Od lat marzę o moim własnym samochodzie. Prawo jazdy zrobiłam już 5 lat temu i nadal nie zdecydowałam się na inwestycję w auto. Ale po kolei:
Samo zrobienie prawka było dla mnie ogromnym wyzwaniem. Po prostu bałam się prowadzić samochód. Bałam się, że kogoś potrącę, obiję auto albo zabiję niewinne zwierzę na drodze (to moja największa obawa, która najbardziej powstrzymuje mnie przed kolejnym krokiem). Bałam się również wypadku, nawet tego nie z mojej winy.
5 lat temu zmotywował mnie do zrobienia prawa jazdy mój ówczesny szef. Zapisałam się na kurs i dopóki zajęcia były teoretyczne, dobrze się na nich bawiłam. Schody zaczęły się przy pierwszej jeździe. Nawet teraz pisząc ten tekst, pocą mi się ręce, oddech przyspiesza a długopis wyślizguje z ręki. Na szczęście trafiłam na fenomenalnego instruktora – Michała, który był ostoją spokoju. Mógłby nosić przydomek Michał Anioł. Nie żartuję! Przysięgam, ten człowiek musi być mistrzem ZEN. Ani razu nie puściły mu nerwy, nie podniósł na mnie głosu ani nie zmienił nawet jego tonu. Z anielską cierpliwością wyprowadzał mnie z nerwowych sytuacji, gdy czasem obezwładniał mnie lęk. Był uważny i cierpliwy. Takiego instruktora życzę każdemu, kto robi prawko.
Najbardziej pamiętam ten moment, gdy zjeżdżając z bocznej drogi na podwórze naszej szkoły jazdy, przez ciasną bramę, moje nogi zaczęły się telepać jak galareta. Bo brama była wyjątkowo wąska, ustawiona pod górkę i na środku przejazdu wystawał dość wysoki kawałek żelastwa – trzeba było mieć go dokładnie w osi auta pod podwoziem. Więc moje nogi tańczą breakdance, bez mojej zgody, dłonie są mokre od potu, oddech płytki. Przerażona patrzę na Michała, aby pomógł i przejął kontrolę a on:
– spokojnie, teraz delikatnie w lewo i powoli do przodu. Dasz radę.
I patrzy na mnie, dając jasno do zrozumienia, że nic więcej nie zamierza zrobić.
Wtedy ruszyłam mimo, że nie byłam gotowa, powoli, wykonując krok po kroku polecenia Michała. Wjechałam, zaparkowałam na podwórzu i po wyłączeniu silnika, dosłownie wylałam się z auta. Starając się odzyskać władzę w nogach, kręciłam się chwilę po podwórzu, przestępując z nogi na nogę. Gdy już doszłam do siebie, duma rozpierała mnie po brzegi. Jednak z każdej takiej lekcji wychodziłam mokra od potu jak przysłowiowa kura podczas deszczu. Spokojnie groziło mi odwodnienie a prysznic był koniecznością po zajęciach. Ilość energii, jaka była mi potrzebna na godzinę nauki mogłabym pewnie wykorzystać na półmaraton.
Aby w ogóle przyjść do szkoły jazdy obiecałam sobie za każdym razem, że idę tylko na to jedno spotkanie. A potem zostawiam ten dom wariatów. Wcale nie muszę mieć prawka. Ludzie żyją i bez niego. Nie jest to niezbędne do życia. Idę jeszcze tylko ten jeden raz. No i szłam. A potem szłam też na kolejną jazdę jako na tą ostatnią. W ten sposób minęły mi kolejne dni nauki. Około dziesiątej godziny przełamałam największy lęk i zaczęłam rozumieć co ludzie lubią w jeździe samochodem. Ani się obejrzałam a minęła mi cała podstawowa ilość godzin do wyjeżdżenia. Nieubłagalnie zbliżał się koniec kursu, co oznaczało też egzamin. Byłam pewna, że dokupię co najmniej 5 dodatkowych jazd aby wypracować większą pewność siebie. Ale Michał powiedział, że ich nie potrzebuję i mogę iść na egzamin. Który jego zdaniem zdam za pierwszym razem! Bo jak spadać to z wysokiego konia… Bardzo zdziwiły mnie jego słowa. Ale w sumie, jaki miał w tym interes aby kłamać? To musiała być prawda. Postanowiłam mu uwierzyć. A przede wszystkim uwierzyć w siebie. Bo skoro Michał tak uważał a ja ufam mu po tym wspólnym kursie jak mało komu, to musi mieć do tego solidne podstawy.
Postanowiłam też, że jeśli je zdam to tego samego dnia idę na koncert. Dokładnie w dniu w którym zdawałam prawko, w Gdyni był koncert mojego ukochanego zespołu z czasów młodości Pearl Jam – na festiwalu Open’er. Sama powiedz! Jakie jest prawdopodobieństwo takiego zbiegu okoliczności?
I faktycznie! Zdałam to pieprzone prawko za pierwszym razem!
Kto by pomyślał, że większą wiarę we mnie miał mój instruktor niż ja sama. No i motywacja była ogromna!
Unosiłam się nad powierzchnią ziemi. Namówiłam na pójście na Pearl Jam moją współlokatorkę i kupiłyśmy bilety! Cieszyłam się jak dziecko. Poszłyśmy na festiwal i na koncert. Atmosfera była wyjątkowa i nawet pogoda dopisała. Bawiłyśmy się przednio i ten dzień na zawsze został w mojej pamięci.
Co się wydarzyło po zdaniu prawka? Niewiele – by nie powiedzieć, że nic więcej w tym temacie.
Nie kupiłam auta. Choć miałam zamiar kupić chociażby jakiegoś grata za 1 tyś zł aby czasem jeździć i ćwiczyć. Nie bojąc się jednocześnie, że go obiję. Minęło 5 lat. W tym czasie, wsiadłam za kółko może 3 razy, jeżdżąc tylko po parkingu.
Od zawsze moim wymarzonym samochodem był jeep. Samochód terenowy, którym będę mogła jeździć po lesie, dojechać na każdą budowę, pokonać mniejsze górki. Ale jest to jednocześnie jeden z droższych wyborów. W utrzymaniu i w nabyciu.
Na moje urodziny zamarzyłam sobie lekcję jazdy off-road jeepem z instruktorem. Aby w ogóle zobaczyć, czy podoba mi się jazda takim samochodem. Bo nigdy jeszcze nie jeździłam autem terenowym. Bon na jazdę jest, czeka na moim stoliku i patrzę na niego codziennie. Od siedmiu miesięcy… Nadal pękam. Trzęsę portkami. Lęk odnośnie jazdy samochodem powrócił. Może przełamywanie go po raz drugi będzie łatwiejsze. Boję się ogromnie. Ale jednak krok po kroku przybliżam się do celu, robiąc duże odległości między poszczególnymi krokami, by odzyskać równowagę. W swoim tempie przybliżam się do upragnionego stanu. Jednak jakie będzie rozwinięcie tej historii, to się dopiero okaże. Czy wsiądę do tego jeepa, który już na mnie czeka?
ohh jak ja dobrze to rozumiem, prawko też zdałam za 1 razem, miałam nawet samochód i trochę jeździłam. Nigdy nie czułam tej jazdy, nie moja bajka, aż pojawiły się pewne strachy w mojej głowie i różne sytuacje, które mnie zablokowały. Prawko zrobiłam jakieś 15 lat temu….miałam jakieś próby powrotu, ale strachy są silniejsze – dlatego bardzo dobrze rozumiem. Ściskam mocno! I trzymam kciuki
Milena, dziękuję za Twój komentarz. Patrz jakie to niesamowite. Jest łatwiej, gdy usłyszymy, że ktoś ma podobnie <3 i to nazwanie lęku sprawia, że on się zmniejsza, bo jest już określony. Pisanie bardzo mi w tym pomaga. To pisanie o lęku i dzielenie się nim, pomaga mi w poradzeniu sobie. Uściski ogromne :*
No proszę jaki zbieg okoliczności. Ja też zrobiłam prawko 5 lat temu i też zdałam za pierwszym razem! Najlepsze jest to że choć jeżdzę od czasu do czasu to i tak zdarza mi się, że czymś się zestresuję. Rozumiem Twoje obawy, na drogach jeżdzi coraz wiecej samochodów, rowerzyści pojawiają się znikąd a piesi zachowują się czasami jak zoombi i po prostu wychodzą na ulicę! Też mam zawsze obawy czy na pewno zdążę zahamować, czy komuś nie zrobię krzywdy. Wiem też, że najlepsza jest praktyka. Jeśli załapałaś bakcyla i jesteś w stanie przełamać swoje małe demony to ćwicz. I mówię to ja, która już 2 razy wjeżdzając do garażu obdarła samochód i za każdym razem jak wjeżdzam do niego to nogi mi się trzęsą.
Faktycznie zabawny zbieg okoliczności 🙂 Gratuluję, że przełamujesz lęk i jeździsz!
Akurat jestem w trakcie robienia prawka, niestety u mnie bez dodatkowych godzin się nie obyło ;). Doskonale Cię rozumiem, paraliżuje mnie sama myśl, że muszę wsiąść za kółko, mimo tego, że mam za sobą już 34 godziny jazd… Mimo wszystko nie zamierzam się poddawać i mam nadzieję, że zdam to prawko jak nie za pierwszym to za którymś razem. Świetny tekst i podnoszący na duchu <3
Dziękuję Ci bardzo za komentarz. Cieszę się niesamowicie, że mój tekst podnosi Cię na duchu. Nie poddawaj się za nic. To jest umiejętność do nauczenia. Trzymam mocno kciuki za Twoje zdanie prawka i późniejsze korzystanie z niego 🙂
Naprawdę bardzo fajny tekst, ogromnie podobają mi się emocję które opisujesz , takie prawdziwe i bardzo mi bliskie, gratuluję odwagi i czekam na kolejny tekst związany z przejażdżką zjeepem, już nie mogę się doczekać☺️
Dziękuję 🙂 jak ja kocham pisać i kocham ten pisarski krąg kobiet! A jeep nadal czeka na mnie. Już niebawem będzie kolejny tekst :*