Karol z Dagmarem włóczyli się bez celu po kamiennych korytarzach akademii. Nic ciekawego się nie działo i niesamowicie się nudzili. W końcu zaczęli się gonić zapuszczając w coraz dalsze zakamarki szkoły. Dagmar skoczył za róg a Karol za nim. Już miał krzyknąć „mam cię”, kiedy zobaczył wychodzącego z drugiego końca korytarza znienawidzonego profesora Gardomira. Szybko pociągnął kolegę do najbliższej sali żeby się ukryć. W przeciwnym razie nauczyciel na pewno wymyśliłby im karę za bezcelowe włóczenie się po akademii. Po cichu zamknęli za sobą drzwi. Milczeli przez dłuższą chwilę.
- Uff chyba się udało – szepnął Karol wypuszczając powoli powietrze.
- Dzięki. A teraz może już wracajmy, co?
- Ok. Sprawdźmy tylko czy nie ma go gdzieś w pobliżu.
Dagmar nacisnął powoli klamkę, ale nic się nie wydarzyło. Drzwi ani drgnęły. Spróbował jeszcze dwa razy.
- Nie mogę otworzyć. Zacięły się. – powiedział do przyjaciela.
- Daj, bo pewnie nie umiesz. – uśmiechnął się złośliwie Karol.
Sam spróbował kilka razy. Ale drzwi jak były zamknięte wcześniej tak były zamknięte nadal. Chłopcy zaprzestali nawet prób otworzenia drzwi po cichu. Teraz już szarpali i ciągnęli drzwi ze wszystkich sił. Nic to jednak nie dawało.
- To utknęliśmy.
- I co zrobimy?
- Może rozejrzyjmy się czy nie ma gdzieś tutaj klucza do drzwi.
- Czasem nawet zdarzy ci się wpaść na niegłupi pomysł.
Rozglądali się po sali za czymkolwiek co mogłoby im pomóc wydostać się na zewnątrz. Zadania nie ułatwiał brak oświetlenia. Lampy owszem wisiały pod sufitem, ale albo żarówki były przepalone albo w ogóle ich brakowało. W pewnym momencie Dagmar zobaczył, a raczej wymacał pudełko z zapałkami. Odpalił jedną. Pomieszczenie się nieco rozświetliło. Zanim zdążyli się dobrze rozejrzeć zapałka zgasła. Rozpalił kolejną. Szybko patrzyli czy tym razem uda im się coś dojrzeć. Ponownie zapałka zgasła. Chłopiec odpalił jeszcze jedną. Wiedzieli, że mają ograniczona ilość prób. W nikłym świetle zapałki w rogu pokoju zamajaczyło coś na kształt kominka. Kiedy płomień zgasł przyjaciele poszli po omacku do miejsca, które zapamiętali. Tam odpalili jeszcze jedną zapałkę. I faktycznie ich oczom ukazał się kominek. Wewnątrz leżały suche i pocięte polana, a obok stał stojak ze starymi gazetami na rozpałkę. Chłopcy szybko rozpalili ogień. Ze zdenerwowania nawet nie zauważyli, że w sali jest bardzo chłodno. Przysunęli sobie fotele maksymalnie blisko źródla ciepła. Karol zdjął buty i podwinął stopy pod siebie. Dagmar oparł nogi na rancie kominka. Zrobiło im się ciepło i błogo, a powieki zaczęły ciężko opadać. Po chwili obaj smacznie spali. W tym czasie ogień wesoło buchał na palenisku.
Kiedy chłopcy byli pogrążeni we śnie z kominka zaczął wychodzić ogień. Pierwsze płomienie rozbłysły na posadzce. Powolutku coraz więcej płomieni było w sali, a wnętrze jaśniało coraz mocniejszym blaskiem. Mimo to nic w pomieszczeniu się nie zapaliło. W końcu część, która wychodziła oddzieliła się od ognia z paleniska. Stała się wyższa i smuklejsza. Jakby przygarbiony płomień wyprostował się. Ognista bryła zaczęła przypominać ludzką istotę. Można było dostrzec oczy, czarne jak zastygła lawa. Postać otrzepała się jak pies po deszczu. Płomienie opadły. I obok chłopców stanął rosły mężczyzna o włosach w kolorze lnu. Z jego oblicza bił tajemniczy blask, a z ciała promieniowało ciepło niczym z ogniska. Podszedł do Karola i szepnął mu do ucha.
- W skrzyni pod regałem znajdziesz małą szarą szkatułkę. W niej zawinięty w czerwony aksamit leży stary klucz. Otworzysz nim drzwi tej sali i nie tylko. W odpowiednich rękach to magiczny klucz.
Królewicz otworzył powoli oczy i wymruczał:
- Dziękuję. Ale kim Ty jesteś?
- Ciiii. Nie obudź kolegi. Przyjdź tutaj sam za trzy dni o północy, a wszystkiego się dowiesz. Tylko nikomu nie wspominaj o naszej rozmowie. A teraz śpij jeszcze.
Karolesław zamknął oczy i pogrążył się na powrót we śnie. Ognista zjawa zaś połączyła się z płomieniami z kominka i zniknęła.
Chłopców obudził chłód. Ogień w kominku ledwie się żarzył. Karol wstał i póki jeszcze coś było widać odszukał skrzynię. Wyciągnął z niej stary rzeźbiony klucz. Podszedł do drzwi żeby sprawdzić czy pasuje. Bez najmniejszego oporu zamek przekręcił się.
- Skąd wiedziałeś gdzie jest klucz? – zapytał Dagmar.
- Miałem taki dziwny sen…
- Serio, przyśniło ci się gdzie jest klucz? Coś mnie oszukujesz.
- No, naprawdę. – Karol sam nie był pewien czy rozmowa ze zjawą była prawdziwa, czy był to tylko sen. Postanowił, że sprawdzi to. Przyjdzie tutaj za trzy dni i się dowie.
- Niech ci będzie. Chodźmy już stąd. Tu jest jakoś strasznie.
Przyjaciele wrócili do swoich łóżek. Dagmar zakopał się w pościeli i zasnął jeszcze. Karol nie mógł już zmrużyć oka. Przewracał się z boku na bok zachodząc w głowę co też wydarzyło się w sali. Kim był tajemnicza ognista postać.
1 zdanie a ja poczułam jakąś magię… i tajemnicę ! jest ogień😊 czekam na więcej !
Dziękuję, będzie więcej na pewno ❤
Doroto, Ta od Baśni, podziwiam Twoje konsekwentne pisanie, zwłaszcza z małym dzieckiem u boku.Trzymam kciuki za ksiażkę 🙂
Czarujesz słowami!
Też jestem ciekawa, kim jest tajemnicza ognista postać! Nie mogę się doczekać dalszego ciągu 🙂
Uwielbiam te niepozorne początki i te cliffhangery, które nie dają człowiekowi spokoju przez resztę dnia 😀
Zapowiada sie magiczna opowiesc. Nie moge sie doczekac.