Podstawowa różnica między demonicą Dafne a mną była taka, że Dafne kochała wabić ludzi w świetle słońca.
Totalna wariatka.
Ona jednak miała na to swoje wytłumaczenie. Jest słońce – mówiła mi zawsze, leżąc leniwie na podłodze, ze złotym szalem filuternie spływającym z biodra – nikt nie spodziewa się demona. Jest słońce, ludzie czują się pewnie, bo to przecież biały dzień. A ja im w biały dzień podsuwam czarne myśli i wszyscy się łapią na to, jak mysz na pułapkę i ser.
Tak mówiła mi zawsze Dafne, ale ja patrzyłam na to inaczej. Ja, zmora Zosia, wolałam polować w świetle księżyca. Księżyc, patron kochanków. Księżyc, natchnienie poetów i ich muz. Księżyc, czyli noc-będzie-jasna-nic-się-nie-stanie, a ja Ci wrzepię w sen najdziwniejsze, najbardziej niepokojące myśli. Twoi kumple powiedzą ci potem: stara, ale pojechane. Twój terapeuta powie ci: hoho, widzę tu nieprzepracowaną traumę. A to tylko ja, mała, pomysłowa Zosieńka.
Poza tym, w naszym Haremie Zjaw i Widziadeł Kobiecych pracowały jeszcze inne osobistości. Upiorka Urszula kochała latać nad miastem i wyć w okna ludzi najzdrożniejsze pieśni. Czasami śpiewała Black Sabbath w przyspieszonym tempie. Czasami latała w białym zakrwawionym gieźle, a czasem w złotej spódnicy. Ale bawiła się najlepiej w rytm kościelnych pieśni – „Barka” śpiewana od tyłu straszyła nawet najpobożniejszego księdza.
Wieszczka Wiesława przy Upiorce Urszuli mogła się wydawać cienką bolką. Ona w końcu nie robiła nic takiego, tylko snuła się po łąkach i mamrotała jakieś głupoty przyrodnikom i psiarzom. Żadna z nas nie wiedziała, co takiego kryło się w tych smętach i mamrotaniach – a jednak ludzie bardzo szybko zaczynali omijać te miejsca i szeptać o nich policji lub sąsiadom. Co na to Wiesława? Ano, płakała w świetle księżyca.
Najgorszy dramat, kiedy zjawa jest zbyt skuteczna i po jednej nocy nie ma już kogo straszyć.
Rusałka Regina z kolei strasznie kurwiła na zmiany klimatyczne, które toczyły się na tym świecie. Jak być Rusałką, gdy każda rzeka zaczyna cuchnąć jak śmieci? Jak wabić mężczyzn, gdy jedyna trzcina to ta za 1,5 zł z chińskiego plastiku w dyskoncie. Jak kusić na manowce, gdy nawet kaczki spierdalają od wody, a ryby same wskakują wędkarzom do ręki?
No, ale Rusałka Regina była choleryczką.
Choć jednak każda z nas działała na własną rękę, to czasem jednak robiłyśmy coś wspólnie. I ten czas wybił dla nas w pewną pochmurną sobotę – pogoda pluła mżawką, chmury toczyły się jak przez niebo jak żulik pod sklepem, a my wszystkie poczułyśmy, że pora zrobić sabat.
Zamknęłyśmy nasz Harem przed innymi. Okadziłyśmy jego wnętrze ziołami, wypowiedziałyśmy wszystkie magiczne zaklęcia, aż półmrok, blask świec, zapach wina i ziół zlał się w jedno. Zwołałyśmy czarne koty, by tańcowały z nami wokół ognia, a miotły naszych sióstr-wiedźm wyprawiłyśmy w drogę po ich właścicielki. Splotłyśmy ramiona, zrzuciłyśmy szaty i celebrowałyśmy swoją widziadłowatość, a miasto nawet nie wiedziało, że dzisiaj będzie miało noc najspokojniejszą w historii. Żadnych snów, świętych pieśni, straszenia psiarzy czy płoszenia karpi w rzece. Dzisiaj panie zjawy się bawią
Ale przed północą ktoś zjawił się wśród magicznych oparów i był to ktoś taki, że większość z nas wytrzeźwiała, a każda z nas zaklęła.
Ta istota miała aktówkę, ołówkową garsonkę – marynarka i spódnica, jak trumna na kobiecość – a do tego szpilki w szpic i blond włosy ułożone we fryz na kalafiora.
Nawet melancholijna Wiesława się podkurwiła.
– A coś ty za jedna? – Rusałka Regina była jak zawsze najbardziej wyrywna.
Nasza osobliwa gościni wydobyła wizytówkę z kieszeni marynarki.
– Strzyga Suzana – wyciągnęła ją w naszą stronę, ale żadna nie sięgnęła po papierek.
– A jakie ty masz moce? – to Dafne, z burzą myśli kryjącą się za spokojem.
– Przypominam kobietom, że siostrzeństwo to wymysł nawiedzonych bab, a feminizm kończy się, gdy trzeba wnieść lodówkę na czwarte piętro – wyrecytowała strzyga – Szepczę kobietom do ucha, że nie wypada, a małym malarkom i pisarkom mówię, że pies z kulawą nogą nie spojrzy na ich teksty czy obrazy. Mieszam kobietom w kalendarzach google, by nie mogły się spotykać, tylko robiły mężom obiady. A mężom – cień niezdrowego podniecenia zabrzmiał w głosie stworzenia w garsonce – mężom szepczę, by tego samego dnia obżerli się w lokalnej kebabowni, gdy będą wracać z seksrandki u kochanki.
Czarne koty rozbiegły się w popłochu. Płomienie świec zatrzęsły się ze zgorszenia, a w powietrzu zakręcił się zapach, który zwiastował nieodzownie, że z wina wyparował wszelki alkohol. Spojrzałyśmy na siebie ze zgrozą – ja, Demonica Dafne, Upiorka Urszula, Rusałka Regina i smętna Wieszczka Wiesława.
Decyzja była krótka jak siurki połowy naszych byłych.
Karma wraca, you bitch.
Wywaliłyśmy tę pindę z sabatu.
Tekst stworzony podczas pisania na żywo w Pisalni u Aleks Makulskiej do obrazu Zoi Lermanowej.
Wciągnęłam się! Bardzo! Tak bardzo, że rzucam zaklęcie byś pisała dalej o tych wytworach swojej wyobraźni 🙂
dziękuję za miłe słowa <3 przekazuję zaklęcie do działu wyobraźni! 😀
Popłynęłam wraz z tekstem i dałam się oczarować ❤️
bardzo mi miło, dziękuję za ciepłe słowa <3