Ekspres zabuczał, a następnie wypluł z siebie brązową ciecz, którą ciężko nazwać kawą. Kacper westchnął i odłączył urządzenie z prądu. Czasami twardy reset pomagał. Podłączył. Ekspres zamrugał wesoło wszystkimi światełkami i zażyczył sobie uzupełnienie pojemnika na wodę. Kacper przymknął oczy i policzył w myślach do dziesięciu. Tę poranną medytację, przerwało pojawienie się kuchni reszty kolegów z działu. Szarą, wypełnioną kulejącymi krzesłami przestrzeń, wypełnił gwar pokrzykiwań i salw śmiechu. Do ekspresu od razu ustawiła się kolejka, a Kacper został zwolniony z podejmowania dalszych decyzji odnośnie kapryśnego urządzenia. Ktoś uzupełnił wodę, ktoś nasypał ziaren rozsypując je przy okazji po całej podłodze. Po chwili kubek Kacpra z napisem „Najlepszy inspektor sanitarny” wypełnił się kawą. Kacper chwycił naczynie i czmychnął na swoje stałe miejsce przy rozchybotanym stole. Lubił obserwować poranne zamieszanie i pojawiających się, co chwilę, współpracowników. Janka, który zawsze na śniadanie jadł dwa jajka na twardo. Bartka, który po zrobieniu dwóch herbat uciekał na ploty na czwarte piętro. Ciągle spóźnionego i niewyspanego Adama. Artura, który pijał tylko ziołowe herbatki, czy bojowo nastawionego do całego świata Roberta. I oczywiście creme de la creme całej firmy – Areczek „powiem Ci lepiej”, który miał zawsze wszystko lepsze, większe, szybsze, mocniejsze. Kacper przypatrywał się wszystkim niczym widz w teatrze. Każdy miał swoje miejsce i swoją rolę. W końcu hałas zelżał. Ci co mieli wyjść, wyszli. Ci co mieli zostać, zostali. Nieśmiałe promienie słońca przebiły się przez ołowiane chmury i rozbłysły na bursztynowej kopule, znajdującego się niedaleko, stadionu. Te chwile zawieszenia Kacper lubił najbardziej. Niestety, nie dane było mu się nimi długo cieszyć. Drzwi otworzyły się gwałtownie i do środka wtargnęła, ostatnia z paczki porannych kawoszy, Joanna. Objuczona była pokaźnymi kartonami z nadrukiem jednej z wrzeszczańskich cukierni. „Ciasto dla moich ciasteczek.” – zakrzyknęła, roześmiała się głośno i zrzuciła kartony na stół. „Częstujcie się, ja rozpaczliwie potrzebuję kawy.” – rzuciła i podbiegła do ekspresu. Kuchnia ponownie ożyła. Ktoś wyciągał talerzyki, ktoś poszedł po więcej łyżeczek, ktoś wstawił wodę w czajniku na kolejną herbatę. Ciasto zostało wyłożone i wdzięczyło się do wszystkich po kolei. „Dlaczego nie jecie?” – zapytała Joanna upijając kawę. „No nie pokrojone przecież.”- odkrywczo odezwał się Areczek. Joanna tylko uniosła brew i wbiła w niego spojrzenie. Kacper pomyślał, że koleżanka wygląda jak jastrząb wpatrujący się w swoją ofiarę. „No pokroić trzeba. Kobieta powinna…” – brnął dalej Arek. „Ach tak…” – przeciągle powiedziała Joanna tonem od którego włos jeżył się na głowie, a mleko kwasiło się już w krowich wymionach. „Arek serio?” – odezwał się Robert i chwycił za nóż. Areczek rzucił mu obrażone spojrzenie. „No przecież to kobiety robią takie rzeczy, żeby było miło. Mają to genach, u mnie w domu zawsze matka oporządzała wszystko związane z jedzeniem.” – dokończył prostując się na krześle. „To stereotyp” – odezwała się Joanna – „Bardzo szkodliwy stereotyp.” – powtórzyła przejmując nóż od Roberta. Odstawiła kubek z kawą i jednym ruchem poderżnęła Areczkowi gardło. „I tak wszystkich wkurwiał.” – stwierdził ze swojego kąta Janek kończąc drugie jajko. Kacper pomyślał tylko, że trzeba będzie znowu znaleźć nowego inspektora od terenów zielonych.
Coffee time!

Zdradź mi jakiej napili się kawy, że finał okazał się tak krwawy…????????