Ja i kilkunastu innych pasażerów – jedziemy autobusem, który przez ulice mego miasta mknie, a obecnie przemieszcza się Krakowskim Przedmieściem. Dzień jest słoneczny. Wczesna wiosna. Pora roku, którą uwielbiam – na ramiona zarzucasz ramoneskę i możesz pędzić w miasto. I tak właśnie ubrałam się dzisiaj – szara kurtka z ekoskóry zarzucona na pierwszą lepszą bluzkę, na nogach ukochane, zielone rajstopy i dżinsowa spódnica bombka nad kolano. Jest środek dnia, a ja jadę na zajęcia na Karową. Kilka osób siedzi przy oknach, przez które wpadają promienie słońca. Grzeją się w nich jak koty spragnione ciepła po srogiej zimie.
Uśmiecham się pod nosem i też wychylam twarz w kierunku źródła wszelkiego światła. Ze swojego miejsca nie ogrzeję się w nim tak jak pozostali pasażerowie, ale nie opłaca mi się siadać na te kilka przystanków, które mam do przejechania. Stoję więc w wąskim przejściu pomiędzy siedzeniami na odcinku między przedostatnim a ostatnim wejściem do autobusu. Na kolejnym przystanku otwierają się drzwi, wpada przez nie mężczyzna i zatrzymuje się tuż obok mnie. Wsiadał w pośpiechu i najwyraźniej nie wyhamował w porę – teraz stoi mi niemal na w głowie, ale na pewno głupio mu się wycofać. Znam to z autopsji – czasem, gdy stanę zbyt blisko drugiego człowieka w kolejce czy komunikacji miejskiej, robi się tak niezręcznie, że ani stać tak dalej, ani się wycofać.
Dla jego oraz własnego komfortu, dyskretnie odsuwam się o pół kroku, tym bardziej, że jego teczka dotyka mojej nogi i obawiam się, że uderzy mnie przy ostrym hamowaniu. Oddycham z ulgą. Wyszło bardzo zręcznie – nikt niczego nie zauważył, a odzyskana przestrzeń daje poczucie komfortu. Trwa to zaledwie chwilę, bo znów czuję jego neseser opierający się o moje udo, lecz teraz przesuwa się w górę. Nerwowo przystępuję z nogi na nogę. Nie mam ochoty zwracać mu głośno uwagi ani wchodzić w interakcję, ale moje próby ucieczki najwyraźniej nie działają. Próbuję jeszcze raz. Pół kroczku prawą nogą, później przeniesienie na nią ciężaru ciała i ostrożne dostawienie lewej. Chyba się udało…
Jednak znów fiasko! Teczka faceta żyje własnym życiem i najwyraźniej podąża za mną jak cień. Tylko dlaczego ciągle przesuwa się do góry? Odwracam lewą dłoń nadgarstkiem do góry, jakbym chciała spojrzeć na zegarek, ale w rzeczywistości dyskretnie zerkam niżej, na moje nogi. Mężczyzna stoi o pół kroku ode mnie. Na mojej nodze nie opiera się żadna teczka, ale jego prawa dłoń – wygięta w nienaturalny sposób, wnętrzem dłoni do góry, z palcami zgiętymi pod kątem prostym
Opuszki jego palców opierają się na moim udzie i przesuwają ku górze, podwijając moją ulubioną spódnicę.
Nogi mam z ołowiu, gardło zaciśnięte, mięśnie są jak sparaliżowane. Nie mogę się ruszyć, nie mogę wydobyć z siebie głosu. Widzę te sztywne palce poruszające się po mojej nodze i nie umiem zareagować. W sekundę przez głowę przelatują mi możliwe scenariusze.
– Co pan wyprawia?! – słyszę własny podniesiony, nienaturalnie wysoki głos. On odwraca w moją stronę zdziwione oczy.
– Ja?
– Pan! Proszę mnie nie dotykać!
– Przecież ja nic nie robię. Oszalała pani? Nie dotknąłbym pani nawet kijem. – Odpowiada, wciąż patrząc na mnie oczami kota ze Shreka. Najwyraźniej ma ten chwyt dobrze przećwiczony.
– Obmacywał mnie pan! Proszę się odsunąć. – Pokrzykuję piskliwym głosem, coraz bardziej spanikowana. Przecież nikt mi tu nie uwierzy…
– Ludzie, wariatka! Widział pan, żebym ja coś tej pani robił? – zwraca się do siedzącego obok pasażera.
– Proszę pani, może ten pan się tylko niechcący oparł? – włącza się tamten, w poczuciu, że został wywołany do tablicy. – A może się Pani coś wydawało? Jak pani przeszkadza to czemu się pani nie odsunie? Albo najlepiej proszę iść na początek autobusu, po co zaraz te krzyki? To niepotrzebne jest. Nikt tu nie chce awantur.
Nie. Nie umiem. Nie mam na to siły.
Nie reaguję. Stoję w tym samym miejscu, a jego dłoń przesuwa się coraz wyżej i do tyłu. Czuję jak wędruje po moim pośladku, teraz przesuwa się do środka i w dół. Zimny dreszcz przeszywa moje ciało, ale to odmawia mi posłuszeństwa. Jest wczesna wiosna, a mnie robi się gorąco jakbym stała w pełnym słońcu w trzydziestostopniowym upale. Marzę o tym, żeby stamtąd uciec, ale mogę tylko czekać na to, co nastąpi za chwilę.
Nie. Nie chcę. Nie pozwolę.
Nie pozbawił mnie całej mocy. Zbieram w sobie wściekłość, obrzydzenie i żal. Znów robię krok w prawo, tym razem pewniej i stabilniej. Odwracam głowę w jego stronę. On zerka na mnie i na krótką chwilę łapiemy kontakt wzrokowy. Patrzę mu prosto w oczy najbardziej pogardliwym i groźnym wzrokiem, na jaki umiem się w tej chwili zdobyć.
Moje oczy mówią:
tylko-kurwa-spróbuj
ani-kroku-dalej
twój-los-w-twoich-rękach-złamasie
będę-walczyć
wypierdalaj
Autobus zatrzymuje się na przystanku, facet odwraca się na pięcie i w pośpiechu wysiada, a drzwi zamykają się za nim. Zostaję sama w autobusie pełnym ludzi. Wypuszczam cicho powietrze, żeby nie zdradzić się z emocjami. Nie mam się czym martwić, i tak nikt tego nie zauważa, podobnie jak sceny, która rozegrała się tu przed chwilą. Nogi zaczynają mi drżeć, a do nich dołączają ręce i większość mięśni.
W tej chwili nie kontroluję odruchów mojego ciała, ale przynajmniej je odzyskałam.
Czytałam ten tekst kilka razy, za każdym gotując się w środku, i nadal nie wiem, jaki komentarz w ogóle by tu pasował. Bardzo mnie poruszyłaś i tak bardzo Cię rozumiem! Kiedy sięgam pamięcią wstecz, przypominam sobie faceta, który klepnął mnie w pośladek, gdy ja wysiadałam z tramwaju, a on wsiadał. Miałam 13 czy 14 lat (sic!). Pamiętam szok, który wtedy przeżyłam, i poczucie buntu. Tak mnie zatkało, że nic z tym nie zrobiłam, zresztą tramwaj odjechał, a ja zostałam na przystanku. Czułam się paskudnie, na wielu płaszczyznach, a najgorsze jest to, że wcale nie mam pewności, czy dziś potrafiłabym jakoś zareagować… I to budzi we mnie gniew!
Czytałam ten tekst kilka razy, za każdym gotując się w środku, i nadal nie wiem, jaki komentarz w ogóle by tu pasował. Bardzo mnie poruszyłaś i tak bardzo Cię rozumiem! Kiedy sięgam pamięcią wstecz, przypominam sobie faceta, który klepnął mnie w pośladek, gdy ja wysiadałam z tramwaju, a on wsiadał. Miałam 13 czy 14 lat (sic!). Pamiętam szok, który wtedy przeżyłam, i poczucie buntu. Tak mnie zatkało, że nic z tym nie zrobiłam, zresztą tramwaj odjechał, a ja zostałam na przystanku. Czułam się paskudnie, na wielu płaszczyznach, a najgorsze jest to, że wcale nie mam pewności, czy dziś potrafiłabym jakoś zareagować… I to budzi we mnie gniew!
FUCK! czytałam z otwartą buzią, dobrze, że jestem w domu a nie w biurze…klęłam pod nosem, Twój tekst trzymał mnie mocno w napięciu do ostatniego słowa. Jaka to zła sytuacja, jakie to podłe, że takie coś miało, miewa miejsce, serio. Mam wrażenie, że na każdym kroku jesteśmy traktowane przedmiotowo. Odważny i mocny tekst! Dzięki, że to napisałaś.
Bardzo prawdziwy tekst. Mocny I ukazujacy realia.
To jest okropne. A jeszcze gorsza jest myśl, że pewnie większość z nas ma podobne doświadczenia.
Jesteś bardzo dzielna.