Nie mam już sił, ale biegnę. O moją twarz raz po raz obijają się liście egzotycznych roślin, których nazw nie znam. Nie wiem, co tu robię. Gdzie ja jestem? Amazonia jakaś, czy co, u licha?
Biegnę. Oczy szczypią mnie od potu. Skronie zaraz wybuchną mi od wysiłku. W łydkach łapią mnie skurcze. Mam wrażenie, że ukryte w krzakach amazońskie skrzaty wbijają mi w nogi sztylety. Nie mogę się jednak zatrzymać. Moja prędkość kieruje moje łzy w stronę uszu. Mam ochotę złapać się pierwszego z brzegu drzewa i zwymiotować, ale nie mogę tego zrobić, bo mnie dogonią. Oni. Dogonią i rozszarpią. Ponoć nie znają litości. Ponoć pochłaniają w całości. Kawałek po kawałku raczej. Mój strach miesza się z bólem, a serce… rozdziera smutek. To niebywałe. Biegnę, uciekam, a może nie uciekam, a walczę o życie, a mimo to wciąż go czuję. Smutek. Przepełnia moje załzawione oczy, dyktuje rytm poranionym stopom. Co to za smutek, który nie paraliżuje? Co to za smutek, który spina mięśnie i daje siłę, by biec do przodu?
Wiatr smaga mnie po twarzy. Gardło jest tak suche, jakby odmówiło wpuszczania do płuc więcej powietrza. Piecze. Boli. A ja biegnę.
Nagle tracę grunt pod nogami. Głupieję, ale po chwili już wiem, że właśnie skoczyłam z klifu. Przede mną jest czyste niebo. A pode mną skały.
Krzyczę. Wrzeszczę. Moje życie właśnie się kończy. Zaraz roztrzaskam się, głowa pęknie jak arbuz, a ręce i nogi odpadną jak plastikowej lalce. A może ja naprawdę jestem z plastiku? Sztuczna. Tandetna.
Spadam. Krzyczę.
Krzyczę.
Krzyczę.
Ciemność.
Spocona podnoszę głowę z poduszki, nadal krzycząc. Sen. To był tylko sen. Wyskakuję z łóżka, otwieram drzwi sypialni i szukam oszalałym wzrokiem drzwi wyjściowych. Powietrza. Potrzebuję powietrza. Rzucam się na miedzianą klamkę starych drewnianych drzwi, przez które wylatuję niemalże upadając na twarz. I dostrzegam wokół siebie… dżunglę. Amazonia jakaś, czy co, u licha? Gdzie ja jestem? Nagle czuję w sercu znajomy dreszcz. Oni znów tu są. Muszę uciekać. Muszę biec.
Czuję ten ból, niepewność, pot i kołatanie serca. Niesamowity tekst!