Fifek the Elf

– Fifek!
Głos Mamy Mikołajowej niósł się po hali jak grzmot, obiegając w sekundę wszystkie stanowiska pracy.
– Fifeeek!

Drobna postać, gramoląc się okrutnie, jedną ręką przytrzymując zielone spodnie, a drugą wpychając w nie czerwoną koszulę, wtoczyła się do hali.
– Mader, dajże minutę, przecież dopiero trzy po szóstej.
– Trzynaście po szóstej, Fifek! Wiesz, ilu zabawek nie wystrugałeś w trzynaście minut? TRZYNASTU! Dawaj no do stolika, ale już! Do 18 już niedużo czasu!
– A może ja bym dziś nadgodziny odebrał? Koło czternastej bym wyszedł.
Mama Mikołajowa wciągnęła powietrze tak gwałtowne, że Fifek był pewien, że zaraz wessie go razem z połową hangaru.
– W okresie świątecznym za odbieranie nad-godzin może być co najwyżej pod-niżka! – warknęła i energicznym krokiem wyszła z hali.

W bajkach o Mikołaju Mader Mikołajowa jest zawsze ciepła i serdeczna i robi Mikołajowi herbatę i pierniki. A w życiu… Fifek otrząsnął się cały. Nieładnie tak oszukiwać dzieci!

Praca na hali nie szła mu nigdy za dobrze. Dłonie miał drobniejsze od pozostałych elfów, palce dłuższe, tak samo uszy i nos. Zaburzał proporcje w całym zakładzie pracy. Krzesło w warsztacie mu nie pasowało, narzędzia leciały mu z rąk, czapka z pomponem odstawała niemiłosiernie, a koszula non stop wychodziła z ogromnych spodni.
Coś tu było grubo nie tak.
Fifek czuł się niedopasowany – zarówno do wielkich gaci jak i do całej elfiej społeczności. Nocami śniły mu się lasy, błyszczące pałace wśród skał i długowłose panny w powłóczystych szatach. Kiedy budził się rano, zmęczony dziwacznymi wizjami, za oknem witały go połacie śniegu, lodu i nieodśnieżonego podjazdu dla sań. Pałaców i panien ani śladu.

Po konsultacji z mikołajowym psychologiem Fifek przestał jeść tuż przed snem, wyłączał Youtube’a dwie godziny przed pójściem do łóżka i robił ćwiczenia oddechowe, leżąc na wznak pod czerwono-zieloną kołdrą. Nic nie pomagało. Sny dalej wracały, a do tego budził się głodny i z zaległościami na ulubionym kulinarnym vlogu. Wlókł się do pracy spóźniony, zastanawiając się, jak to możliwe, że urodził się elfem Mikołaja, a tak bardzo nie znosi strugania zabawek. Wychodziły mu zresztą tak koślawe i nieforemne, że trzy lata temu Mikołaj postanowił dawać je niegrzecznym dzieciom zamiast rózgi. Podobno działały jak marzenie i skutecznie resocjalizowały największych zabijaków. Mikołaj mówił, że to rewolucyjna metoda wychowawcza i że Fifek powinien koniecznie zmonetyzować potencjał swoich odpychających zabawek. Fifek nigdy nie był do końca pewien, czy Mikołaj tylko sucho żartuje, czy naprawdę doradza mu karierę w (anty)pedagogice.

Usiadł przy stole z narzędziami. Przed nim leżał smutny tors niedokończonego drewnianego żołnierzyka, a obok walały się porzucone dzień wcześniej prototypy żołnierskich nóg i rąk, które ciągle wychodziły Fifkowi za duże albo za małe. Wyciągnął rękę po nożyk z mieszaniną odrazy i złości, kiedy nagle drzwi do hali rozwarły się z hukiem i ukazała się w nich Mader Mikołajowa, rzucając złowrogi cień na cały warsztat.

– Fifek!
– Jestem już przecież!
– Wychodź natychmiast, musisz z kimś pogadać!

Fifek wstał niechętnie, podciągnął opadające spodnie i wyszedł z hangaru, pewien, że Mader ciągnie go na rozmowę z coachem albo szybki kurs motywacyjny.

Budynek, w którym mieszkali, składał się z kilku skrupulatnie wydzielonych przestrzeni: za halą był długi korytarz oddzielający część sypialną elfów od części roboczej, a w skrzydle po prawej znajdowała się część reprezentacyjna, czyli dom Mikołaja. To tu staruszek przyjmował telewizję i Jutuberów i robił sobie urocze zdjęcia na Instagram z choinką i herbatą, podawaną przez wyjątkowo spolegliwą żonę.
W pokoju gościnnym czekał nieznany Fifkowi mężczyzna. Był wyższy od mikołajowej choinki, ubrany w powłóczysty płaszcz i jasne szaty, a na plecach dźwigał najprawdziwszy, potężny łuk.

– Proszę, Fifek – powiedziała Mikołajowa, popychając go lekko w stronę nieznajomego.
– Dobry – Fifek zdjął czapkę z pomponem i podał mężczyźnie rękę. Ten uśmiechnął się do niego i również wyciągnął dłoń. Fifkowi zdawało się, że olbrzymi gość jest ociupinkę wzruszony.
– Dzień dobry, Fifelasie! – dźwięczny głos przybysza brzmiał ciepło i przyjaźnie.
– Jestem Legolas, syn króla Elfów Leśnych z Mrocznej Puszczy, a ty jesteś Fifelas, syn Legolasa, wnuk króla Elfów Leśnych z Mrocznej Puszczy i dzisiaj wracasz do domu!
– Co proszę? – Fifek wietrzył podstęp i był pewny, że to jakiś, nie przymierzając, troll wynajęty przez Mader, żeby raz na zawsze wyleczyć go ze snów o pałacu w skałach.
– Jesteś wnukiem króla, zaginionym podczas Wielkiej Wojny i odnalezionym dziś w skromnym warsztacie Mikołaja.
Mader chrząknęła urażona, ale Legolas ciągnął niewzruszony.
– Twoim przeznaczeniem jest nosić łuk, królewskie szaty i mieszkać w pałacowych komnatach, a któregoś dnia zasiąść na tronie w Mrocznej Puszczy!

Fifek pokraśniał z uciechy. Czuł, że dziwaczny gość nie żartuje, a nawet jeśli, to może przynajmniej zdradzi mu, gdzie dostać takie świetne, dobrze dobrane elfie spodnie, które nie lecą z tyłka na warsztacie.
– A czy może – Fifek zebrał się na odwagę – ten pałac jest na skale i czy może ta skała jest w środku wielkiego lasu?
Mikołajowa przewróciła oczami.
Legolas patrzył na niego uważnie.
– Na największej skale w najbardziej rozłożystym lesie.
Fifek mało nie upadł.
Mader patrzyła na Legolasa z szeroko rozdziawionymi ustami. To byłoby dobre ujęcie na Insta, zaśmiał się w duchu Fifek. Omiótł spojrzeniem salonik Mikołaja, wrócił myślami do hali, swoich kumpli z roboty i niedokończonego żołnierzyka.
Wiedziałem, pomyślał, że coś tu się grubo nie zgadza! Moje przydługie paluchy, odstające uszy i wąska talia to nie genetyczna pomyłka! To oznaki królewskiego urodzenia!
Z tą myślą, podciągając spadające spodnie, z których wyłaziła mu uporczywie czerwona koszula, po raz ostatni przekroczył próg domu Mikołaja.

(Tekst powstał podczas świątecznego spotkania w Pisalni.)

Autor: Asia Kozieńska

Zbieram życiowe drobiazgi, głaszczę psy, czytam, tańczę i gadam.

2 przemyślenia nt. „Fifek the Elf”

Dodaj komentarz