Pojedyńcze łzy płynęły po policzkach Poli. Minę miała zbolałą i pełną żalu. Pustym wzrokiem patrzyła przed siebie i tylko czasem kiwała głową i odpowiadała na przdrownienia.
Czy było jej smutno?
Nie była pewna. Właściwie rzadko wiedziała, co tak naprawdę czuła.
Kiedy była małą dziewczynką nauczyła się, żeby starannie maskować wszelkie przejawy odczuwania.
– Przestań beczeć! Jak ty wyglądasz taka zasmarkana! – wykrzykiwała mama.
– Nie histeryzuj! Uspokój się – tak nie wypada!
– Co się tak śmiejesz jak głupia do sera?!
Pola zresztą po latach przyznała jej rację. Te wszystkie smuteczki, straszki, to użalanie się nad sobą jest dla słabych.
Ah to to młode pokolenie. Takie lelum polelum. Rozlazłe to takie, nie wiadomo co. Wszysko ich wzrusza. Ze wszystkim zaraz lecą na terapię. Z katarkiem od razu siup pod koc i grzeją się jak te koty leniwe.
Wydziwiają.
Ślubów nie biorą, bo ten to nie ten, a ta to nie miłość. Nad dziećmi się zastanawiają. Czy chcą mieć czy nie chcą. Nad czym tu się zastanawiać? Pracę zmieniają jak tylko się trzeba trochę narobić albo szef coś powie bardziej podniesionym tonem. Zaraz do siebie biorą. Na żartach się nie znają. Zwłaszcza te młode kobiety teraz.
Tylko siedzą, myślą i czują.
Analizują.
Histeryzują.
Takie myśli nachodziły ją szczególnie po wizytach wnuczki Uli. Ula miała 23 lata i co rusz przychodziła do babci z nowymi rozterkami. Że studia jednak nie te. Przecież ona zawsze chciała być artystką. Że niby na prawo to rodzice kazali.
A to, że ona to nie wie czy kocha Kubę z którym poznali się jeszcze w liceum. Pożyć by chciała. Podróżować. Poznać siebie. Przez chwilę Pola bała się, że Ulka wpadła w szpony jakiejś sekty.
Kiedyś zasugerowała nawet coś sprośnego, że nie Kuba, tylko jakaś koleżanka by z nią jechała w tę podróż. – Kyrie Elejson pomyślała z przerażeniem Pola. Przeżegnała się, splunęła przez lewe ramię ii szybko ucięła rozmowę.
Czytała kiedyś o tym nowym pokoleniu XYZ czy CBD, a może JP2? Nie rozumiała do końca tego wszystkiego, ale intuicja podpowiada jej, że to nic dobrego. Wszystkie te rozterki pachniały przesadą i dramatem.
A dramatyzować nie wypada. No chyba, że w dniu takim jak dziś. Pola starała się ze wszystkich sił uronić chociaż kilka łez i przybrać posępną minę.
Czy było jej smutno?
Dzień przed pogrzebem Ula przyszła do babci i zadała je to pytanie.
A potem czy była z dziadkiem szczęśliwa.
– Dziecko co tym mi tu o szcześciu dzisiaj pleciesz – zirytowała się. – Dziadek zmarł, ja tu w żałobie, a ty mi głowę zawracasz – zrugała wnuczkę i ze zbolałą miną pogrążyła się w milczeniu.
Przez to idiotyczne pytanie w nocy nie zmrużyła oka, ale przynajmniej miała powód, żeby na pogrzebie uronić kilka szczerych łez.
Przypomniała sobie lato w 1960. Jako młoda dziewczyna przyjechała ze wsi Ozorków do Łodzi. Miała ze sobą małą, sfatygowaną walizkę i wielkie plany. Chciała studiować polonistykę. Napisać powieść.
Szybko pojawił się Józek. Milicjant ze stałą pensją, który patrzył w Polę jak w obrazek. Od początku jej się nie podobał, ale nie znała nikogo w mieście i w sumie nie wiedziała jak mu odmówić.
– Czy ty szukasz księcia z bajki dziewczyno? – wykrzyknęła matka kiedy Pola oznajmiła, że nie ma ochoty na dalsze spotkania.
Potem wszystko potoczyło się prędko. Pierwsza i druga ciąża. Dwupokojowe mieszkanie służbowe na Bałutach. Stała i pewna praca urzędniczki w okienku na poczcie.
Pola stała nad grobem Józka i płakała szczerymi łzami. Po raz pierwszy odkąd pamiętała faktycznie coś czuła.
Czy była szczęśliwa?
Straciła życie. Zmarnowała tyle lat.
Zmarnowała na Józka, którego nie chciała. Na tę cholerną pracę stępując koperty.
A dzieci? Czy kiedykolwiek je kochała? Czy faktycznie chciała być matką?
Im więcej myśla, tym mocniej płakała.
Po ceremonii Pola złapała Ulę za rękę i ścisnęła ją mocno. Potrzebowała jej pomocy. Miała 78 lat. Jeszcze nie było za późno.