Doktor Beata Malanowska-Bauer siedziała w swoim wygodnym, acz wyraźnie wysłużonym fotelu. Materiałowe obicie w odcieniach grafitu gdzieniegdzie się zmechaciło, tworząc maleńkie kuleczki. Gdy lekarka nachylała się do monitora Manuela skupiała na nich wzrok oddychając miarowo, a lewą dłoń zaciskała do rytmu na udzie. Odciągała tym myśli od jej otwartego dziennika leżącego na biurku lekarskim, w który to doktor Malanowska-Bauer co jakiś czas spoglądała uzupełniając kartę choroby.
– Czy w ostatnim tygodniu wydarzyło się coś, co mogłoby zwiastować nawrót omamów?- nie oderwała oczu od dziennika oznaczając jakiś fragment żółtym, neonowym zakreślaczem.
-Nie- Manuela cicho wyszeptała odchrząkując i ponownie, już głośniej dodała- Nie pani doktor, czuję się dużo lepiej.
– Może się pani czegoś napije?- doktor Malanowska-Bauer posłała Manueli grzecznościowy uśmiech i tym razem zerknęła znad wąskich szkieł wciąż wystukując coś na klawiaturze. Wyraźne zmarszczki palacza napięły się na moment łagodząc surowy dotychczas wyraz twarzy psychiatry.
Manuela pokręciła przecząco głową i skupiła się tym razem na zadbanym manicure krótkich paznokci lekarki, gdy ta oparła się na zmechaceniach fotela. Manuela ze wstydem zerknęła na swoje zniszczone dłonie z ogryzionymi skórkami wokół niemal wszystkich paznokci i schowała je pod rozciągnięte rękawy szlafroka. Z każdym kolejnym tygodniem na oddziale zapadała się w sobie. Jej oczy nie jaśniały już blaskiem, a heterochromatyczne tęczówki taplały się w nijakości odbitej od białozielonych ścian szpitala. Od trzech tygodni Manueli udawało się wypluwać leki. Jako była położna znała wszelkie triki na oszukiwanie personelu medycznego.
– Sypia pani bez koszmarów? Od kilku dni nie opisała pani żadnego ze snów- doktor badawczo popatrzyła na Manuelę.
– Nie zapamiętuję chyba snów, budzę się z czystym umysłem, ale sypiam dobrze- Manuela czuła się przyłapana, wszak tylko winny się tłumaczy. Odpowiadaj krótko i na temat, Mania co z tobą… pomyślała.
– A pani mąż? Krzysztof? Pojawia się jeszcze? Słyszy go pani?- lekarka dociekała jak co tydzień.
– Od kiedy tu trafiłam ani razu nie słyszałam głosów- poczuła, że się rumieni, ale to właściwie nie było kłamstwo.
Krzysztof od kiedy zabrała go choroba pojawiał się codziennie. Na początku tłumaczyła sobie, że to element żałoby. Że rozmawia z nim, wypłakuje wieczorem, opowiada o ich córce, Karolinie. Że trzyma go jej tęsknota. Że w końcu i on zniknie jak cała reszta. Manuela od zawsze słyszała umarłych tylko świeżo po ich śmierci, ale im byli jej bliżsi tym dłużej pozostawali w zasięgu. Jej matka, mająca taki sam dar, gdy umarła przychodziła do niej przez miesiąc, co noc. Matka matki też była słysząca. Obie wybrały imię dla Manueli, na cześć Mani, etruskiej matki duchów.
– Jak widzi pani swój powrót do pracy po wyjściu ze szpitala?- doktor Malanowska-Bauer szybko przechodziła przez kolejne punkty ankiety.
– Nie mam chyba powrotu na oddział. Ponad dwadzieścia lat byłam położną, ale po tym wszystkim sama nie wiem. Może poprowadzę szkołę rodzenia lub zostanę doulą- Manuela wysiliła się na lekki uśmiech.
Cień w kącie gabinetu nieznacznie się przesunął, choć mogła to być gra świateł.
– Wiem jak bardzo kocha pani dzieci, pani Manuelo. Ufam, że kontynuując farmakoterapię i uczęszczając na spotkania z psychologiem wróci pani do pracy- zamilkła na dłuższą chwilę jakby ważąc słowa- ale nocne zmiany i stres szpitalny może zakłócić pani powrót do codzienności.
Chciałaś powiedzieć normalności, pani doktor. Kurwa. Chcę stąd wyjść. Wyjść. Wyjść– tłukło się w głowie Manueli.
Aura w gabinecie gęstniała z minuty na minutę. Słońce już dawno schowało się za drugim blokiem szpitala, zatem ruchy dostrzeżone w gabinecie nie były cieniem drzew, czy latarni ulicznych.
-Czy córka odbierze panią?- lekarka kontynuowała- dobrze, gdyby wzięła kilka dni wolnego na opiekę nad panią. Mogę wypisać jej stosowny dokument.
Manuela potaknęła i znów spojrzała w kąt, z którego wyłoniła się już część ciemnej sylwetki. Mężczyzna był wysoki, a jego nogi, czarne, rozmyte, posągowe. Ciągnęły się wzwyż od posadzki przez co wyglądał jakby wyszedł przez stare, zielone linoleum, które oblepiało go nie chcąc wypuścić na wolność. Manuela nie słyszała jego głosu, ale podskórnie czuła, że ją woła. Jego twarz rozciągnięta w bólu, a może złości wykrzywiała się przy pracy ust. Mania utraciła swoje zdolności wiele tygodni temu i wciąż nie rozumiała, czemu zamiast słyszeć- widzi. Nie wiedziała jak wykorzystać ten dar. A może przekleństwo.
Umarły w gabinecie wydłużył swoje ciało jeszcze bardziej i Mania ze strachem w oczach obserwowała jak jego czarne, mgliste ręce niemal dosięgają fotela doktor Malanowskiej- Bauer. Lekarka w porę wstała i podając wydrukowaną receptę oraz zalecenia uchwyciła dłoń Manueli.
– Pani Manuelo, proszę brać leki a za miesiąc- dwa odzyska pani równowagę.
– Dziękuję pani doktor. Bardzo dziękuję za opiekę- Manuela odwzajemniła uścisk dłoni i wyszła na jasno oświetlony korytarz wypuszczając powietrze z ulgą.