LIST NA DZIEŃ KOBIET DO MŁODSZEJ SIEBIE

Gdybym miała napisać list do młodszej siebie, napisałabym tak: 

Cześć Stefcia,

Twoje ciało to klucz.

No ale jak to – odpowiedziałaby ta nastoletnia Stefania – ciało to wstyd i żenada, a moje jest szczególnie paskudne. Brzydkie, za długie, przygarbione, za chude, ale z miękkim brzuchem i z mikroskopijnymi piersiami. No fe i ble. Kto by takie chciał?

Poza tym ciało sprawia nieustanne kłopoty. Rosną na nim włosy, które trzeba golić, bo jak nie, to wstyd. Puchną na nim ogromne pryszcze, których nie da się zamaskować make-upem. Bywa głodne i trzeba je czymś zapychać. Jest zmęczone, kiedy trzeba się uczyć. Bywa chore, kiedy człowiek ma tyle planów. 

Krwawi raz na miesiąc – to dopiero jest dodatkowa robota! Majtki, a nierzadko i spodnie trzeba prać w lodowatej wodzie, od której pierzchną ręce. Brzuch boli i nic się nie chce, ale działać trzeba jak zawsze, bo przecież “miesiączka to nie choroba”. Jedyna dobra rzecz to ta, że można zwolnić się z wuefu…

W dodatku moje ciało jest nietknięte przez nikogo, a to taki wstyd! Wszystkie koleżanki już “kogoś mają”. Tylko ja nie. Mnie nikt nie chce. Wadliwa osobowość, wadliwe ciało. Kiepskie w sportach, słabe, nieumięśnione. 

Czy ono mogłoby nie istnieć?

Słucham uważnie tej młodej siebie. Tej zamkniętej w sobie nastolatki, tak samotnej, tak zagubionej. Tej mnie, która uciekała przed ciałem i jego potrzebami w świat fantazji, w intelektualne rozkminy, w overthinking, w bezruch, i w depresję.

A potem mówię do niej łagodnie: 

Twoje ciało jest piękne. Nie musi się nikomu podobać. Nikt nie musi go “zechcieć”. 

Tylko ty sama.

Jest piękne takie, jakie jest. Innego nie będzie w tym życiu, dziewczyno! Oczywiście mogłabyś powiększyć sobie piersi, zoperować zgryz, odessać tłuszcz z brzucha, harować na siłce… Poświęcić mnóstwo energii, czasu i pieniędzy na zewnętrzne zmiany. 

Ale wiesz? Wcale tego nie potrzebujesz. Twoje ciało nie potrzebuje modyfikacji. Nie potrzebuje poprawek. 

Potrzebuje zadbania. Uwagi. Miłości. Mądrego zaspokajania jego potrzeb.

Twoje ciało jest jak… samochód, który dano ci w niebiańskiej wypożyczalni na tę ziemską podróż. Jak go wstawisz do garażu i nie będziesz używać, to zardzewieje i za chwilę do niczego nie będzie się nadawać. Jak będziesz nim jeździć bez ustanku, zdzierając sprzęgło i ignorując czerwone kontrolki, bez dopełniania wody, oleju, paliwa – też daleko nie zajedziesz.

Twoje ciało potrzebuje zdrowego jedzenia i mądrego ruchu, takiego, jaki ci odpowiada. Nie musisz pocić się na siłowni, gdzie czujesz się przez wszystkich obserwowana, ani wstydzić się, że jesteś kiepska w zespołowych grach. 

Jest przecież taniec, joga, pływanie, długie spacery. To wystarczy.

Twoje ciało potrzebuje świadomego ruchu zwłaszcza w biodrach, w okolicy miednicy, która okala Twoje żeńskie narządy płciowe. Bo Twoje ciało jest kobiece! 

Tak, nie ma co ignorować tego faktu. Nie ma co mu zaprzeczać i starać się żyć tak, żeby “dorównać mężczyznom”. Nie musisz nic nikomu udowadniać. Nie musisz targać ciężkich toreb ani przesuwać mebli, kiedy mężczyzna chce i może się tym zająć. Nie musisz robić kariery, kiedy wolisz zająć się dziećmi i swoim artystycznym rozwojem.

Ale możesz. Masz pełną swobodę wyboru.

Jedyne co musisz, to kręcić biodrami, uginać kolana, zataczać ósemki twoim sakralnym rejonem! Tak – jedna z kości tworzących twoje łono to po łacinie – os sacrum. Święta kość. Święty rejon Twojego ciała.

Zablokowana miednica to zablokowane życie. Rozruszaj ją. Wlej życie do twojego łona.

Zejdź na chwilę z twojej głowy pełnej męczących myśli i rozkmin, i pobądź w swoim brzuchu. Polub go. Twoje łono jest jak bateria pełna twórczej energii. I nie mam na myśli tylko zdolności do rodzenia dzieci, o czym w tej chwili nawet nie myślisz. Choć to też.

Mam na myśli twórczą radość, energię, seksualną przyjemność, sztukę płynącą „z trzewi”, samo życie!

Ładuj swoje łono świadomym ruchem, codziennie. 

Nie zazdrość mężczyznom tego, że nie są tak skomplikowani. Oni mają swoje tematy, których my nie jesteśmy do końca świadome. Obejmij swoje emocje. Obejmij twoją twórczą naturę. Obejmij twoją zmienność. 

Zatrzymaj się na chwilę, nie pędź tak, dziewczyno. Wiem, chcesz udowodnić światu wiele rzeczy. Że jesteś inteligentna, że pomimo lęków dajesz radę żyć, że potrafisz skończyć studia, pracować na siebie, poznawać świat. Piszesz piękne rzecz, niekiedy bardzo ciężkie i mroczne, wysyłasz wiersze na konkursy, chciałabyś uznania, pochwał, sukcesu.

Wiesz, może będziesz przewracać oczyma, ale i tak to powiem: to wszystko musisz sama sobie dać. Twoi rodzice zrobili to najlepsze, co mogli, z ich deficytami. Kiepsko im wyszło, to prawda. Ale odpuść im. To, czego ci nie dali, daj sobie sama. 

Ty się pochwal. Ty bądź dla siebie łagodna. Ty pozwól sobie na odpoczynek. Ty siebie przytul, pogłaszcz, utul do snu.

Kiedy pozwolisz sobie na zatrzymanie, zauważysz, że twoje ciało jest cykliczne. Zmienia się w przeciągu dnia. W przeciągu miesiąca. W miarę mijania pór roku. Zwiń się w kłębek, kiedy krwawisz. Wysuń główkę na świat zewnętrzny, jak przebiśnieg, kiedy krwawić przestaniesz.

Nie nienawidź swojego ciała za tę zmienność. Nie zakopuj w sobie tak głęboko emocji. Wiem, że się ich boisz. Boisz się, że jeśli je puścisz, one kogoś skrzywdzą. Sprawią, że spalisz za sobą mosty, zniszczysz relacje, a może nawet samą siebie. Boisz się , że poszczujesz przeciwko sobie cały świat, jeśli choć troszkę pokażesz, co czujesz. Ludzie cię albo wyśmieją, albo wściekną się na ciebie. Tak czy inaczej, będziesz banitką, odrzucona, niechciana.

Już nią jesteś. Więc czego się bać?

Wiesz, chcę ci powiedzieć, że możesz wyrażać emocje w sposób bezpieczny. Możesz o nich pisać. Do oporu – papier jest cierpliwy. Możesz poszukać pomocy, specjalisty od słuchania, takiego, który nie będzie się bał ani trochę twoich wewnętrznych burz. Możesz krzyczeć do poduszki. Możesz ryczeć, bluzgać przekleństwami i płakać, i walić pięściami o łóżko. Możesz nawet powiedzieć komuś coś niemiłego! Nie musisz być cały czas dobra i uśmiechać się, nawet jak nie masz ochoty. Możesz odepchnąć  kogoś, kto ci nie odpowiada, albo wręcz ci szkodzi. Świat się nie zawali.

Całe zwały bolesnych informacji siedzą zapisane w twoim ciele jak na twardym dysku komputera. Wiem, że trudno ci w to uwierzyć, ale możesz “zrobić nowy system”. No, nie jest to tak łatwe jak na kompie, jasna sprawa! Nie potrwa to paru minut czy godzin, ale lat. Jest to niekończący się proces. Ale możliwy. Możesz zamienić stary ból w wybaczenie, odpuszczenie, błogosławieństwo.

Twoje ciało cię w tym procesie poniesie, a także we wszystkich innych. Więc daj mu trochę uwagi! Zasługuje na to. Pogłaszcz się po ramionach, po policzkach, po twych pięknych małych piersiach, po Twojej waginie. Dotknij siebie tak, jak chciałabyś, żeby dotykał cię chłopak.

Doceń swoją kobiecość. Zobacz jaką ma ogromną twórczą moc. Zaufaj jej. 

Nie próbuj zarządzać twoim ciałem za pomocą umysłu. Ono ma swoją własną mądrość i swój własny rytm. Twój umysł to wspaniałe narzędzie, ale w wielu sprawach jest słabiutki i rzuca ci kłody pod nogi. 

Twórz twoje życie, twoje projekty, twoją sztukę prosto z łona, prosto z ciała. Uwierz, że masz tę moc!

Twoja starsza Ja.

PS. Mówię Ci to wszystko w nadziei, że będziesz mniej cierpieć, ale wiem też, że ty potrzebujesz to wszystko przeżyć, żebyś mogła dojść do tego punktu, w którym jestem ja. 

Kibicuję ci, wspieram i kocham. Trzymaj się Dziewczyno!

Autor: Stefania Martinez

Jestem Stef i opowiadam historie. Pokazuję kobietom, jak być bliżej siebie. Bujam w obłokach, zakorzeniam się w Ziemi.

Dodaj komentarz