O podróży w głąb

Pamiętam, jak bolało złamane serce. I jak postanowiłam, że tym razem nie będę go łatać nową miłością. Że daję sobie spokój, nie jest mi to potrzebne. Że od teraz będę karmić duszę czym innym i zobaczę dokąd mnie to zaprowadzi. Dlatego, kiedy spadła na mnie ta podróż, nie powiedziałam odruchowo „Nie, to nie dla mnie.”. Ktoś nie mógł, ktoś nie chciał, trafiła się mnie cytryna do wyciśnięcia. Szybka decyzja. Znajdź paszport, załatw szczepienia, odpowiednie buty i repelent na komary. Działałam żwawo, żeby nie zmienić zdania.

Pamiętam, jak bałam się tej podróży. Pierwszy raz tak dużym samolotem, pierwszy raz poza Europę, z grupą zupełnie obcych ludzi. Ja, introwertyczka, z obcymi nie gadam. Dopiero na lotnisku dotarło do mnie, że żołądek ściśnięty mam ze strachu. A jeśli coś mi się stanie? Samolot się rozbije, zgubię pieniądze, okradną mnie, zachoruję na malarię, zjedzą mnie lwy, albo zadepczą hipopotamy. Nie będę miała z kim porozmawiać, albo gorzej, powiem coś głupiego i się ośmieszę. Najmłodsza w grupie, jedna z tylko 3 kobiet. Nie wiedziałam, że tyle lęku w sobie noszę.

Pamiętam pierwsze wrażenia z wyprawy. Kontrasty.

Ciepło i słonecznie w listopadzie, radość w sercu. Powietrze ciężkie i lepkie, wachlowanie twarzy nie przynosi żadnej ulgi. Ubrania kleją się do spoconej skóry.

Przejmujący, niesamowity nocny śpiew cykad. Tak głośny, że nie daje zasnąć.

Biegające po suficie gekony- widok tak abstrakcyjny, że nie sposób oderwać wzroku. Czy na pewno któryś nie odklei się i nie spadnie mi na głowę?

Bliskość majestatycznych zwierząt. W komplecie z chmarami much włażących do nosa, czy przyklejających się do spoconej twarzy.

Trudno chłonąć do serca egzotykę, gdy sprawdzasz pięć razy czy moskitiera jest szczelnie zamknięta. Bo komary, malaria.

Pamiętam, jak bałam się, że coś przegapię, więc zawsze za późno wyjmowałam aparat. Krater Ngorongoro, nieaktywna kaldera wulkanu, który zapadł się miliony lat temu. Co? Nosorożce, bawoły, zebry i gnu. A dookoła pasma górskie. Park Narodowy Serengeti w Tanzanii. Stado słoni z młodymi, jeden ściska ogon matki swoją trąbą. Lwica z dwoma młodymi. O! Jak antylopa śmiesznie sika na stojąco. Zebry tak liczne, że zlewają się w czarno-białą plamę. David Attenborough nieźle o tym opowiadał, ale jednak tylko nieźle. I smród duszący, jak latem w zoo. Wiem, że do zoo już nigdy nie pójdę. Obłędnie biała plaża na Zanzibarze. Wody błękit, turkus, lazur, szafir. Pamiętam, że księżyc miał kształt niemożliwy, u nas takiego nie ma nigdy.

Pamiętam, jak z każdym dniem wyprawy po tym cudnym lądzie, coraz mniejsza robiła się Europa.

Stary kontynent to dom, nagle zobaczyłam jak w nim blisko do kolejnych pomieszczeń. W Afryce było inaczej. Tu byłam obca. Z jednej strony witano nas jak bogów, z drugiej strony mówiono o krzywdach wyrytych w duszach. Dotarło do mnie, kim jestem, gdzie żyję, według jakich zasad gram każdego dnia. A tu wszystko jakby odrealnione. Uśmiech szczerszy, radość bardziej autentyczna, rozpacz głośniejsza. Śpiew i taniec dookoła, nikogo to nie dziwi. Mogłam patrzeć i nie wierzyć albo mogłam chłonąć. Chłoń to wszystko.

Pamiętam, jak różnie przyjmowaliśmy ten odmienny świat. Ktoś już wszędzie był i wszystko widział, Afryka to nic takiego. Ktoś uznał, że to zwykłe wakacje jak w polskim kurorcie więc i bawić się będzie „po polsku”. Ktoś chciał przywieźć wszystkie widoki i wspomnienia na karcie SD. Tak zapatrzył się w soczewkę aparatu, że nie zauważył kiedy zniknęła w tłumie Arushy. Ktoś nie miał czasu na tu i teraz, musiał był głową w pracy. Kalejdoskop osobowości. I ja cały czas upominająca siebie – chłoń to wszystko.

Tamten wyjazd nie połatał mojego złamanego serca. Zrobił coś więcej. Otworzył drzwi do sklejania mojej duszy, o której nawet nie wiedziałam, że tego potrzebowała. Zobaczyłam siebie inaczej. W tym obcym miejscu, w oczach obcych ludzi, z rodzącym się poczuciem olśnienia. Od tamtej pory staram się szukać nowych dróg. Wiem, że są ich jeszcze setki i pewnie życia nie wystarczy, by sprawdzić wszystkie. Najważniejsze, czego się nauczyłam, to że one są.

Tanzania (Park Narodowy Serengeti) i Zanzibar, listopad 2011

1 Comment

  1. Kasia Trojanowska

    Wspaniale opisana podróż do Afryki. I to zdanie o Davidzie Attenborough, który w UK jest czczony niby bóg, a u Ciebie jest tylko człowiekiem i to z przeciętnym talentem do komentowania przyrody (pogląd, z którym akurat się zgadzam;)). Świetne.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *