Autor: Ania O

Lubię zamieniać litery w słowa i nadawać im sens. Kiedy pomieszam je z emocjami i refleksjami, które tkwią głęboko w moim sercu, wychodzi mi całkiem zmyślne danie. Bywa słodko - gorzkie, pieprzne, ale też potrafi wykrzywić usta w grymasie. Moje słowne potrawy są całkiem jak życie. Niejednoznaczne, nie dla każdego odpowiednie, budzące zmysły i mam nadzieję pozostawiające przyjemne doznania.

2 przemyślenia nt. „#Światowy dzień walki z depresją”

  1. Tak mi żal Korneli. Teoretycznie w swoim życiu trafiała na osoby, które interesowały się jej zachowaniem, ale nie na tyle aby zaproponować jej wizytę u specjalisty. Aniu niesamowicie pokazałaś, z czym mierzą się osoby zmagające się ze stanami depresyjnymi. To jest bardzo ważny tekst. Dziękuję, że go opublikowałaś.

Dodaj komentarz