Lato

Lato odleciało. Odfrunęło stygnącym niebem. Wyparowało nagrzanym betonem miast. Drżącym powietrzem osiedli. Pokaleczonym sklepieniem ciętym skrzydłami jerzyków pikujących pomiędzy blokami. Rozsiało świst piór balkonami barwionymi pomarańczą zachodów. Rozbujałe lawędą drobną parapety i koty za szybami z przymróżoną powieką. Szkła okien przyprószone sadzą pierwszych opałów.

Lato.

Oddaliło się szelestem poskręcanych liści. Opadło już we wrześniu, nie czekając na październik i nie myśląc o listopadzie. Minęło chyłkiem i pokątnie. Kątnika zagoniło pod belkę poddasza zaadaptowanego strychu. Szerszenia uśpiło w szparze wykruszonej pod czwartym stopniem schodów. Zebrało ptaki z pól i rozbujawszy na próbę pchnęło wiatrem chmary na południe. Wezbrało podszerstkiem chłodnych poranków i skrzypem okołonocnych stąpań.

Jedno przemyślenie nt. „Lato”

Dodaj komentarz