Czerwony

Z przygryzionej wargi popłynęła krew. Czuła jej smak. Mimo to przygryzła ją mocniej. I jeszcze mocniej. Musi stąd wyjść zanim wybuchnie.

– Po prostu nie widzimy perspektywy dla tego projektu – usłyszała na zakończenie.

Mityczni “my”. Cholerny pluralis maiestaticus! Zawsze przecież były tylko we dwie. Przełożona – przynosząca złe wieści i ona – do której złe wieści były zaadresowane. Tańczyły ten swój taniec od dobrych paru miesięcy. Co jej szkodziło odtańczyć go znowu? Nigdy dotąd nie działała pod wpływem impulsu, była rozważna. Może to ten smak krwi w ustach – pomyślała.

Prawdopodobnie jednak, jak to w życiu bywa, dotarła do punktu, z którego są tylko dwa wyjścia: można się albo stoczyć albo odbić. 

Bez pośpiechu spakowała rzeczy z biurka do torby. Uderzyło ją to. Przez cały ten czas nie zdążyła się nawet rozgościć. Nigdy nie przyniosła ulubionego kubka do kawy. 

Wyszła. Najzwyczajniej w świecie, bezceremonialnie, tak jak wychodzi się z każdego dnia ze spożywczego, z torbą pełną zakupów na kolację. Zawahała się trzymając pokrętło furtki. Wiedziała, że gdy ją zatrzaśnie nie będzie już powrotu. Trzasnęła. Niezbyt mocno, ale na tyle, by metaliczny brzęk rozniósł się po okolicy. Chciała, żeby ten dźwięk został w jej głowie, chciała go zapamiętać. Czy to fanfary otwierające drogę do nowego lepszego życia, czy gong zwiastujący katastrofę? Jeszcze tego samego wieczoru umieściła w sieci ogłoszenie. 

W mieszkaniu panował chłód. Byle jak rzuciła płaszcz w kąt. Kątem oka zobaczyła w lustrze swoje podkrążone oczy. Zdecydowanie nie pasowały do wygładzonej całości: nienagannie  leżącej bluzki, eleganckich butów, ułożonej fryzury… zupełnie jakby należały do kogoś innego. Albo jakby to całość nie pasowała do oczu. Niemal nic dziś nie przełknęła, a nadal nie czuła głodu. Przynajmniej nie takiego, którego można się pozbyć jedząc. Sama nie wiedziała czy chce się jej śmiać czy płakać. 

Szarpnięciem wyciągnęła głowę spod wody. Łapczywie złapała dech. Potrzebowała na chwilę zatrzymać oddech. Potrzebowała sprawdzić czy istnieje, czy dzieje się naprawdę. Poczucie nierealności tego dnia było zbyt silne. Chyba nie powinna była pić wina. Albo przynajmniej nie tyle. Czuła jak pulsuje, jak kręci się jej w głowie. 

A gdybym teraz umarła w wannie? – przyszło jej do głowy. To byłaby ironia losu zupełnie w jej stylu. Wyobraźnia podpowiedziała jej wizje: pełną rozgoryczenia twarz siostry, oburzony wzrok starszej pani spod piątki, i minę przełożonej, mówiącą “no cóż”. 

Ufff. Nagle poczuła ulgę. 

To już z nią. A przed nią?

Autor: Niedopowiedzenia

Cześć, mam na imię Karolina. Jestem specjalistą w dziedzinie autosabotażu i samozwańczą mistrzynią kuchni (tego pomieszczenia z kuchenką i piekarnikiem). Cenię sobie poczucie humoru oraz umiejętność podnoszenia się po porażkach (małymi kroczkami). Lubię doświaczać i dzielić się tym doświadczeniem z innymi.

2 przemyślenia nt. „Czerwony”

Dodaj komentarz