Historia 2020 roku

Rozpoczynając 2020 powiedziałam sobie: To będzie Twój rok! Znalazłam (wreszcie!) dobrą pracę, zapisałam się do pierwszej (jeszcze nieoficjalnej) edycji Szuflady, przeszłam kurs copywriterski, byłam na warsztatach rozwojowych. I poczułam, że żyje, sama siebie motywując do działania, mniej się bałam, zaczęłam znowu ufać ludziom. Myślałam w duchu, wreszcie się ułoży! I nic z tego nie wyszło. Z mojego okresu próbnego wraz z końcem miesiąca zostałam bez pracy. Znowu ze strachem, znowu z tym samym przeświadczeniem… kompletnie bez siły, wiary chłonęłam pusty krajobraz rodzinnego miasta podczas spacerów z psem, które wtedy były łaskawie dozwolone. Tak wtedy wyglądały moje wszystkie dni do czerwca. W całym tym pustkowiu emocjonalnym zdobyłam się na odwagę i ćwiczyłam codziennie przez dwa miesiące. Tak, uważam to za swój sukces. Zdziwiłam się nawet, że zatęskniłam za Warszawą- miastem, który w pierwszych wizytach przywitał mnie deszczem, a później ten sam ponury deszcz rozczarowań prawdziwego życia ciągnął się za mną jak najcięższy grzech. Wtedy cicho zatęskniłam. Pierwszego czerwca na swoim podwórku, znalazłam czterolistną koniczynę. Jak ironiczne to mogło być pomyślałam… nic się przecież nie wydarzy. Było jednak inaczej. Ten mały incydent i stan posiadania symbolu szczęścia: trochę mnie naprawił. Dostałam telefon od starego, dobrego znajomego, którego kiedyś (wybacz mi losie) źle potraktowałam (głównie ze strachu przed samą sobą). Chociaż oferta pracy była żenująca finansowo, nie zastanawiałam się nad tym, pomyślałam: WCHODZĘ W TO! Wróciłam do tego co kiedyś sprawiało mi ogromną radość: zdjęcia. I tak wkręcona w nowy projekt i nową pracę, która mnie rozwija zaczęłam tę przygodę. Goniona głosem ze środka („go girl!”) wróciłam do Warszawy, znalazłam dodatkową – dorywczą pracę i znów pomyślałam: będzie dobrze. Cieszyłam się na fakt, że z małego pokoju przeniosę się do mieszkania, które przypadkiem znalazłam. Nie wspomniałam, moją dodatkową pracą była praca na siłowni. Dzień przed podpisaniem umowy wynajmu, na zmianie dotarła do mnie ta zacna wieść naszego cudownego rządu, że znowu zostanę bez środków do życia. Załamana nie wiedziałam co robić, płakałam wracając, rozsyłałam miliony cv, czytając słowa pocieszenia od przyjaciółki. Będąc na ostatkach oszczędności i zbliżającym się dołku finansowych czułam, że muszę wynająć te mieszkanie i tak zrobiłam. Pocieszałam sama siebie, a może naiwnie wierząc, że przed świętami na pewno gdzieś jeszcze się załapię i pracę znajdę. I tak w zacnym ostatnim miesiącu roku 2020 pracowałam w sklepie z zabawkami. Ta sama osoba, która kiedyś miała czelność marzyć o pracy w telewizji i była zaangażowana we wszystkie projekty na studiach, zawsze robiła coś dodatkowo i wszędzie jej było pełno, sprzedawała zabawki…

Ten rok zabrał mi dziadka, stryjecznego brata, sprawił, że mój pies chorował dwa razy, z mojego konta wylewają się same grosze. Płakałam, nie mogłam spać, nie dostałam żadnej finansowej pomocy od rządu w związku z utratą pracy, miałam mnóstwo wątpliwości, zatrzymywałam na sobie pełne litości spojrzenia najbliższych, czułam się wyczerpana, raniona…

Ale w 2020: nie poddałam się, ciągle walczę, przeżyłam najpiękniejsze święta Bożego narodzenia, odkryłam, że coś umiem, chodziłam (gołymi!) stopami po śniegu, chłonęłam i kontemplowałam naturę, spotkałam wspaniałych ludzi, wiem, że zawsze mogę wyżalić się przyjaciółce, wynajęłam mieszkanie, moje zdjęcie jako reklama pojawiło się w gazecie, częściej sięgałam po długopis i notatnik, mam jeszcze siłę, aby pomagać w schronisku, jestem dumną absolwentką Klubu Otwartej Szuflady oraz Jesiennej Edycji Szuflady, mogę powiedzieć, że jestem z siebie dumna, no i jestem po prostu bardziej wdzięczna za małe rzeczy, które teraz dostrzegam.

I chociaż składam się z jednej wielkiej NIEWIADOMEJ, boje się tego co będzie, przypominają mi o sobie duchy przeszłości, to nie mając już nic do stracenia, zdobyłam się jeszcze na odwagę, napisałam i opublikowałam ten tekst, który jest dla mnie cholernie trudnym podsumowaniem.

5 Comments

  1. J

    Dla mnie jest to piękne, przywracające wiarę podsumowanie. Jesteś niesamowicie silną kobietą. Wiem jak to jest, gdy wymarzona praca kończy się z dnia na dzień – tak niespodziewanie, że nie jesteś w stanie wykrzesać z siebie pomysłu ani siły na następny dzień. Jestem pod ogromnym wrażeniem jak sobie z tym wszystkim radzisz, jak się nie poddajesz i jak samą siebie dopingujesz. Jesteś FANTASTYCZNA i nigdy w to nie wątp! A ten tekst jest istnym zapisem Twojej mocy! <3

  2. i to jest ta siła i ogień! Mimo trudnego czasu , pięknie piszesz o tym co było co jest. Trzymam za Ciebie mocno kciuki, wszystko się ułoży. Myślę sobie, że ta cała pandemia, to wszystko co złe spotkało każdego z nas jest po coś. Rob to co sprawia Ci przyjemność i bądź w pełni sobą! <3

  3. Duma milion za to podsumowanie i za to, co przeszlas i przechodzisz. Pokazujesz, że można i się nie poddajesz. Fantastycznie, że znalazłaś siłę by napisać ten tekst. Jestem pewna, że jeszcze trochę jej masz. Dziękuję za tekst i inspirację :*

  4. Wnętrzności

    Piękne w tym podsumowaniu jest to, że się nie poddałaś, że wciąż walczysz i jesteś w stanie zobaczyć dobre strony w tym cholernie beznadziejnym 2020. ALE najpiękniejsze jest to, ze piszesz i PUBLIKUJESZ swoje teksty! BRAWO!

  5. Anna Zet

    Twoje słowa przywołały mi na myśl podejście Krzysztofa Wielickiego do porażek życiowych i wszelkich dołków, jakie się zalicza na wyboistej drodze przez życie: Wybierz jeden mały sukces spośród morza niepowodzeń. Choćby to był zwykły spacer, wróć do domu, stań przed lustrem i powiedz sobie, że jesteś jednak ‚ktosiem’, że mogłaś leżeć pod kocem cały dzień, szlochając w poduszkę, ale jednak wstałaś i poszłaś i to trzeba celebrować 🙂 Taki ten Twój tekst jest poprzeplatany małymi radościami i nadziejami na poprawę ♡

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *