Czemu mnie wszystko wqrwia i czy to już ten czas, żeby oswoić menopauzę?

No bo co sobie człowiek może myśleć jak wychodzi z domu i jak tylko przekroczy próg to go wszystko z miejsca wqrwia. No wiadomix, że od razu nie myśli, że „ludzie to debile”, tylko najpierw: „no co jest ze mną nie tak, kiedyś tak nie miałam, no to na pewno: nerwica, depresja, menopauza albo wszystkie trzy naraz”.

Jak ostatnio po czterech dniach w domu wypełzłam na miasto do H. zrobić jej obiad a ona mi ciasto, bo ona na zwolnieniu. Potem przylazła Bachór, bo też miała zwolnienie, tzn. zerwała się ze szkoły, bo też się źle czuje. No fuck, nie tylko ja tak mam. W każdym razie żeby tam do nich dojechać wlazłam do autobusu i już po 5 min miałam dość: „No są miejsca! Julia, po co się rozchodzicie, nie! Zaraz będziemy wysiadać!”. Dodam, że autobus pusty, bo to środek dnia. „Znajdźcie najpierw miejsca dla Lesia!!!” To chyba ten na wózku, ale dla niego akurat to miejsce jest ewidentne i szukać daleko nie trzeba. Noż qrwa jprdlę, babska piłują ryja w tym autobusie i nie, to nie niepełnosprawni, którzy weszli tylko baby opiekunki cały czas kłapią dziobami jak na bazarze. Na miejscu tych niepełnosprawnych to już straciłabym resztki tego sprawnego mózgu jakby mi dali taką pomoc. I ton nauczycielki rodem ze szkoły z lat PRL-u, ton,  który powoduje u mnie traumę z dzieciństwa i nerwicę razem wzięte. „Za trzy przystanki! Uwaga, wysiadamy!!! Nie pchamy się! Wychodzimy jednym wyjściem! Wychodzimy!” Jprdlę ja też mam jedno wyjście – z domu i na cmentarz. Mało tego, zanim weszłam do tego autobusu to chciałam sobie kupić okulary przeciwsłoneczne, bo nie spodziewałam się takiej pogody na jesieni, a wszystkie stare pary w tym sezonie mi się rozwaliły. Już przymierzyłam, już wybrałam. Pan mówi: „no drogie, ale dobre (dwie stówy), dam pani zniżkę, bo ostatnia para. Już chcę płacić, a tam chuj, bo tylko gotówką. Mieszkam pośrodku domu starców, takie rzeczy tylko na dolnym Mokotowie gdzie XXI wiek przyjdzie w XXII, a pan w optyku to chyba drugą wojnę światową pamięta. Chciałam na pocztę iść – wchodzę, biorę numerek, 10 osób przede mną, same babcie, stanie na minimum 30 min, no im się nie śpieszy one emerytki, więc wyszłam. Chciałam sobie kupić klapki, bo zniżki są, bo koniec sezonu, więc off 30% całkiem przyzwoita cena. Siedzę przymierzam, ludzi nie ma, cud się stał, aaa bo to środek dnia, przymierzam jedną parę, drugą, inny kolor. Znudzony typ przy kasie wybrał sobie moment na mansplaining, że to prawdziwa skóra, że wiadomo, że każdy kawałek inny, więc każda para inna, że się rozejdzie. Ton coś jak ta baba nauczycielka z PRLu tyle, że rodzaj męski, więc mi udowadnia, że nie jestem wielbłądem. Wyszłam, bo serio „people skills” zero, no nie każdy jest stworzony do obsługi klienta, a mógł zostać strażakiem. No ja mam dość debili w robocie, żeby jeszcze znosić pana. Podejście drugie do poczty, bo w sumie to do trzech razy sztuka. Poczta w Śródmieściu i cud, udało się, pani miła, pomocna, no gdzie ja, qrwa jestem, bo nie w Warszawie. Ale może ta pani nie ma stadka znudzonych emeryturą babć nad głową, które codziennie te same, mają do niej tonę spraw. Totalnie wykończona i ujebana dolazłam w końcu do H., ale te 30 min w mieście totalnie mnie powaliło i zaległam na kanapie i ani na obiad ani na ciasto już nie miałam weny. No dobra, kłamię, na ciasto wena jest zawsze.  Leżę więc na tej  kanapie, wchodzi urwany ze szkoły Bachór, to mówię jej: „Weź daj no jakąś książkę kucharską, poszukam inspiracji”. Bachów: „A jaką chcesz?” Ja: „No może „Szczęśliwe Gruszki.”„Coooo? szczęśliwe wróżki” zdziwiona pyta H., bo najwyraźniej nie dosłyszała. „Ty jakie znowu wróżki, ja to tu same czarownice widzę i wszystkie nieszczęśliwe.” odpowiadam. A do tego zima idzie, ja chcę do ciepłych krajów, do takiej nowej Zelandii. Leżę dalej na tej kanapie, koty po mnie łażą, a ja nawet nie mam siły ich zwalić i tak sobie myślę, że ja przecież już dawno tak wsiadałam, do tych autobusów i cierpiałam. Nie wsiadałam do tego autobusu, w którym było dużo ludzi nawet jak mi pasował. Jechał mój zajebany ludźmi, trudno nie wsiadam, wolę jechać trzema, ale pustymi. Ludzie to patrzyli i mówili „no jakaś debilka, no a w ogóle czemu nie masz samochodu”. Na czemu ja nie mam samochodu, noż qrwa ja mieszkam w samym centrum miasta. Tu ostatnio to nawet taksówka nie dojeżdża, bo wiecznie korek z 4 stron, autobus 500 m, 2 przystanki, jedzie 40 minut. Parkingów też nie ma, to znaczy może i są jak ktoś mieszka w nowym budynku, ale tu, na tym dolnym Moko to są głównie budynki z lat pięćdziesiątych z garażami na zewnątrz, takimi nie dla normalnych ludzi, wtedy kiedy one były budowane to były dla partyjnych szych, bo kto miał wtedy samochód. Zawsze albo mieszkam przy metrze albo gdzieś przy dobrej komunikacji. A gdzie ja w ogóle jeżdżę, po pierwsze, nigdzie, bo nawet zakupy od 10 lat zamawiam on line, bo przecież wszystko mnie wqrwia i nie mogę wychodzić domu, patrz pierwsze zdanie. A po drugie z tego mojego trójkąta Bermudzkiego to ja prędzej dojdę do pracy niż dojadę, a parkowanie w centrum + benzyna to druga pensja i hooy by mnie tak samo strzeli, bo korek i brak miejsc postojowych, więc w sumie co za różnica. A poza tym jak już dojdę wqrwiona do tego autobusu, dodam, że lawirując między hulajnogami elektrycznymi, rowerami, babciami z wózkami na zakupy, babami z wózkami na bachory, wiecznymi remontami, pańciami z piesami i budującymi się od 1,5 roku tramwajami (i na hooy tym milenialsom, lemingom z tego miasteczka Wilanów ten tramwaj potrzebny  jak oni i tak hulajnogami albo rowerami miejskimi jeżdżą) to staram się założyć słuchawki i nic nie widzieć, nie słyszeć i nie mówić i słuchać podcastów. No dobra zdarza mi się, że podsłuchuję też ludzi, bo wtedy słyszy się czasem smaczki. Baba z różańcem co się ciągle modli, no tutaj to już nawet klepanie maryjek nie pomoże, bo kierowca E-2 tak zapierdala jak debil i bierze zakręty tak,  że wszyscy raz w prawo raz w lewo latają. Może wciąż żyję tylko dlatego, że baba różaniec tłukła, kto wie. Grupkę młodzieży można obserwować i ich nastoletnie dramy, jak to szkoła i nauczyciele źli:  „nie znoszę tej szkoły, nie chce mi się tam chodzić, a ten Marek od techniki to beznadziejny debil”. Oj poczekaj, qrwa, bachorze jak do roboty pójdziesz i będziesz miała szefów psychopatów, jeszcze zatęsknisz, za panem Mareczkiem co same tróje stawiał.  Ale głównie w zbiorkomie można się dowiedzieć, że ludzie to debile. Niby to już wiem, ale jestem stara i zmęczona życiem, chociaż wróć, zmęczona życiem to ja już się urodziłam, teraz to się po prostu pogłębia. I niech się ludzie cieszą, że nie umieją czytać w moich myślach i powinni być generalnie wdzięczni, że nie jestem tak wredna jak bym mogła być. A najlepiej to rzuciłabym to wszystko w hooy i wyemigrowała do Nowej Zelandii, tam teraz mają wiosnę. Nie to co tutaj gdzie wszystkie jesieniary zaraz wypełzną ze swoimi kocykami, za swoimi pumpkin spice latte i będą się taplać w swoich designerskich kaloszkach w kałużach błocka wśród kolorowych liści i strzelać słodkie selfiaczki. A w takiej Nowej Zelandii to jest życie…

Tymczasem życie w Nowej Zelandii Gosiu proszę…

Autor: Ewstra

Jedno przemyślenie nt. „Czemu mnie wszystko wqrwia i czy to już ten czas, żeby oswoić menopauzę?”

Dodaj komentarz