Nie będzie całowanek

Te poranki to ostatnio mam fatalne. Pierdyliard budzików. Ciemno, buro, nieprzyjemnie. Zwlekam się z łóżka i ubieram dżinsy na piżamę. „Jak wrócę ze spaceru z psem to wracam do łóżka” – przysięgam sobie co rano, chociaż jak dotąd ani razu mi się jeszcze nie udało. Przed wyjściem wypijam jeszcze gorącą herbatę. Parzy mi język. Piję i patrzę, co się dzieje za oknem. Panie w wysokich kozakach i płaszczach zapiętych pod sam nos lecą do swoich biur. Ktoś rozładowuje towar pod marketem. Sąsiad skrobie szybę w aucie. Ten idiota, co nie sprząta po swoim amstaffie wyprowadza swojego amstaffa. Kiedyś mu powiem, co o nim myślę – przysięgam.

Na parkingu zatrzymuje się samochód. Facet w środku przegląda się w lusterku i wychodzi na ulicę. Skądś go chyba znam, ale skąd? Zauważa mnie za szybą i kiwa w moją stronę. Coś krzyczy, ale nic nie rozumiem. Muszę uchylić okno.

– Chodź!

– Że ja?

– No, szybko.

Naciągam czapkę na czoło, ubieram adidasy i wychodzę. Gość uśmiecha się miło, całkiem miło też pachnie.

– Kopę lat! Świetnie wyglądasz – mówi, zamiast przywitać się jak człowiek. Robię głupią minę, bo przypominam sobie o piżamie pod dżinsami. Mogłabym teraz oczywiście zapytać, skąd się znamy. Albo czy się znamy w ogóle. Ale w mojej głowie następuje zwolnienie blokady i z maszyny losującej wypada kuleczka z napisem – „UDAWAJ, ŻE WIESZ KIM JEST TEN KOLEŚ.

– Coś się stało? – pytam. Może potrzebuje pomocy. Może się zgubił.

– Musze ci coś pokazać, wsiadaj – wskazuje podbródkiem samochód. Pokłady zdrowego rozsądku jakie udało mi się zgromadzić w ciągu ostatnich dwudziestu siedmiu lat krzyczą, że wchodzenie do samochodu najprawdopodobniej obcego faceta to bardzo zły pomysł.

No jasne, że wsiadam.

Mężczyzna przekręca kluczyk. Nic nie mówi, nuci tylko jakąś słabą, radiową piosenkę. Zaczyna mi się robić gorąco, w nerwach przygryzam policzek od środka. Chciałabym coś powiedzieć, ale nie wiem co. Moje milczenie jest ciężkie, uwiera mnie i stresuje. Obecność nieznajomego trochę mnie onieśmiela. Kilka razy otwieram usta, żeby spytać dokąd jedziemy. Za każdym razem słowa zatrzymują się na wysokości mojej krtani i udaje mi się wydobyć tylko ciche chrząknięcie. Dla kontrastu jego milczenie jest całkiem spokojne, wyluzowane. Zaczynam skubać wargi. Przejeżdżam językiem po powierzchni zębów. Osad. Cholera, zapomniałam ich wyszczotkować.

„No i nie będzie całowanek” – myślę. Trochę ulga, a trochę jednak zawód. Nieznacznie odchylam głowę w kierunku szyby i próbuję w niezauważony sposób chuchnąc sobie w dłonie. Wciągam powietrze do nosa. Nie jest dobrze.

– Uhm – udaje mi się wybrzęczeć – masz może gumę do żucia?

Wyjeżdżamy z miasta i zatrzymujemy się w pobliskim lesie. – Idziesz? – pyta. Wysiadam z samochodu i wlekę się za nim. Pilnuję, żeby odległość między nami nie była mniejsza niż 2 metry. Z jednej strony chciałabym móc w razie potrzeby zwiać. A z drugiej trochę się obawiam, że ta guma nie za wiele dała.

Zatrzymujemy się kilkaset metrów dalej. Facet odwraca w moją stronę i patrzy mi w oczy.

– Słuchaj, to co teraz zobaczysz może Cię zaskoczyć. To będzie dziwne. Nie chcę, żebyś się przestraszyła.

– Tylko się nie śmiej, mam pod dżinsami spodnie od piżamy – policzki mi płoną. Facet patrzy na mnie jak na idiotkę. Milknie na chwilę, ale ostatecznie decyduje się zignorować moje wyznanie z głębi serca i ciągnie dalej.

– Aguś – wzdycha, a serce skacze mi do gardła – Po prostu chodź ze mną.

Idziemy w kierunku wielkiego dołu. Czuję ciężki smród. Nie muszę zaglądać. Już wiem, co tam będzie. Mimo wszystko patrzę.

Zwłoki.

– Ja pierdolę, ja pierdolę, ja pierdolę – nagle wraca mi umiejętność formułowania komunikatów adekwatnych do sytuacji. Trup leży zupełnie nagi, z wielką krwawą dziurą na piersi. Ale ta twarz… Zaraz, chwilka. TO TEN SAM KOLEŚ. Ten w dole jest jakby trochę młodszy. Zaczynam kojarzyć, skąd go znam.

– Ja pierdolę, co tu się…

– Musiałem go powstrzymać. Musiałem powstrzymać… siebie – mówi dramatycznym tonem.

Nagle mnie olśniło.

– Nic nie mów. Rozumiem – kładę mu dłoń na piersi. W tym samym miejscu, w którym jego drugie ciało ma dziurę.

Cztery godziny później jestem w domu. Na dłoniach mam odciski od szpadla, cała jestem w ziemi.

Ściągam dżinsy, kładę się do łóżka.

Przecież nikomu o tym nie opowiem.

Przecież nikt mi nie uwierzy.

Autor: argi

9 przemyśleń nt. „Nie będzie całowanek”

  1. W OW !
    Świetnie napisana, wciągająca historia, uwielbiam takie short stories, pełnowartościowa opowieść w króciutkiej formie to wielka sztuka, nie każdy potrafi podołać zadaniu, a Tobie udało się wspaniale! Od początku połykałam słowa, chcąc wiedzieć, dokąd to wszystko prowadzi. W dodatku poczucie humoru w punkt! Uśmiałam się, aż mój mąż pytał, co mnie tak bawi. E K S T R A !

  2. AAAAAAA! To jest tak bardzo megawciągający tekst! Kobieto, co Ty masz w tej głowie <3
    "Z jednej strony chciałabym móc w razie potrzeby zwiać. A z drugiej trochę się obawiam, że ta guma nie za wiele dała." – uwielbiam!

Dodaj komentarz