Dziewczyński manifest

Dziewczyny!
Kiedy słyszę słowo „powinnaś”, wpadam w nastrój bojowy. Jasna cholera mnie bierze. Tak nie może być, dłużej tego nie zniosę. Włoski na moich ramionach stają do pionu. Barki sztywnieją. Wnętrza dłoni wilgotnieją niepostrzeżenie. Zmysły się wyostrzają. Wyrzut adrenaliny formuje tarcze ochronną dla głowy i serca.

Słowo „powinnaś” ma dla mnie kształt igły, a może rakiety. Jest długie, smukłe i bardzo ostro zakończone. Jak broń, wyposażone w specjalny czujnik. Czujnik niezwykle zaawansowany technologicznie. Dokładnie namierza najczulszy punkt i trafia w sam środek z niebywałą precyzją. Jestem celem dla spełniania cudzych oczekiwań. Jestem niepasująca do obrazka i trzeba mnie wciąż od nowa formować. To arsenał siejący zniszczenie, chaos, nieodwracalne straty, być może nawet śmierć.

Poświęćmy chwilę temu pozornie nieszkodliwemu wrogowi.
„Powinien”. Jakie to cudaczne słowo! Czy to czasownik jeszcze? Do innych bezokoliczników wcale nie podobny. Sam nie ma żadnej mocy sprawczej. Zestawić go jednak z kompanem i nagle emanuje trybem bardzo rozkazującym. Czasu przyszłego dziad nie ma wcale. Musi być natychmiast, tu i teraz.

Roszczeniowy gnój. Dziwolak to jakiś, wybryk natury.

Może dałoby się nawet z takim żyć. Zdarza się, że bywa przydatny. Ale nie, semantyka poszła dalej. Tak doskonale połączył się w parę ten czasownik od siedmiu boleści z palącym uczuciem jakim jest wstyd: „Powinnaś się wstydzić”. Czy już nie dość spustoszenia nam ten tandem zafundował?

W siłę urósł zbierając całą kompanię podobnych sobie szubrawców. Razem bawią się wyśmienicie. Znacie ich?


„Musisz”. „Co ludzie powiedzą?” „Wypada”, a czasem „Nie wypada”.

„Nikt nie będzie cię lubił.”

„Nie tak cię wychowałam.”

Tak, tak, to cały zastęp „powinnasi”.

„Powinnasie” zostawiają zgliszcza. Dla mnie te zgliszcza mają postać wstydu. Gołym okiem go nie widać. Nie jest wypalony na skórze, jak starannie wybrany tatuaż. Jednak pączkuje w środku cichutko, a potem rozprzestrzenia się władczo jak pasożyt. Najpierw subtelnie ściska okolice żołądka. Delikatnie daje o sobie znać. Gdy brak nam mocy, by zdusić dziadostwo w zarodku, on rośnie w siłę. Przewraca już boleśnie wątrobę, skręca jelita. Trafia do serca, powodując bicie serca tak szybkie, że nie sposób już spać spokojnie. Gdy jednak trafia do głowy, kaplica. Tu ma prawdziwe pole do popisu.

Historycznie mają się całkiem dobrze te ‘nasze’ „powinnasie”. Zdecydowanie głęboko się zakorzeniły. Przekazywane przez babki i matki, utrwalane i tak silnie wrosłe, że samym trudno nam zauważyć, jak w dobrze się mają w naszym krwiobiegu.

Dziewczyny, traktat ten ma też bolesne dno. Wstydliwie muszę się przyznać, że długo nie miałam pojęcia o ich szkodliwości. W stopniu nieznacznym organizm buntował się wobec wszechobecnych „powinnasi” celowanych we mnie. W to, jak się ubieram, z kim się spotykam, w co wierzę, czego powinnam chcieć. Przyjęło się jakoś, że tak musi być. Starsi są i mądrzejsi, pewnie wiedzą lepiej.

Ale gorsze jest to, że sama w swojej NIEOMYLNOŚCI strzelałam na lewo i prawo „powinnasiami” w moich bliskich. W najlepszej wierze, rzecz jasna. Och, jak krzywdzące jest to założenie. Ile ran zadałam, nie wybaczę sobie nigdy! Już rozumiem! Wstyd pali mnie do dziś.

I tak sobie myślę, że z tym da się coś zrobić! Na zmiany przyszedł czas!

Czy nie jest tak, że język tworzy rzeczywistość? Czy nie udaje nam się wywalczyć nowego?Przywołać z zapomnienia lepszego?
Możemy być psycholożkami i architektkami. Łobuziarami i gościniami. Możemy odmieniać czasowniki tak, by czuć się w końcu swobodnie ze sobą. Możemy być krindżowe, mieć kraszów, a nawet kripi kraszów. Możemy cancellować to, co dla nas bolesne, krzywdzące, niesprawiedliwe.
Język jest nieskończony w swojej mocy. Łaknie zmian, chce nadążać za światem, jest nienasycony. Potrzebuje nas, a my jego. By zmieniać na lepsze, otwierać na nowe, poruszać nawet najbardziej skamieniałe formacje. Możemy go wspomóc! Zmieniać widzenie świata, więcej mieć dla innych zrozumienia i miłości. Do boru z „powinnasiami”! Każda z nas najlepiej wie, co dla niej dobre!

2 przemyślenia nt. „Dziewczyński manifest”

Dodaj komentarz