Kiedy Anioł staje się diabłem? Wtedy, gdy już rzyga dobrocią, wtedy gdy oba policzki są sinopurpurowe i nie ma czego nadstawiać. Jeśli ktoś kiedykolwiek myślał o Matyldzie jak o Aniele, to tego dnia wcieliła się w rolę diabła i nic nie mogła na to poradzić.
Matylda poszła na fizjoterapię, omówiła z fizjoterapeutą dolegliwości bólowe i swoje problemy. Chciała pozbyć się traum ze swojego ciała. Raz na zawsze. Niech te wszystkie trudne emocje znikną z jej ciała, niech się uwolni od wspomnień, od lęków, od bólu. Położyła się na leżance i czekała. Fizjoterapeuta wziął jej głowę i delikatnymi ruchami nią poruszał. Jej ciało jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zaczęło drżeć, a potem bez kontroli się trząść. Bezwiednie latały jej ręce, nogi i biodra, aż w końcu trzęsła się cała jak na krześle elektrycznym. Ciekawe zjawisko, przy tym jak jedyne co robił terapeuta, to poruszał jej głową zaledwie o milimetr w lewo i w prawo, góra-dół. Była gotowa się rozpłakać, ale wyprowadził ją z tego. Nie pozwolił jej zapaść się w traumach. Pierwszy taki fizjoterapeuta.
Tylko, że z tym uwalnianiem traum, a konkretnie uwalnianiem emocji to nie jest tak, że wiesz co uwalniasz, niektóre emocje kryją się pod maską bólu w ciele i nie są rozpoznawalne. To jak z otwarciem puszki pandory, otworzysz ją, a to co tam było Cię pochłonie i nie będziesz w stanie tego powstrzymać.
Matylda wracała do domu samochodem. Z początku uśmiechnięta, szczęśliwa, że udało się jej znaleźć dobrego fizjoterapeutę, aż nagle poczuła to. Piekielny ogień, który rozpalone serce zaczęło tłoczyć do żył.
Na początku nie zorientowała się o co chodzi. Dotarła do domu, w tym lekko zaognionym stanie. Zaczęła się rozbierać i nagle wszystko wysypało się jej z torebki. I właśnie wtedy rozpętało się prawdziwe piekło. Piekło wszystkich emocji, które tłumiła w sobie.
„Ta pierdolona torebka!” – wykrzyknęła. „Nie mogę nawet spokojnie wrócić do domu i się zrelaksować, żeby na dzień dobry coś się nie zjebało.” Porywczo zrywała z siebie płaszcz. „Zaraz się kurwa uduszę. Wczoraj zimno, a dziś oczywiście musiało zrobić się gorąco.”
Postronny obserwator wiedziałby, że tu wcale nie chodzi o torebkę ani o pogodę. W Matyldzie temperatura rosła latami, a dziś tylko kubeł z gorącą wodą miał się wylać. To jeden z tych dni, gdy nikt nie chce być na celowniku takiej osoby, bo wiadomo, że z założenia każdy jest na celowniku.
„Bzz, bzzz”. Sms. „Kto mi kurwa wysyła smsa? Nienawidzę smsów.” – pomyślała. Mama. „Czego ta kurwa ode mnie chce? Nie będę z nią w kontakcie co drugi dzień, chyba ją pojebało po tym co mi zrobiła. Niech się cieszy, że przyjeżdżam na święta. Zresztą po chuj ja tam przyjeżdżam? Więcej tam nie przyjadę, dopóki nie przeprosi mnie za to co zrobiła. Jej wybór.”
Czy można tak mówić do swojej matki? Tylko Matylda zna swoją historię. Ale dziś jej wolno było wszystko. Dziś nie miała hamulców. Dziś złość całego świata, którą tłumiła w sobie wypłynęła.
„Nienawidzę mojej rodziny, nie chcę ich znać.” – recytowała w głowie Matylda. „Mam już dość. Chcę żyć po swojemu, bez tych wszystkich terrorystów. Cierpię, boli, parzy, wszystko tak cholernie parzy. I za to cierpienie nikt mnie nigdy nie przeprosił.”
Matylda podchodzi by otworzyć laptopa. Jebane korporacje, tysiące godzin pracy, która nie ma sensu, nie przynosi żadnej wartości. Nie! Pierdoli to! Jeszcze przez jakiś czas na pewno nie otworzy klapy od laptopa. Jak ją wyjebią, to niech ją wyjebią. Ma dość. Po prostu dość.
Chodzi po domu w kółko, kopie kuchenne szafki. Przypomina sobie twarze osób, które ją skrzywdziły. Nie ma usprawiedliwiania, nie ma oczyszczania z win. Są winni, skazani na potępienie. Potępienie Matyldy, nieodwracalne, ostateczne.
W końcu Matylda pada na kanapę, płacze. Wie, że nie ma już w sobie najmniejszej resztki dobroci. Ma w dupie cały świat. Nie chce nikomu pomagać. Chce się uratować, tylko siebie, nikogo innego, ale czy ma do tego prawo? Czy jak rozpęta to piekło poza czterema ścianami swojego domu to czy zostanie coś poza popiołem? Raz zaprószony pożar ciężko ugasić. A jeśli już nigdy nie będzie w stanie być dobra i miła? Czy to ten dzień, gdy ofiara staje się katem?
Czytałam ten tekst kilka razy. Jest w nim ogrom emocji, a Matylda budzi we mnie ogrom współczucia. Podziwiam z jaką swobodą piszesz na trudne tematy.
Dziękuję Ada za te kilka słów i też za to współczucie dla bohaterki tekstu <3