Tak sobie siedzę i się zastanawiam: co ja właściwie zrobiłam w 2020 roku? Parę rzeczy by się znalazło. Trochę kłóciłam się z ludźmi – rok jak co roku, żadna nowość, jestem w tym świetna. Dowiedziałam się też o sobie kilku nowych rzeczy – okazuje się, że nie zawsze muszę pełnić rolę lokalnej szeryfki, ogarniaczki, starostki grupy czy innej kierowniczki zamieszania. Miałam kilka trudnych momentów w terapii, ale też kilka bardzo satysfakcjonujących i przełomowych.
W kwietniu, w samym środku lock downu, postanowiłam spróbować jogi. Byłam już o krok od kupienia wypasionej maty i jeszcze kilku zbędnych gadżetów, bo przecież nie ma lepszego momentu na wydawanie pieniędzy na każdą pierdołę, która wpadnie nam w oko, niż niepewne czasy pandemii. Na szczęście przed kliknięciem „kup teraz” zorientowałam się, że podczas ćwiczenia w domu, wszystkie bodźce irytują mnie trzy razy bardziej niż zwykle. Joga poszła… w odstawkę.
W maju zostałam pisarką, a może raczej PONOWNIE zostałam pisarką, dzięki Aleks, jej Klubowi Otwartej Szuflady oraz wspaniałym Dziewczynom, z którymi podsypywałyśmy sobie wzajemnie preparat na porost pisarskich skrzydeł – w postaci wsparcia, odwagi i kupy ciepła!
Po kilku latach zawziętej walki o związek i udowadniania sobie i wszystkim dookoła, że dwie kobiety mogą być i są szczęśliwe, przyjęłam w końcu do wiadomości i odważyłam się powiedzieć na głos, że wcale szczęśliwa nie jestem i że z moją partnerką nie zmierzamy w tym samym kierunku. Odbyłyśmy kilka poważnych rozmów i podjęłam bardzo trudną dla nas obu decyzję o rozstaniu.
W listopadzie pierwszy raz w życiu pojechałam do Gdyni, a zarazem pierwszy raz w życiu nad morze inną porą roku niż lato. To było jak znalezienie się na innej planecie. Spacery po plaży, mało presji, dużo dobrego jedzenia i wina, mnóstwo pisania i inspiracji, obserwowanie ludzi, które uwielbiam, a zupełnie o tym zapomniałam. Któregoś dnia odkryłam nawet, że ta irytująca joga, na plaży, pomimo zgrai gapiących się ludzi, irytuje mnie znacznie mniej niż we własnym pokoju. Żeby nie powiedzieć, że wcale. Może to, że sprawia mi tam przyjemność, zależy jednak od miejsca w głowie, a nie od tego, które nas otacza?
Przyszedł grudzień, a ja postanowiłam nadrobić wszystkie konsultacje lekarskie na raz. Wizyta u ginekolożki wypadła 30 grudnia. Lekarze to nie są moi ulubieni ludzie, przyznaję, ale ona zdecydowanie wyłamuje się z tego schematu. Podczas wizyty poruszyłyśmy temat badań, związków, romansów, Tindera, kubeczków menstruacyjnych, zabezpieczania się przed ciążą i chorobami oraz przewagi wizyt jednoosobowych nad tymi odbywanymi w parach.
I jeszcze jeden temat, który od wczoraj nie daje mi spokoju. Temat, który, o ile go pociągnę, będzie miał duży wpływ na rok nadchodzący. Temat, który mogę rozpocząć już teraz, jednym kliknięciem, zgodnie z moją koronną zasadą „teraz szybko zanim do nas dotrze, że to bez sensu” albo… mogę poczekać, poczytać, zastanowić się na spokojnie. Podobno można to zrobić do 30 roku życia, więc mam jeszcze prawie rok. Podobno jest niewiele kobiet, które się na to decydują. Ostatni rok obfitował w trudne, ale satysfakcjonujące decyzje – ta mogłaby być kolejną? Nie sądzę, żebym sama zdecydowała się kiedyś na dzieci, a przecież mogłabym pomóc komuś innemu. Myszka zawiesiła się nad dwoma przyciskami – pomiędzy „Tak, chcę podarować życie” a „Chcę dowiedzieć się więcej”. A nagłówek na stronie głosi „Podaruj życie. Podziel się swoimi komórkami jajowymi”.
Z Twojego tekstu płynie ogromna dojrzałość 💜 Podziwiam Cię za taka decyzje i będę wspierać.
Nie wiem czy za jedną z tych już podjętych czy za tę, która się dopiero klaruje, ale bardzo, bardzo Ci dziękuję ❤️
Świetne podsumowanie 🙂 i tak dobrze się czyta, tak lekko i chętnie. I to jest niesamowite co napisałaś na końcu – szacunek. Jakoś czuje się dobrze w Twoim tekście, jakby trochę był mój 🙂
Bardzo się cieszę, szczególnie z tego ostatniego zdania, to dla mnie piękny komplement. Dziękuję.
Rozumiem teraz nasze tematyczne koneksje:) Bardzo dobrze się czytało, trochę podsumowanie a trochę rozkminy. A podzielenie się komórkami jajowymi, szacun. To był ciekawy rok. I joga na plaży, love <3
Ta joga na plaży i wyłączenie wiecznego rozkminiacza w głowie bardzo mnie zaskoczyły. Próbowałam nad Wisłą w Warszawie, ale to nie to samo. Jadnak co urlop to urlop 🤪
Co do komórek jajowych to decyzja się ciągle podejmuje, a opinie są skrajne, więc jest o czym myśleć 😉
No i tak, zdecydowanie blisko mi do Twoich tematów jak widzisz 😊 dziękuję za ciepły komentarz!
Jak trafisz kolejny raz do Gdyni to odezwij się. Zamawiam kawę z Tobą 🙂
Jak kawa to koniecznie na dzikiej plaży!
Z radością się odezwę! 🙂
„Może to, że sprawia mi tam przyjemność, zależy jednak od miejsca w głowie, a nie od tego, które nas otacza?” – piękne jest to zdanie i bardzo do mnie trafia! Lubię Cię czytać i ten tekst też bardzo mi się podoba, widać w nim Twoją świadomość siebie i siłę. Super!
„Preparat na porost pisarskich skrzydeł” <3
To niesamowite ile ludzi jest zachwycone naszym morzem nie-latem, ale jesteś kolejną osobą, która utwierdziła mnie w przekonaniu, ze jeszcze za zimna musze tam postawić swoje stopy 🙂
Trzymam kciuki, byś podjęła decyzję w zgodzie ze sobą <3