Wie Pan…

„Wie Pan, nie wiem jak to się mogło stać?” – rozpoczęła niepewnie, miąc w dłoniach chusteczkę – „Wydawała się zadowolona.” – urwała i zapatrzyła się na kołyszące czubki drzew. Janek przyglądał się jej dłoniom. Blada skóra, prześwitujące przez nią żyłki, plamy wątrobowe. Na palcu pierścionek z czerwonym oczkiem. „Ruskie złoto” – pomyślał Janek. Jego babcia też miała takie pierścionki. Kobieta dalej milczała. Janek nie chciał jej poganiać. Sięgnął po filiżankę z kawą i kawałek ciasta drożdżowego. Wpakował sobie do ust pokaźny kęs i z tego łakomstwa aż lekko się zakrztusił. To pomogło. Kobieta drgnęła i zdecydowała się kontynuować opowieść. „Wie Pan, ja czułam, że coś będzie nie tak, tak wie Pan, cisnęło mnie coś w dołku. Nie, że gazy za przeproszeniem, ale wie Pan, przeczucie, intuicja czy jak tam zwał.” Janek pokiwał głową i przybrał współczujący wyraz twarzy, a taką przynajmniej miał nadzieję. Zerknął do wiszącego na ścianie lustra. „Mogłoby być lepiej” – stwierdził i spróbował wlać w swoją mimikę jeszcze więcej współczucia i łagodnego zainteresowania. Zerknął raz jeszcze. „Teraz lepiej” – uśmiechnął się w duchu. Kobieta tymczasem zdążyła już podrzeć chusteczkę na strzępy, a jej kawa całkiem ostygła. „Więc mówi Pani, że miała Pani przeczucie” – spróbował delikatnie wrócić do rozmowy. „Tak, wie Pan, niby wszystko w życiu jest w porządku. Bo i zdrowie dopisuje, dzięki bogu i pieniądze są z emerytury po mężu niemałe. Nie muszę dziadować ani się zapożyczać. Koleżanki mam a i jakiś kolega się trafi czasem” – zachichotała i puściła do Jana oczko. Ten, aż oniemiał i spłonął rumieńcem mimo, że rozmówczyni była w wieku jego babki. „I tylko Julianny tak bardzo mi brak.” – kobieta westchnęła i sięgnęła po papierosy leżące obok filiżanki. Zapaliła, odkaszlnęła i mówiła dalej. „Wie Pan, żebym ja wiedziała, że to pójdzie o taką głupotę to bym sobie język wyrwała jak ten Jurand ze Zbychowa czy tam Spychowa. Chociaż to nie on sobie sam, tylko jemu wyrwali.” – zamyśliła się na chwilę nad literaturą. „No i wie Pan, szła do teatru czy opery, ja już wie Pan, słabo pamiętam dokąd. Tylko jak ubrana była pamiętam, wie Pan, ten obraz jakby ktoś mi żelazem w głowie wypalił. Przecież tę sukienkę zieloną to uszyła jej sąsiadka, Bogusia spod czwórki, a pan Zygmunt, fryzjer damsko – męski, choć bardziej męski niż damski, ją uczesał. Wie Pan, trochę zdziwiona byłam, że tak się stroi jak na galę jakąś, bo wie Pan, teraz to ludzie jak łajzy chodzą. Nawet do teatru w koszulkach czy dżinsach. Szkoda gadać.” Janek czuł, że przysypia trochę. Spodziewał się bardziej dramatycznej historii. Chyba jego źródło się myliło co do tej kobiety. Nie nosiła w sobie żadnej ciekawej opowieści, godnej ogólnopolskiego miesięcznika. Postanowił być jednak uprzejmy i wysłuchać do końca. Włączył się z powrotem w dobrym momencie. „No i wie Pan, pokłóciłyśmy się o ten jej strój. Ja mówię, że za elegancki, że szkoda. A ona, wie Pan, nawrzeszczała na mnie jak wariatka jakaś i wyszła.” – kobieta znów przerwała. „A potem?” – dopytał, żeby dobrnęła już do końca. „A potem, wie Pan puf jakby czary i zniknęła, na zawsze.” – powiedziała i spojrzała mu w oczy. Janek aż podskoczył. Jednak coś tam było, na dnie tego garnka bezbrzeżnej nudy. „Zniknęła?” – zapytał czując, że zaschło mu w gardle – „Pani Jadwigo, halo!” – nachylił się w stronę kobiety. Ale ona już na niego nie patrzyła ani go nie słuchała. Wpatrywała się w czubki drzew. Na korytarzu rozległ się stukot obcasów. Do pokoju weszła kobieta w czarnych, krótko obciętych włosach. Przycisnęła guzik znajdujący się obok łóżka. „Jak się czuje ciocia? ” – zapytała pielęgniarkę, która weszła po chwili. „Bez większych zmian, pani Julianno” – oznajmiła – „Pani Jadwiga śpi dobrze, je, czasami się odezwie. Dziś siedziała przed lustrem i rozmawiała sobie z kimś. Chyba nawet wspomniała Panią. Ale z kim to była rozmowa, to nigdy się nie dowiemy” – dokończyła i wzruszyła ramionami. „Może to i lepiej” – stwierdziła Julianna, nachyliła się i pocałowała ciocię w policzek.

Autor: alosza

Introwertyczka, która czasami lubi ludzi. Kocham las i wodę o każdej porze roku. Latem: leniwe jeziorne kąpiele i wieczory przy ognisku, jesienią: zbieranie kasztanów i spacery po kobiercach z liści, zimą: wyprawy w pełnym słońcu po skrzypiącym śniegu a wiosną: zapach mokrej ziemi.

Jedno przemyślenie nt. „Wie Pan…”

Dodaj komentarz