Noc była wyjątkowo zimna i ponura a ziemia nieprzyjemnie trzeszczała pod nogami. Na niebie właśnie pojawiły się Matariki*. W kulturze Maoryskiej pojawienie się ich na nieboskłonie zwiastuje nadejście zimy a także rozpoczęcie nowego roku.
Przeprowadziłam sie właśnie z garażu do pokoju. Po raz pierwszy od pięciu miesięcy miałam zamieszkać w prawdziwym murowanym domu, nie w puszce na czterech kołach. Można powiedzieć awansowałam. Poziom ciepła rzeczywiście nieco wyższy, poziom przytulności – zero.
Tego dnia, by podnieść wibracje mojego nowego pokoju, kupiłam farby. Olejne. Sześć podstawowych kolorów, takie jakie kupuje sie dla dzieci na szkolną wyprawkę. W małych plastikowych kubeczkach z dołączonym pędzelkiem w gratisie. Kupiłam też arkusz. W kolorze betonowym. To znaczy takim niby fioletowym, niby różowym, niby szarym… Nie myślałam wcale co ja robię, po prostu moje ja, moja intuicja tego chciała i ja jej to dałam.
W tę niezwykłą noc przykleiłam betonowy papier do ściany. Otworzyłam farby. W pokoju zaczął unosić się specyficzny ich zapach. Nieśmiało zatopiłam palec wskazujący prawej ręki w czerwonej farbie. Poczułam jej miękkość i wyjątkowe ciepło. Zaczęłam krążyć palcem w kubeczku, obserwując jak maź się z niego wylewa. Czerwonym palcem zaczęłam kreślić linie. Najpierw pionowe, potem poziome. Falowanie i koła… Farba szybko zasychała na palcu. Czułam jak wchodzi pod paznokcie. Do wskazującego dołączyły inne place i lewa ręka. I tak zaczęło się przedstawienie pełne ekspresji i emocji. Każdy paluszek doświadczał litości farby, a betonowy papier… cóż stał się tęczowym.
Obrazek przedstawiał nic. A jednak dał frajdę i radochę mojej duszy na długo. Wisiał jeszcze przez chwilę na ścianie a potem wylądował gdzieś, gdzie lądują zapomniane i niepotrzebne obrazy. Nie żałuję, że go nie zatrzymałam. Dla mnie ważniejszy był sam moment, proces niż efekt.
Czasami droga jest fajniejsza niż sam cel. Tego nauczyły mnie farby. Tego uczą mnie farby, bo od tamtej pamiętnej lipcowej nocy 2018 roku farby wzbogaciły mój piórnik. Już nie tylko olejne, a akwarele i akryle. Już nie palce, a milion różnych pędzli, już nie jeden arkusz, a blok. Tak zmienia się życie kiedy słucha sie swego wewnętrznego głosu. I kiedy pytasz się co to jest malarstwo intuicyjne, uświadamiasz sobie, że tworzyłaś tak już dawno, tylko nie widziałaś, że TO ma nazwę.
*Matariki – tak nazwali Maorysi Plejady. Gwiazdy pojawiają sie na nieboskłonie półkuli południowej w czerwcu i zwiastują nadejście zimy. W mitologii Maoryskiej Matariki to „oczy boga Tawhirimatea”. Według mitologii Maorysów, Tawhirimatea, bóg wiatru i pogody, był rozwścieczony rozdzieleniem nieba i ziemi – jego rodzice, Ranginui i Papatūānuku. Pokonany w bitwie przez swojego brata, Tawhirimatea uciekł w niebo, by żyć z Ranginui, ale w swoim gniewie najpierw wyłupił oczy w geście pogardy wobec rodzeństwa i rzucił je w niebo, gdzie pozostają, przyklejone do jego pierś ojca. (Źródło: Wikipedia)
Coraz częściej czytam o malowaniu intuicyjnym i widze, że rzeczywiście sprawia frajdę, tak przyjemnie to odpisałaś.. aż chciałam szukać czerwonej farby pod paznokciem 🙂
jaki to jest zmysłowy tekst <3 nigdy nie myślałam w ten sposób o malowaniu, ale czuję, że mnie zainspirowałaś 😀