Silniejsza niż śmierć

Siedziała w pokoju po ciemku na fotelu bujanym; nie ruszała się, patrzyła w jeden punkt, część jej serca umarła razem z jego odejściem. Spędzili ze sobą sześćdziesiąt jeden lat; poznali się, gdy miała piętnaście lat a on był jedynym mężczyzną w jej życiu; a teraz po prostu umarł. Jak on mógł, jak Bóg mógł na to pozwolić? Świat jest źle zrobiony: powinniśmy odejść razem, powtarzała jak mantrę każdej osobie, którą spotkała. Wszystko przestało mieć jakiś sens: ubieranie się, picie, jedzenie, wychodzenie na zakupy. Jedyne, co przynosiło jej odrobinę radości i uśmiechu, to były wizyty dzieci, wnuków i prawnuków. Znajdywała także odrobinę ulgi w słuchając muzyki.
Rodzina martwiła się o nią i nie wiedziała, co robić. Zofia cały czas siedziała, patrząc nieruchomo w jeden punkt. Jej ciało było tutaj, ale myśli i duch odeszły gdzieś daleko. Miała prawie siedemdziesiąt sześć lat. To nie jest czas na zmiany lub na robienie czegokolwiek, mówili jedni. Zawsze jest czas, żeby coś zrobić, żeby komuś pomóc, mówili drudzy.
Po paru miesiącach rozmów i namawiań, wreszcie przyszła kolej na terapię, psychiatrię i leczenie. Zofia miała w sobie duszę artystki i uwielbiała muzykę i śpiew: to okazało się kluczem do jej serca, a także i duszy.
Zaczęła brać udział w zajęciach teatralnych; na początku bardzo niechętnie
i nieśmiało, ale po pewnym czasie zaczęła wchodzić w interakcję z innymi
i brać udział w dialogach i scenkach. Gdy instruktorka zajęć odkryła, że Zofia lubi i bardzo dobrze śpiewa, wprowadziła elementy muzyki j do zajęć. teatralnych. Od tej pory scenki i dialogi poprzeplatała piosenkami i w ten sposób powstał musical, który udało im się wystawić w paru miejscach jak na przykład domy starców.
Po tym wszystkim Zofia powróciła na nowo do życia i na nowo mała iskierka zatliła się w jej sercu. I choć jej oczy wyrażały nadal głęboki smutek, ona nadal, żyła, teraz to sztuka i twórczość nadawały je sens j życiu. Teraz mogła się realizować i robić to, na co nie miała siły ani czasu gdy wychowywała ósemkę dzieci.
Po paru latach nadszedł i jej czas: odeszła spokojnie, otoczona ramionami bliskich. Razem z mężem zażyczyli sobie, żeby ich prochy zostały zmieszane po śmierci, bo przecież miłość trwa wiecznie i dla niej nie ma żadnych granic ani czasu, ani przestrzeni. Obydwoje postanowili napisać na swoim grobie słowa piosenki Edith Piaf: „Bóg łączy tych, którzy się kochają. Dieu reunit ceux qui s’aiment…”

Autor: Marta Sikorska-Mairet

Od zawsze dużo pisałam, ale tylko w mojej głowie. Dzięki Klubowi Otwartej Szuflady, moje teksty zaczęły być pisane i powstały naprawdę! Zapraszam Cię do świata moich historii tych mniejszych i większych:) "Zawsze patrz na jasną stronę życia" - Eric Idle

3 przemyślenia nt. „Silniejsza niż śmierć”

Dodaj komentarz