Zagłuszyca

Pracowała na stacji benzynowej, na której tankowałam moją renówkę. Leżałam przy tej dziewczynie, chociaż miesiąc temu była mi jeszcze zupełnie obca. Rysowała mi palcem na ramieniu nierówne kółka i coś opowiadała. Wpuszczałam jednym uchem i wypuszczałam drugim. To było takie bezsensowne paplanie, ale miała bardzo przyjemny głos. 

Weszłam jej w pół zdania. 

“Wiesz, że ukradłam Pako mojej przyjaciółce?” – ściągnęła jasne brwi i spojrzała na mnie jakbym właśnie spadła z księżyca.

“Co ty chrzanisz?”

To było okropne lato. Babcia była jedyną osobą, od jakiej odbierałam telefony. Mówiłam, że wszystko dobrze. Że mam nowego faceta i że się chowam przed pandemią w jego drewnianym domku w Bieszczadach. Że ma zajebiste zasłony, podeślę zdjęcie (potem podsyłałam jakieś ściągnięte z internetu). Że mamy zasięg o kant dupy. No, trzymaj się tam, babciu. Przekaż ojcu, że u mnie wszystko gra, że może się wnuka wreszcie doczeka.

Babcia śmiała się i mówiła, że głupie ze mnie dziecko. Że mam na siebie uważać, maseczkę nosić. I jeść, bo za chuda jestem.

Od lipca mieszkałam z Pako w samochodzie. Spaliśmy z psem na leśnym parkingu. Ja na rozłożonym siedzeniu pasażera, Pako na mojej kurtce, zwinięty w kłębek na miejscu kierowcy. Nie pytaj, skąd miałam pieniądze – wstydzę się przyznać. Zatrzymywałam się na tamtej na stacji benzynowej co drugi dzień. To był jedyny Orlen w okolicy, na którym mogłam wziąć prysznic. Tam mnie wypatrzyła Anka. Pracowała na nocnych zmianach i wiązała włosy w ciasny kucyk. Zanim do mnie zagadała, ciekawska pchła, po szybkiej toalecie wracałam do mojego półdostawczaka.

Ale wróćmy na wersalkę w ankowym mieszkaniu.

“Ukradłam Pako. Nie jest mój. Koleżanka zachorowała na covid, czy wpadła w kwaratnannę – nie pamiętam. Ale odezwała się do mnie i poprosiła, żebym wzięła go do siebie na dwa tygodnie. Bardzo się polubiliśmy, a ja zawsze chciałam mieć psa. I go nie oddałam. Wyjechałam z Poznania i od tamtej pory mieszkam w aucie” – jej wyraz twarzy się nie zmienił. Dalej patrzyła na mnie tak, jakbym zjadła jej rodziców.

“Nie czaję, Kora. Robiła mu jakąś krzywdę? Uratowałaś go przed nią?” – o rany, ta słodka istotka próbowała mnie jeszcze usprawiedliwić. 

“Nie” – odpowiedziałam zgodnie z prawdą- “samolubnie go sobie przywłaszczyłam. Tylko dlatego, że miałam okazję. I jestem pewna, że zwariowałabym, gdybym tego nie zrobiła. Umarłabym z samotności. Postradała zmysły”

Anka wstała z pasiastej wersalki. Pako leżał akurat pod drzwiami do łazienki, podniósł swój włochaty łepek i spojrzał na nią z wyrzutem. Obudziła go.

“Ale dlaczego? Nie rozumiem. Przecież ona była do niego na bank przywiązana. Tyle jest psów w schroniskach, one potrzebują domu. A Pako? Dam sobie uciąć rękę, że zanim go zwinęłaś, miał kiteczkę między uszami” – Próbowałam stłumić chichot. Miał kiteczkę. Ale Ance nie było do śmiechu.

“Jesteś pieprzoną wariatką. Najlepiej stąd wyjdź. Teraz.”

“Nie przeszkadza ci, że mieszkam w jebanym Renault Kangoo od dwóch miesięcy. Ale przeszkadza, że nie kupiłam psa, który ze mną w tym Kangoo mieszka?”

“Nie przeszkadza mi, że masz problemy. Przeszkadza mi, że się zachowujesz chujowo wobec innych ludzi!” 

Następnego dnia byłyśmy już w drodze do Poznania. Pako spał Ance na kolanach. Zaparkowałam pod klatką Eweliny, przez chwilę siedziałyśmy w ciszy. 

“Iść z tobą?” – powiedziała Anka. Uśmiechnęłam się do niej smutno. Wcale nie chciałam tego robić.

“Nie, dzięki. Zostań z Pako”

“Nie zabierzesz go ze sobą?”
“Nie. Serce mi pęknie jak się ucieszy na jej widok. Najpierw ją przeproszę i się wytłumaczę”

Miałam spocone ręce a głos utknął mi w gardle. Ewelina otworzyła mi w szlafroku. Na mój widok jej twarz przybrała niepokojąco harpi wygląd. Wbiła we mnie zimne oczy.

“Gdzie ty byłaś? Gdzie jest Pako?” – wycedziła półszeptem. Wtedy zalałam się łzami. I wierz mi, to były najbardziej szczere łzy w moim życiu.

“Przepraszam, Ewelina. Tak bardzo cię przepraszam. Nie wiedziałam, jak ci to powiedzieć…”

“Nikt nie wiedział, gdzie jesteś! Nikt! Zniknęłaś z fejsa, nie odbierałaś telefonów… Szukaliśmy Pako, rozwieszalismy te jebane ogłoszenia… Gdzie on jest?”

“Wpadł pod ciężarówkę” – wypaliłam. Nie chciałam tego powiedzieć. Chciałam ją przeprosić i oddać jej psa.

“Co?” 

“Wpadł pod ciężarówkę. Tego dnia, kiedy przestałam ci wysyłać zdjęcia. Szliśmy na spacer, wyszedł mi z szelek. Nie wiedziałam jak ci powiedzieć, Ewelina. Przepraszam, tak bardzo Cię przepraszam!” – po chwili wyłyśmy już obydwie. Zapytałam jej jeszcze, jak mogę jej to zrekompensować, ale po prostu kazała mi się wynosić.

Wślizgnęłam się do samochodu. Anka drzemała z twarzą opartą o szybę. Obudziła się, kiedy zatrzasnęłam za sobą drzwi.

“I jak było?” 

“Ciężko” – odparłam – “Ale Pako zostaje ze mną. Z nami.”

“Co? Jak to?” – wyprostowała się. 

“Mają już innego psa. Funię. Ewelina jest na mnie wściekła i nie chce mnie więcej widzieć. Ale Pako zostaje.”

“Wow! Tego się nie spodziewałam”- podniosłam psa z jej kolan i posadziłam na swoich. Przytuliłam miękkie futerko do siebie. Nie lubił tego, ale nie mogłam się powstrzymać.

“Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła” 

“Nie ma za co” – Anka przyciągnęła mnie do siebie i pocałowała w czoło.

Autor: argi

4 przemyślenia nt. „Zagłuszyca”

  1. Robiło mi się zimno i gorąco podczas czytania. Gdyby ktoś zabrał mi Hoovera to chyba bym rozszarpała. Dorwała na drugim końcu świata. Więc dlaczego czuję jakąś dziwną nić sympatii wobec Kory, chociaż nie da się do niej czuć sympatii? Czuję do niej obrzydzenie i mam ochotę ją przytulić. Aga, rozwaliłaś mi dziś głowę i emocje. Nie wiem czy zasnę. Genialna!

  2. Wow, to jest świetnie napisane! <3
    Po pierwsze, podziwiam lekkość narracji i to wrażenie, że wszystko jest na swoim miejscu w opowiadanej historii. Po drugie, opowieść od początku przykuwa uwagę i nie można się oderwać! Tyle emocji, całkowicie skrajnych, zagubienie głównej bohaterki, jej niejednoznaczność, która budzi ciekawość, co wydarzy się dalej, ale i oburzenie, że ukradła ukochanego psa znajomej – to wszystko mieszało się we mnie podczas lektury, dostarczając silnych przeżyć. Genialnie piszesz!

Dodaj komentarz