Weekend w górach.

Adama poznałam na moim górskim profilu instagramowym. Te kilka zdjęć na jego profilu niewiele o nim mówiły. Blondyn, wysoki, piękny uśmiech. Kilka widoczków z zachodu słońca na plaży, góry Izerskie dwa lata temu, wycieczki rowerowe. Dobrze nam się ze sobą pisało. Interesował się tym co robię, przeczytał całego mojego bloga, pytał o szlaki, pamiętał o smsie przed snem…

Zawsze chciał chodzić po górach ale mieszkał na wybrzeżu i tak za bardzo nie miał okazji na górskie przygody, aż do zeszłego miesiąca. Przeprowadził się do Krakowa, to tylko 100 km od Zakopanego, nie ma więcej przeszkód. Wsiąść w autobus i w drogę, na szlak.

Adam jak większość ludzi nie chciał iść sam. W końcu nasza „znajomość” trwała już kilka miesięcy.
-Asiu, no proszę, zgódź się. Weź mnie gdzieś ze sobą, przecież ja zginę jak dziecko we mgle. Chciałabyś mnie mieć na sumieniu?

I tak prosił i tak jęczał, aż się zgodziłam.

Co więcej zgodziłam się nie tylko na wspólną wycieczkę po Tatrach Niżnych, ale na cały weekend z noclegiem pod namiotem.
Chyba mnie porąbało !!!! Przecież tak na prawdę gościa nie znam.
No ale jak obiecałam tak zrobiłam.

Umówiliśmy się na dworcu w Rabce. Miałam po niego przyjechać ( Adam nie miał samochodu- rower mu w mieście przecież wystarczał )
Wysiadł taki jak z obrazka, jak ze zdjęcia. Nowiutkie buty, fancy plecak z najlepszej firmy, spodnie na jakie mnie nigdy nie będzie stać…

No, no… Co to będzie? Moje buty ubłocone jeszcze z poprzedniego wypadu, plecak pamięta wycieczki z całego ostatniego dziesięciolecia. Odrost na dwa centymetry, bez grama makijażu…. Kurczę, a przecie to mogłaby być miłość mojego życia!!!

A mówiła Zosia: dbajcie o siebie dziewczyny, przecież nie znacie dnia ani godziny.

No to mam przerąbane…..Szansa na romans uleciała z wiatrem. I jeszcze auto, w którym jeżdżę ja i mój pies, czyli wiesz jak to jest: noski odbite na szybie, sierść na siedzeniu, smaczki pod fotelem…

-Sorki za auto, rzadko je sprzątam- powiedziałam zapraszając Adama do mojej zapuszczonej Skody.

Zerknął do środka, widziałam jak mu wcześniejszy uśmiech zblakł na twarzy.

– Nie przejmuj się, mam dodatkowy ręcznik, rozłożę sobie na siedzeniu- burknął.

Nie najlepiej się zaczyna, pomyślałam. Ale to był tylko początek.
Na szlak jechaliśmy około godziny. Wysłuchałam skarg na kierowcę autobusu, że jechał jak wariat, na pasażerkę, która rozmawiała przez telefon za głośno. W autobusie był zaduch. Jednym słowem komunikacja w Małopolsce to katastrofa.

-Następnym razem najlepiej jakbyś przyjechała po mnie do Krakowa- bąknął -ale najpierw musiałabyś zahaczyć o myjnię. Rozumiem, że to dzisiaj ( rozejrzał się po wnętrzu auta) to wyjątkowa sytuacja….

Najchętniej wysadziłabym go gdzieś na poboczu i zostawiła na pastwę wilków i niedźwiedzi. Po jakiego czorta mam w sobie poczucie obowiązku i odpowiedzialności za innych ???? I to głupie dotrzymywanie słowa.
Ten jeden raz wytrzymam- pomyślałam coraz bardziej zrozpaczona.

Nie przewidziałam, że może być jeszcze gorzej.
Adam miał ze sobą tylko piwo do picia, i batoniki do jedzenia. Całą drogę pytał:
-Daleko jeszcze?
-Dlaczego wymyśliłaś tak długą trasę ?
-Nie uważasz, że dwie godziny pod górę to za daleko?
-Kiedy będą lepsze widoki?
-Głodny jestem.
-Pić mi się chce.
-Tyle błota!
-Zrobiłaś to specjalnie, żeby mnie zrazić!
-Myślałem, że idziemy w prawdziwe Tatry a nie jakiś Niżne.
-Wydawało mi się, że jesteś bardziej obyta z survivalem jęknął gdy ledwo rozpaliłam ognisko .

Na szczęście miał namiot.

Słyszę jego chrapanie, i teraz siedzę w swoim namiocie, w pięknym lesie. Pomiędzy drzewami widać ośnieżone szczyty pobliskich Tatr i zastanawiam się co ja tutaj robię. Pierwszy raz NIE CHCĘ TUTAJ BYĆ!
Nie chcę z nim być tutaj. Już nigdy nikogo nie wezmę w góry.
Czuje się okropnie, nie ma mowy o kolejnym wspólnym dniu. Postanowiłam, że jutro z samego rana schodzimy tą samą trasą, odwożę go do granicy, niech dalej da sobie rade sam a ja będę miała dzień dla siebie. Dawno nie byłam na Chopoku a jestem w pobliżu 🙂

Na myśl o nowym planie robi mi się lepiej, słońce zachodzi, jutro będzie lepszy dzień, w końcu mam na niego plan 🙂
………………………….

Na szczęście jest to zmyślona historia, ale podobną przeżyłam na prawdę 🙂


Autor: Joanna

Piszę o tym co czuję, co przeżywam. Ostrożnie a czasem odważnie odsłaniam się. Nazywam traumy i szczęścia. Nie umiem tworzyć abstrakcji, wszystkie teksty są w pewnym sensie o tym co z nam z autopsji. |Poza tym kocham góry i piszę o nich na blogu gorskiespacery.pl

Dodaj komentarz