Spotkanie po latach

Wpadam na nią w naszym rodzinnym mieście. Idzie ulicą Sienkiewicza ze spuszczoną głową, nieobecnym wzrokiem i słuchawkami w uszach. Jest wczesne październikowe popołudnie, pewnie wraca ze szkoły.

Spotykam ją przy tym przerzedzonym lasku tuż przed monopolowym. Czasem przystawałam tam, by popatrzeć jak promienie słońca przedzierają się przez strzeliste sosny.

Choć minęło już tyle lat, rozpoznaję ją od razu. Te same długie włosy, zawsze rozpuszczone, by ukryć za nimi choć część twarzy. Te same ciemne oczy, niby przyglądające się światu, tak naprawdę skupione jednak na czymś, czego nie widać, na czymś wewnątrz, do czego dostęp ma tylko ona. Te same lakierowane czarne martensy, które nosi od gimnazjum. Lubi ciężar, z jakim opadają na ziemię przy każdym kroku. Lubi dźwięk, jaki wydaje ich gruba podeszwa spotykająca się z betonowym chodnikiem. Czuje się w nich solidnie przytwierdzona do rzeczywistości — przynajmniej ciałem.

Kiedy podnosi wzrok i wreszcie mnie dostrzega, zatrzymuje się i marszczy brwi. Po chwili rozszerza oczy — chyba mnie poznaje. Otwiera usta, po czym je zamyka. Odgarnia włosy za ucho.

Wiem, co teraz odczuwa. Znam ją przecież tak dobrze. Gorączkowo szuka w głowie jakichś słów, ale żadne do niej nie przychodzą. Najchętniej cofnęłaby czas o tę parę momentów, przeszła na drugą stronę ulicy i udała, że w ogóle mnie nie zauważyła.

Ja też nie wiem, co jej powiedzieć. Jak się zachować w jej obecności. Choć nadal jest mi bliska, nie jestem już częścią jej świata.

Uśmiecham się więc tylko. Nie zawsze i nie na wszystko potrzebne są słowa. Przytulam siebie z przeszłości, poprawiam jej szalik, po czym pozwalam iść dalej. Przed nią cholernie długa droga, ale wiem, że zna trasę.

Ostatecznie to ona doprowadziła mnie… do mnie.

Autor: Kasia Pisze

Piję dużo herbaty, tymczasuję pieski i piszę sobie świat, w którym chciałabym żyć. Czasem piszę o rzeczach, które zdarzy się naprawdę, a czasem łączę prawdziwe doświadczenia z fikcją i z tym, co mi się przyśniło.

Dodaj komentarz