Moja Czytelniczka.

Rosły mężczyzna w klasycznym zielonym prochowcu zamaszyście otwiera drzwi jednej z najpopularniejszych kawiarni w śródmieściu. Przekraczając próg, mruczy pod nosem coś bliżej niezidentyfikowanego. Przeszklenie odbija blask już nisko zawieszonego, jesiennego słońca a kilka suchych liści wpada do środka jak nieproszeni goście. Oślepiająca wiązka światła uderza wprost w jej oczy. Zdążyła tylko powiedzieć doniosłe ,,Dzień dobry’’, a w myślach trzy razy soczyście zakląć.

,,Auaa..’’ – mogła tylko cichutko zapiszczeć, gdy niezdarnym ruchem dotknęła rozgrzanego do czerwoności ekspresu. Zawirowało jej w głowie. Drugą dłonią odruchowo odgarnęła z czoła miękką, miedzianą grzywkę. Bezszelestnie osunęła się na stołek pod barem. Do jej uszu dobiegł znienawidzony stukot drewnianych chodaków. Zbliżał się niebezpiecznie w jej kierunku. Do prawego oka zaczął docierać obraz niskiej, kurpulętnej kobiety po 50-tce. Trajkotała, jak to miała w zwyczaju i dopadła jegomościa w prochowcu, który niecierpliwił się przy kasie. Honorata zaczęła się mu dokładnie przyglądać, a lewe oko zdążyło odzyskać swoją podstawową funkcjonalność. ,,Jest dokładnie taki sam jak profesor. Ale nie… Profesor nigdy nie pokazałaby się przy ludziach nieogolony i z niechlujnie zarzuconym szalikiem’’ – myśli przelatywały przez jej obolałą głowę.

Po odliczeniu do trzech podniosła się zdecydowanie na obie nogi. Poprawiła nieco przekrzywiony pasiasty fartuszek. Poczuła delikatne ciągnięcie w podbrzuszu. Szwów nie miała od kilku tygodni, ale ciało o nich nie zapomniało. Chwyciła wilgotną, wołającą o rychłe wyrzucenie lnianą szmatkę i zaczęła sprzątać bałagan zrobiony przed ułamkiem sekundy przez żywiołową kierowniczkę.

– Przepraszam, zakręciło mi się w głowie – wydukała w stronę współpracowniczki. – I dziękuję, że obsłużyła pani klienta. Obiecuję, że dziś już będę dalej pracować bez zarzutu.

Anna zmarszczyła kędzierzawe brwi, które żyły własnym życiem. – Jeśli zdecydowałaś się wrócić już do pracy, to pracuj. Nie będę w nieskończoność przymykać oko na częste wyjścia na zaplecze albo wieczne pomyłki. Nie rozdwoję się, a na twoje miejsce już ustawia się kolejka chętnych – strzelała jak z karabinu. Honorata skinęła głową i odpowiedziała milczeniem. Nie potrafiła głośno powiedzieć, co myśli i czuje. Gdyby nie musiała wracać, żeby zarobić te kilka marnych groszy, to pewnie nie wychodziłaby z domu. Wiedziała jednak, jak wyglądają samotne dni w czterech ścianach. Przez ostatnie tygodnie czuła się jak w podróży do piekła, zatopiona w swoich wątpliwościach, żalu i tęsknocie. Jej mąż Kazik wrócił do pracy po tygodniu. A przez ów tydzień nie zamienił z żoną ani jednego słowa.

Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk zmywarki kończącej pracę. Na prawym nadgarstku delikatnie poprawiła girlandę ze srebrnych zawieszek. Od kiedy kupiła sobie pierwszą z niebieskim kamykiem i napisem: ‘’it’s a boy’’, nie mogła przestać zamawiać kolejnych.  Jej nowym hobby stało się przeglądanie ich w różnych sklepach internetowych i wyłapywanie najlepszych okazji. Po tym jak kupiła ostatnią – ,,chłopca-truposzka’’ – jak go czule nazywała, to rodzony ojciec zapytał ją bez ogródek, czy aby na pewno do reszty jej nie popierdoliło?

Honorata żwawo i w pełnym skupieniu wymieniła zawartość zmywarki i puściła kolejny program. Było już po 14-tej. Liczyła, że ostatnie godziny pracy będą dla niej łaskawe. Rozejrzała się dookoła – kubki i szklanki ogarnięte, zmywarka pracuje, blaty i stoły przetarte, podłoga zamieciona – wyliczała z niechęcia. Musiała sprawdzić, czy na pewno może zrobić sobie przerwę. W kolorowym imbryku zalała aromatyczną zieloną herbatę. Ta chwila błogości nie trwała długo. W szybie drzwi dostrzegła szczupłą sylwestkę, która zbliżając się, nabierała dziwnego ksztatłu. W wejściu pojawiła się rozpromieniona kobieta, która z przodu pchała solidny, karmelowy wózek, a za sobą ciągnęła zawstydzoną 3-latkę. Honorata głośno przełknęła łyk herbaty, a jej oczy natychmiast się zaszkliły. – Dzień dobry, co podać? – wykrzyknęła nienaturalnie, aż poczuła delikatne pieczenie w gardle. ,,Czemu, kurwa, wtedy świat się nie zatrzymał?!’’ – pomyślała ze wściekłością i na wyuczonym autopilocie obsłużyła wciąż uśmiechającą się młodą mamę.

Kwadrans po 16-tej Anna zwróciła się do Honoraty i łaskawie pozwoliła rudowłosej dziewczynie zakończyć pracę. To był ten moment, kiedy dziewczyna czuła największe zakłopotanie – ,,Co powinnam teraz robić? Iść TAM? Tylko po co? Co to zmieni? Czy iść do sklepu i obejrzeć sztuczne kwiaty? Chyba nie, bo mogę wpaść na dawno niewidzianą znajomą i mieć jak w banku, że więcej się do mnienie odezwie. Jezu, nie mam na to siły..’’. Biła się przez chwilę z myślami. Narzuciła gruby, sięgający kolan czarny sweter i wyszła bez słowa. Mogła chodzić bez celu długimi godzinami. Ciągle miała problemy z poczuciem czasu i zazwyczaj wracała do domu późnym wieczorem. Mijała sąsiadów, którzy patrzyli na nią z politowaniem. Nikt nie zagadywał, nikt nie zaczepiał. Gdyby nie dwie wredne szylkretowe kotki w domu, to pewnego dnia już by tam już nie wróciła. Zrobiła podstawowe zakupy w osiedlowym sklepiku. Wróciła do mieszkania. Zwykłego, dwupokojowego mieszkania, z którego uleciało życie. Gdy nakarmiła wygłodniałe kotki, weszła niepewnym krokiem do sypialni. W rogu dalej stały dwie pękate, nierozpakowane walizki. – Ja pierdolę, muszę w końcu tym się zająć – skarciła sama siebie. Jednak nie zajęła się tym ani jutro, ani za tydzień. Jakby przejrzenie tych rzeczy, posortowanie, schowanie, a niektórych oddanie miałoby ją zabić.

Wieczorem jak codzień przygotowała sobie kąpiel z dużą ilością piany. Na szafce ustawiła zapalone świeczki zapachowe. W ciszy leżała tak długo, aż woda robiła się zimna. Prawą rękę trzymała na bliźnie. Ten pseudo-rytuał był dla niej namiastką ukojenia, którego panicznie poszukiwała. Wiedziała, że czegokolwiek nie zrobi, jak długo nie będzie spała, ulga do niej nie przyjdzie. W lekko wyciągniętej koszuli poszła do kuchni. Popiła tabletki wodą. Przy koszu na śmieci dostrzegła butelki po piwie ustawione w równym rzędzie niczym żołnierze na defiladzie. Miało to swoją dobrą stronę – miała pewność, że Kazik już chrapie w najlepsze. Położyła się na skraju łóżka i chwyciła mocno telefon. Od kilku dni czytała przed snem nieznanej kobiety z internetu. Dzięki nim choć na chwilę przestawała się czuć jak chodzący najgorszy koszmar każdej kobiety. I nie czuła się jak jedyna przeklęta na tym chujowym świecie.

Dodaj komentarz