Bilet w jedną stronę

Dziwne to jest uczucie. 

Mam marzenie. 

Mam marzenie, którego spełnienia nie chcę. I czuję, że marzyć o tym jest niebezpiecznie. 

Przy czytaniu książek niestety lubię podjadać. Fabuła czasem mnie tak wciągnie, że przestaję zwracać uwagę na zbyt głośne chrupanie, przeżuwanie lub połykanie. Współczuję współtowarzyszom  mojej dzisiejszej podróży. Na szczęście są to dla mnie obcy ludzie, którzy tylko raz ponarzekają na mnie, gdy żona czy inna kochanka zapyta się ‚jak minęła podróż?’. A potem o mnie zapomną. 

Żółte opakowanie po m&m’sach i papierek po snickersie już dawno schowałam na dno plecaka. Nie chciałam czekać aż stewardessa będzie zbierać śmieci do swojego wózka, którym obsługiwała mnie przez ostatnie jedenaście godzin. Do wyjścia z samolotu jestem już gotowa trzydzieści minut przed lądowaniem. Przebieram nogami, serce zaraz wskoczy mi do gardła. Żeby zabić te toczące się żółwim tempem minuty, doczytuję jeszcze kilka stron książki. Nie mogę się już jednak skupić. Wybacz, Tołstoju, wrócę do Ciebie potem. 

Samolot ląduje. Ludzie wstają i szykują się do wyjścia, a ja jeszcze chwilę siedzę na swoim miejscu, którego numer 26A odbił mi się chyba na pośladkach. Nie mogę się przecież teraz rzucić do drzwi, nie chcę wyglądać na zdesperowaną. Przyjmuję pozę, jakbym latała tą trasą już setny raz. Jak ktoś, kto wraca do domu. W końcu mam tu od dzisiaj zamieszkać.

Potulnie idę w kolejce do drzwi tego stalowego ptaka. Mój delikatny uśmiech na twarzy i spokój w oczach nie zdradzają burzy szaleństwa i radości, które rozpierają moje ciało. Zawsze umiałam opanować emocje. Poza płaczem. Ale tym razem łzy mi nie lecą, jestem zbyt przerażona. 

Unoszę brodę do góry. Jestem gotowa na zaciągnięcie się upragnionym południowoamerykańskim powietrzem. Jeszcze tylko cztery kroki. 

No tak. 

Zapomniałam, że z pokładu dreamlinera zazwyczaj wychodzi się rękawem. Na to powietrze jeszcze chwilę więc zaczekam, ale jak już wpuszczę je w swoje płuca to na zawsze. Taki jest plan. Zostać tu na zawsze. I żyć. Nauczyć się języka. Znaleźć pracę. I codziennie chodzić w szortach. Stać się tutejszą. Krzyczeć za kierownicą na zajeżdżającego mi drogę  palanta, kupować mrożony jogurt, ciągnąć za linkę w autobusie, gdy będę zbliżać się do swojego przystanku. Tańczyć przy rodzinnym barbecue do Triste e Alegre, pić rano smolistą kawę i patrzeć jak Rafaella krząta się po kuchni przyrządzając dla mnie brigadeiro. Jestem tu, by zacząć wszystko od nowa. 

A wcale zaczynać od nowa nie chcę. Kocham swoje życie tu i teraz, w swoim zimowym kożuchu z melancholijnych myśli. A jednak głowa się zastanawia – „a co by było gdyby…”. A co by było gdybyśmy mogli przeżyć życie więcej niż raz? Każdorazowo wybierając inną ścieżkę? Wtedy mogłabym spełnić swoje marzenie, którego dziś spełnić nie chcę.

***************************
Ten tekst powstał podczas kursu Pisz Odważnie u Aleks Makulskiej.

Autor: Katarzyna Plata

Dodaj komentarz