Plus
Aaaaaa
I minus
Plus i minus to jedyne.
Plus i minus to jedyne co widzę,
Plus i minus to jedyne co słyszę,
Plus i minus to jedyne czym żyję
Ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem!
Drżący od basu granatowy golf IV podjechał na tyły klubu Poison, jedynego rockowego punktu wśród wsi rozrzuconych wokół rezerwatu Kurze Grzędy. Kaszubska młodzież spływała tłumnie na organizowane tu koncerty i dyskoteki, chociaż sama speluna stanowiła raczej przykrywkę dla pozostałych interesów Siwego i Matiego, przypakowanych bliźniaków po wyrokach.
Dagmara w nocy i tak nie mogła spać przez ucisk pęcherza i zespół niespokojnych nóg, który nasilił się w ciąży. Zaproponowała Freddiemu, że odbierze go po występie i zabiorą część nagłośnienia na tylnym siedzeniu jej okraszonego rdzą auta. Zgasiła silnik, przekręcając kluczyk do połowy, tak, żeby Pionier, samochodowy kaseciak nadal odtwarzał rapową składankę. Przyciszyła jednak Magika- Freddy brzydził się rapem. Filip Kruger, Freddy- narzeczony, który zamiast pierścionka podarował jej pękaty już brzuch był gitarzystą w rockowej kapeli Kaszëbsczi Bies. Długowłosy mężczyzna inne gatunki muzyczne traktował z góry, a Dagmara w aucie woziła zestaw metalowo- rockowych „grejtest hits” specjalnie na wspólne trasy. Zaparkowała między kontenerem na śmieci a starą przyczepą reklamową. Jedną z tych, które w sezonie letnim zdobiły lokalne pobocza, bardziej strasząc niż zachęcając turystów do zakupu miodu, truskawek, czy wejścia w labirynt w polu kukurydzy.
Rano Dagmara miała zaplanowane pobranie krwi, między innymi w kierunku HIV. Gdyby nie ciąża nigdy nie odważyłaby się zrobić testu w okolicy, gdzie wszyscy się znają, a plotka roznosi się szybciej niż zapach gnojówki. Jej koleżanka jeszcze z podstawówki, Patrycja od Janeczków, dorabiała sobie jako kelnerka w Poison. Kilka razy napomknęła Dagmarze, że Freddy nie jest jej wierny i warto się zabezpieczać, przebadać. Z antykoncepcją nie wyszło. Freddy nie lubił z gumką, a Dagmara bała się pójść do ginekologa po tabletki. Mimo, że miała 22 lata strach przed rodzicami i spowiedzią blokował ją. A co jeśli faktycznie Freddy zabawia się z fankami po koncercie? – myśl natrętna jak mucha usiadła znów nad uchem. Kiedyś wrócił z malinką żartując, że namolna małolata wdarła im się na scenę. Innym razem miał zadrapania na plecach, a Dagmara jako masażystka nosiła krótko opiłowane paznokcie.
Drzwi od zaplecza z trzaskiem uchyliły się. Grupka mężczyzn zataczając się ze śpiewem na ustach skierowała się na parking. To nie oni– pomyślała Dagmara. Chwilę później pod drzwi podjechał biały van, ale nikt nie wysiadł. Głośne i przeciągłe tiiii-t klaksonu wywabiło z klubu Siwego z jakąś nieletnią dziewczyną. Siwy żywo gestykulował przy drzwiach kierowcy. Uspokoił się dopiero, gdy ten wręczył mu gruby zwitek banknotów. Dziewczyna odjechała vanem, a Siwy z papierosem w gębie otworzył drzwi na zaplecze.
Dziś nadszedł ten dzień, dziś nadszedł dzień
Może będzie mym najlepszym dniem, a może nie
Dziś nadszedł ten dzień, dziś nadszedł dzień
Może będzie mym najgorszym dniem, a może nie
Dagmara zdenerwowana wyłączyła radio. W drzwiach klubu Siwy żegnał się z Freddym. Jej narzeczony obładowany sprzętem trzymał za pośladek mocno umalowaną brunetkę. Ta wpatrywała się w niego maślanymi oczami ze szczeciną gęstych rzęs, gładząc go po karku i okręcając jego loki wokół swojego tipsowego palca-grzebalca. A to sukinkot!! I to z takim krogulcem!
Siwy zniknął w czeluściach Poison, a Freddy z nieznajomą zostali pod murem. Dagmara osunęła się na miejscu kierowcy tak, żeby jej nie zauważyli, za to ona miała idealny punkt obserwacyjny. Tę dwójkę łączyło coś innego niż przyjaźń, czy współpraca. Zdecydowanie. Dagmara nie wsadza swoim kolegom języka do gardła. Zabiję śmiecia! Odpaliła silnik a z radia ryknęło zapętlone:
O nie, nie!
Nie zabijaj teraz mnie!
Wiesz, że plus to oznacza dla mnie śmierć!
Czy ty kumasz doktorku, że to jest moje życie:
Kobieta, zabawa, Kaliber i trawa
Freddy odepchnął szybko na wpół już roznegliżowaną dziewczynę, ale granatowy golf wyjechał
z parkingu. Dagmara połykając łzy dodawała gazu, aż zniknęły zabudowania otaczające klub. Wiedziała, że niezależnie od wyniku badań musi zatroszczyć się o siebie i dziecko.
Zaparkowała obok garażu przerobionego na salę prób. Przy pomocy śrubokrętu pospiesznie rozłożyła piec od gitary oraz najbliższe mu gniazdo. Na elektryce dzięki ojcu znała się wyśmienicie. Okablowanie, czincze, mikrofon i pilot do garażu- zadbała o każdy szczegół. Brakowało tylko przedłużaczy i gitary, którą Freddy miał ze sobą. Pozostałe wisiały na ścianie w chwale, wśród nagród, plakatów i zdjęć zespołu. Splunęła z niesmakiem na posadzkę. Ciążowa zgaga wołała o ukojenie. Dagmara uprzątnęła narzędzia, odstawiła sprzęt na miejsce i ruszyła do domu. Jej domu.
Freddy wrócił o świcie, gdy Dagmara czekała już w kolejce na pobranie krwi. Nie zamierzał się tłumaczyć, nawet nie zadzwonił do narzeczonej. Po mocno alkoholowej imprezie potrzebował snu,
a nie wiecznie niezadowolonej i wymagającej dziewuchy. Gdyby nie wpadka jaką zaliczyli już dawno by z nią nie był. Tyle młodszych i jędrniejszych kręciło się na koncertach, a on jako facet, rasowy samiec nie potrafił walczyć z naturą. Kalkulował, że po ślubie połowa domu będzie jego, a po śmierci przyszłych teściów całość. Byli to ludzie majętni, a ich lęk przed „co ludzie powiedzą” dodawał mu pewności, że Dagmara wybaczy zdradę. Są minusy i są plusy – roześmiał się w duchu.
Kolejne dwa dni mijali się w milczeniu. Ona nie zamierzała już urządzać scen, on tych scen i tak nie chciał oglądać. O 17:00 miał próbę zespołu i ostatnią rzeczą o jakiej myślał było podlizywanie się najeżonej hormonami kuli. Dagmara pojechała do laboratorium, a koperta z wynikiem przeciwciał
w kierunku HIV czekała u lekarza.
Gdy zaparkowała już pod domem próba trwała w najlepsze. Brama garażowa była na wpół uchylona,
a skrzynka browarów na wpół opróżniona. Po melodii Dagmara poznała, że za chwilę Freddy robi chórek wraz z resztą kapeli. Wyjęła pilota od bramy i nacisnęła duży przycisk. Brama podjechała do góry. Freddy jedną ręką trzymał gitarę, a druga zaciśnięta była na metalowym stojaku mikrofonu. Trzęsło nim, a reszta zespołu patrzyła przerażona szukając bezpiecznego rozwiązania. Dagmara
w głowie rapowała:
O Boże, na szczęście to był minus!
O Boże, na szczęście to był minus
Boże, na szczęście to był minus!
Plus i minus – ja już tego nie widzę, nie!
Plus i minus – ja już tym nie żyje, nie!
Plus i minus – ja już tego nie słyszę.
To wcale nie jest już jedyne, jedyne!
Dziękuje Ci, Boże, dziękuje!