światło/cień I

Karolina rozpięła szeroko swój ręcznik i mokrą piankę dorzucając dodatkowe klamerki. Ostatnie dni były wietrzne i nie chciała kolejny raz szukać ubrań po kempingu. Do teraz czuła żar policzków na wspomnienie Mateusza, długowłosego instruktora surfingu, gdy podawał jej porwane wiatrem majtki. Współczesna Bridgite Jones, tylko gacie mają lepszy fason– na ten obraz znów gorąco oblało jej twarz. A może to tylko ciepło ogniska, które właśnie rozpalili na piasku? Upewniła się, w którą stronę wieje, żeby rano jej rzeczy nie pachniały wytopioną kiełbasą i zarzuciła na wciąż zapiaszczone ciało miękką, wygrzaną słońcem bluzę z obszernym kapturem. Bekon położył się obok Zuzy wymęczony całodziennym pływaniem, panierowany piachem niczym schabowy i nie podniósł już głowy. Brązowymi oczami wodził za młodymi mężczyznami z zaostrzonymi kijami. Karolina była ciekawa, czy bardziej interesują go patyki do aportu, czy to co zaraz się na nich znajdzie. Białka jego okrąglutkich oczu lśniły od żółtopomarańczowego płomienia w tle. Zuza w jego towarzystwie poczuła się pewniej i obnażyła rdzawy brzuch wyciągając papucie w górę. Karolinie przeszło przez myśl, że Zuza zasłużyła na taką emeryturę.

– Młoda?! Zakopać ci ziemniaczki?- Rabarbar zaszeleścił srebrną folią aluminiową, z której razem z Mateuszem zrobili sobie hełmy, by krokiem Spartan przemierzać piaszczysty skrawek wokół przyczep.

– Poproszę- uśmiechnęła się trochę na ich outfit, a trochę do pieczonych w żarze ziemniaków z solą. Schlebiało jej, że Karol dba o nią i zaproponował ten wyjazd z psami.

Matka podpytywała Karolinę czy między nią, a Karolem coś się dzieje, ale ta jak zawsze skwitowała to parsknięciem i wywróceniem oczu. Bo tak naprawdę Karolina straciła dotychczasową pewność, że Rabarbar chciałby czegoś więcej niż przyjaźń. Wiedziała, że nie jest zbyt śmiały w relacjach damsko-męskich. Co prawda nie spotyka się z nikim innym, ale wkurzała się, gdy traktował ją niczym młodszą siostrę. Z zamyślenia wyrwał ją śmiech towarzystwa, które dotarło do ich bazy wlokąc ciężkie siatki z Biedronki i kratę piwa. Ocho- pomyślała- jutro znów nie wstaną przed południem.

Większość obecnych była w wieku Karoliny. Dzieciaki studenciaki, młodzi dorośli, pokolenie Zet, bananowe dzieci, niektórzy mieli wiele łatek, często niesprawiedliwych. Jedynie Mateusz był w wieku Rabarbara i choć znali się od podstawówki to odnowili kontakt dopiero na te wakacje. Spotkali się przypadkiem na gdyńskiej plaży. Mateusz wyciągnął z wody topiącego się nastolatka po znacznym spożyciu alkoholu, a karetka Rabarbara pierwsza dotarła na wezwanie. Dzieciak przeżył, a oni od słowa do słowa umówili się na wspólny wypad do Chałup.

Karolina rozsiadła się na wpół zakopanym metalowym leżaku obok Bekona i szczelnie otuliła nogi kocem. Wieczór był ciepły, ale jej spalonym słońcem ciałem wstrząsały delikatne dreszcze. Palcami stóp zagarniała piasek z kłującym igliwiem i podziwiała resztki czerwoności na horyzoncie. Dym mieszał się z żywiczym zapachem lasu. Suche gałązki trzaskały zagłuszane metalicznymi dudnieniem cymbergaja z kempingu. Śmiechy dudniły i niosły się po wodzie razem z muzyką bębnów i ukulele graną kilka przyczep dalej.

– Płoszę- Rabarbar podał jej papierową tackę z obfitą porcją sałatki- oliwki wyjadałem osobiście. W łazie łeklamacji wołaj.

Rozczulał ją. Pamiętał, że nie cierpi oliwek, kupił jej ulubiony browar 0%, asekurował na wodzie i gdyby tylko nie wycofywał się spod bezczelnego spojrzenia jej kolorowych tęczówek byłaby skłonna zaryzykować. Karolina oblizała spierzchnięte usta, żeby coś powiedzieć. Cokolwiek! Pachniał solą i wiatrem, a czerwona opalenizna brązowiała powoli na jego wysokim czole. Wiatr rozwiewał delikatnie blond włosy, których od wielu tygodni nie przycinał już na milimetry, pozwalając nabrać wakacyjnego kształtu. Karolina poczuła mrowienie w brzuchu.

– Zuza wygląda na szczęśliwą- zagaiła wreszcie klnąc w duchu, że mogła wymyślić coś innego.

Rabarbar spojrzał na przysypiające psy i uśmiechając się w odpowiedzi zawrócił do ogniska, żeby upiec swoją kolację. Obserwowała go zza coraz to wyższych języków ognia i zachodziła w głowę czy podejmować ryzyko. Znali się długo i nie długo. Niedawno minął rok, gdy Karol przyjechał z Brunem do zwłok zagrzebanych w lesie i uciekł na widok Karoliny rumieniąc się niczym nastolatek. To wspomnienie wywołało u niej gęsią skórkę. Znów poczuła ciepło rozchodzące się w brzuchu.

Niespodziewanie Mateusz rozsiadł się na piachu obok jej leżaka i stuknął swoją butelką whisky o jej szklaną butelkę piwa.

– Zdrówko! Nie zamulaj- uśmiechał się.

Bekon otworzył oczy i czujnie zlustrował przybysza. Zuza cicho warknęła na Mateusza. Nie ufała mu od początku i nic nie zapowiadało, żeby to się zmieniło. Zuza doznała wielu krzywd w życiu i reagowała niechęcią na większość mężczyzn. Szczególnie tych wysokich. Karolina pogładziła psa po głowie uspokajając jej stróżującą naturę. Przyjrzała się Mateuszowi z bliska.

Było w nim coś onieśmielającego. Dobiegał trzydziestki, ale miał aparycję wiecznego chłopca. Chłopca świadomego swojego uroku. Chłopca o przetykanych słońcem włosach spiętych niedbale na czubku głowy. Chłopca z deską pod pachą, który żył, żeby pływać i pływał, żeby żyć. Karolina ukradkiem obserwowała jak inne dziewczyny oglądają się za nim na plaży, czy w okolicznych barach. Nie miało znaczenia, czy szedł bez koszulki obnażając swoje umięśnione i opalone ciało, czy rankiem na kacu, ubrany jakby wypadł z kontenera Caritasu. Był atrakcyjny i pewny siebie. Ale Karolinie nie dawało spokoju uczucie, że coś podąża za nim.

Coś czaiło się za jego plecami. Cień. Smuga. Pierwszy raz dostrzegła ją na wodzie. Słońce ścigało się z falami migocząc w każdym ruchu wody, ale smuga podążała na nim. Szara, przygaszona. Rozlewała się na wodzie, plątała w uprzęży, obalała razem z żaglem. Kolejny raz Karolina poczuła ją, gdy podawał jej rękę z nieszczęsnymi majtkami. Była jak widmo jego barków. To drgała w słońcu, to stapiała się z cieniem przyczepy. Pracowała z każdym jego ruchem. Teraz wśród ruchomych cieni ogniska majaczyła tuż obok. Plama rozlewała się na tle wysokich, ostrych traw, zahaczając o poruszane wiatrem czarne pianki i łopoczący cicho ręcznik.

– Jest coś między wami?- Mateusz uniósł brwi wskazując na Rabarbara.

– Przyjaźnimy się- Karolina odchrząknęła i dodała zadziorniej- to przesłuchanie?

Mateusz uniósł dłonie w obronnym geście i roześmiał rubasznie.

– Tak tylko zagajam. Mam wrażenie, że mnie nie lubisz.

– A zazwyczaj dziewczyny cię lubią- bardziej stwierdziła niż spytała- ja po prostu cię nie znam.

Mateusz wyciągnął dłoń w geście przywitania.

– Cześć, jestem Mateusz. Miło mi cię poznać.

Karolina wzdrygnęła się na warczenie Zuzy, a może i na myśl o dotyku jego ręki. Smuga pulsowała za jego plecami to wydłużając się to chowając w ciemności, która powoli zapadała.

– Mati, nie masz innych koleżanek?- Rabarbar zmierzał do nich z upieczoną kiełbaską w jednej i pudełkiem sałatki w drugiej ręce.

– Zaprzyjaźniam się, ale spokojnie. Rozumiem- Mateusz puścił oczko do Karoliny i zawrócił do ogniska.

– To bajełant. Ale chyba niegłoźny- Karol usiadł obok Karoliny i z wyraźnym westchnieniem ulgi rozprostował nogi na piachu.

– Nie znasz go przecież- Karolina nie mogła oderwać oczu od cienia na plecach Mateusza, gdy ten skakał wokół ogniska i rozbawiał dziewczyny sączące spienione piwa- to dorosły facet. Podstawówka była dawno.

– To pławda. Nie ufasz mu?

Ale Karolina nie planowała rozmawiać o Mateuszu. Zrzuciła ze swoich nóg koc i zarzuciła niczym pelerynę na plecy Rabarbara.

– Zjedz to pójdziemy się przejść z psami na siku.

Bekon i Zuza na słowo klucz podniosły uszy i czujnie czekały na komendę.

***

Gdy wrócili do ogniska część towarzystwa już przysypiała. W oparach jodu i alkoholu nie było to nic nadzwyczajnego. Nawet psy położyły się pod przyczepą i po chwili usnęły. Czterech chłopaków opowiadała sobie mroczne historie obozowe i lokalne legendy, a Mateusz rozprawiał o czymś z nowo poznaną dziewczyną. Brunetka wybuchała perlistym śmiechem i najwyraźniej nie umiała utrzymać rąk przy sobie, to dotykając jego dłoni, to gładząc go po udzie. Mateuszowi raczej to nie przeszkadzało i bawił towarzyszkę dalej. Karolina z Rabarbarem dostawili leżaki obok chłopaków od nawiedzonego lasu i słuchali lokalnego folkloru przetykanego kryminalnymi nagłówkami z gazet.

– Cały półwysep usiany jest bunkrami. Mam kolegę, który bawi się w rekonstrukcje i co roku organizują rajd po okolicy- nie dokończył, gdy pijany głos spytał.

– Ttten rycerz?- chłopak ledwo trzymał oczy otwarte, ale uparcie chciał dołączyć do dyskusji.

– Nieeee, to Łukasz. Jest w bractwie i oni mają bitwy ry-cer-skie. Ten od wojska to Igor. Odrestaurowują z bratem wojskowe samochody, sami szyją mundury i takie tam. Mieli mieć imprezę w ten weekend, ale nie dostali zgody na bunkry bo jakaś akcja policyjna będzie.

– Jjjaka?- pijany nie odpuszczał.

– Szukają śladu tej kelnerki z Pucka. Rodzina wyłożyła ponoć gruby pieniądz na detektywa, jasnowidza i huk wie kogo jeszcze. Przestali liczyć na policję i poszli do prasy to się teraz w psiarni ocknęli i przeszukają tropy jasnowidza, żeby wyjść z twarzą.

Karolina pamiętała komunikaty z początku wakacji. Tegoroczna maturzystka zaginęła w drodze do domu. W komentarzach w sieci wrzało. Część dopatrywała się podobieństw do Iwony Wieczorek, część wróżyła rychły powrót, gdy się pieniądze jej skończą.

– W ten weekend?- Mateusz zainteresował się dyskusją.

– Tak, chyba tak. Masz jeszcze whisky?- wskazał na rękę Mateusza.

– Pij, ja już mam dosyć- Mateusz oddał ciężką butelkę koledze i ruszył do przyczepy.

Brunetka posiedziała jeszcze chwilę przy ognisku rozglądając się zdezorientowana i również pożegnała towarzyszy. Muzyka z pobliskich przyczep cichła. Ognisko dogasało powoli. Usypiało jak Chałupy. Rabarbar mimo alkoholu pamiętał by przysypać je piachem, co również imponowało Karolinie. Karolina długo jeszcze patrzyła na niego, gdy spał na przeciwległej kanapie ich ciasnej przyczepy. Tego wieczoru nie ośmieliła się z nim porozmawiać, ale na spacerze miło było czuć jego ciepłą rękę na ramieniu. Z tym ciepłem rozchodzącym się od ramienia do brzucha usnęła.

***

Wielkie krople deszczu łomotały w dach przyczepy, ale nie to ją zbudziło. W przyczepie było jeszcze ciemno. Usiadła na niewygodnej kanapie i przetarła zaspane oczu. Zuza stała przed drzwiami zjeżona i cicho powarkiwała co chwila zerkając na Karolinę. Ciche trzaśnięcie drzwi upewniło dziewczynę, że mają rannego ptaszka na kempingu. Wychyliła rozczochraną głowę przez gęste, zakurzone firanki akurat, gdy Mateusz wrzucał szpadel na tył swojego terenowego Suzuki. Rozejrzał się nerwowo i odjechał cicho dodając gazu. Smuga podążyła za nim.

Autor: Kamila

I am a man upon the land, I am a selkie on the sea.

Dodaj komentarz