W moim ulubionym miejscu rozbierasz mnie słowami. Głaszczesz moją suchą skórę szepcząc, że to najpiękniejszy aksamit świata. Czeszesz moje splątane wiatrem i mokre od deszczu włosy. Pasmo po paśmie łagodnie szczotkujesz, by tylko nie rozerwać, a wyczesać, powstałe supełki. Kładziemy się na pachnącej wiosną pościeli, by całkowicie oddać się nocnemu zapomnieniu.
W moim ulubionym miejscu słońca nieśmiało zagłada, otulając nasze nagie ciała. Cienie listków i polnych kwiatów, jak troskliwa matka, przysłaniają nocny wstyd.
Obudzona dniem głaszczę twoją skórę. Moja ręka biegnie wzdłuż linii twoich pleców. Znam na pamięć mapę twoich pieprzyków i znamion. Ciepłe promienie zaczynają nas łaskotać, jakby chciały powiedzieć „ już czas”. Ale w moim ulubionym miejscu czas nie istnieje. Nie ma kalendarza ani zegara. Jest tylko teraz odliczane naszym oddechem i biciem serc.
W moim ulubionym miejscu słońce karmi moje zmysły.