Zabawa

Wyszłam. I już nie chcę tam wracać. Nie wrócę. Nigdy.

Wolne żarty. Za niecałe trzy tygodnie znowu będę musiała przejść przez ten korytarz, znaleźć pierwsze drzwi, powiedzieć „Dzień dobry”, podciągnąć rękaw bluzki. Potem pójść do windy, wcisnąć „2”, znowu przejść korytarzem, podejść do dużego okna, za którym miła pani będzie pięknie się uśmiechać, udając, że to wszystko co dookoła się dzieje, jest całkowicie normalne.

Ale nie jest.

Nowotwór nie jest czymś zwyczajnym.

***

Słońce nieśmiało przebija przez żaluzje. Nie chcę jeszcze otwierać oczu, ten moment między jawą a snem zawsze sprawiał mi dużo przyjemności. Powoli uruchamiam pozostałe zmysły, na sam koniec zostawiając wzrok.

Zapach… Czuję coś smażonego, niezbyt mocno, na pewno nie mięso. Coś jakby ciasto, ale nie słodkie. No tak, dziś sobota, mama robi naleśniki.

Słuch… Patelnia, nóż, widelec, talerze. Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć. Pięć? Spodziewamy się gości?

Dotyk… Przyjemna faktura nowej pościeli, miękki koc w nogach łóżka, ulubiona poduszka. Chciałabym, żeby tak było codziennie.

Próbuję otworzyć oczy, ale moje ciało najwyraźniej daje mi do zrozumienia, że to nie jest dobry pomysł. Sklejone powieki nie chcą współpracować. Mam wrażenie, że używam nadludzkiej siły, by je unieść. Gdy wreszcie mi się to udaje, natychmiast tego żałuję. Świat momentalnie zaczyna wirować, a wnętrzności podchodzą do gardła. Zamykam szybko oczy, próbuję o tym nie myśleć, stłumić to, co nieuchronne, ale wiem, że już za późno. Przewracam się na lewy bok i po omacku chwytam średniej wielkości miskę, zwracając do niej całą zawartość wczorajszej kolacji. Niewiele tego jest. Zdołałam zjeść pół kromki chleba z ziołowym serkiem, bo tylko to póki co jestem w stanie przełknąć. Jak widać – nie na długo. Cała reszta, która wypełnia miskę, to żółto-zielona wydzielina, która zbiera się w moich wnętrznościach za każdym razem po oddaniu poprzedniej. Skutek uboczny – tak mówią.

Wielkie, kurwa, dzięki.

***

Kiedyś byłam miła. Naprawdę. Uśmiechałam się do nieznajomych na ulicy, wzruszałam się na komediach romantycznych, nie przeklinałam. Po tych czterech miesiącach mam wrażenie, że wspominam obcą osobę, a nie samą siebie.

Przekleństwo w prawie każdym zdaniu.

Wzrok skupiony na własnych stopach, zamiast na innych ludziach.

I horrory. Uwielbiam horrory.

Taka teraz jestem. Nie chciałam, ale jestem i nie zamierzam się zmieniać.

Zażalenia można wysyłać pocztą.

***

Teraz trzeba wstać. Dobre sobie.

„Nie masz wyjścia”.

„Dasz radę”.

„To tylko kilka kroków”.

Wiem. Inni ludzie się nad sobą nie rozczulają, codziennie budzą się i korzystają z każdej chwili, by jak najlepiej spędzić czas z rodziną przed pójściem na kolejny cykl.

Ale inni to nie ja. A ja to nie inni.

Mija kilka minut, udaje mi się przybrać w miarę pionową postawę. Przesuwam stopą miskę, która była bohaterką dzisiejszego poranka. Tej pani już podziękujemy.

Okej. Raz… dwa… trzy.

Stoję.

Brawo, właśnie zaliczyłaś kolejny level.

Do wyboru nagroda: śniadanie bez mdłości, albo 10 punktów dla Gryffindoru.                        

Czuję pod stopami miękki dywan, a dookoła unosi się zapach świeżego prania. Jakie to dziwne… Jeszcze do niedawna za nim nie przepadałam, a teraz jest jednym z niewielu, od którego nie przewraca mi się w żołądku.

W domu panuje cisza. No, może z wyjątkiem kuchni. Tam nadal wszystko żyje swoim życiem. Zawsze tak było. Mama i jej małe królestwo, do którego wstęp ma wyłącznie tata z odkurzaczem. Może dlatego potrafię ugotować tylko parówki?

Trzymając się ściany, powoli idę w stronę salonu. Miękki dywan w moim pokoju zamienia się w chłodne panele w stylu skandynawskim. Pamiętam moment, kiedy mama je wybierała. Była zachwycona, a ja razem z nią.

Teraz wybrałabym mahoń.

***

„Big Brother”. Czy ludzie naprawdę się do tego zgłaszają? A inni ludzie płacą abonament, żeby to oglądać? Boże, widzisz i nie grzmisz.

W Internecie afera goni aferę, wiadomości kipią od tragedii, a w gazecie jeden felietonista obraża drugiego. Dzień jak co dzień.

Mama stawia przede mną miętową herbatę. Ostatnio mogę pić tylko to. Niedługo mięta wyjdzie mi nosem, uszami i każdym innym otworem w ciele. Dobrze, że nie wychodzi gardłem. Póki co.

Przy kubku z herbatą, pojawia się talerz z jednym naleśnikiem, a obok niego niewielka miseczka z ohydnym kleikiem. To tak w razie potrzeby, gdyby naleśnik „nie podszedł” – jak ma w zwyczaju mówić mój tata. Prawie wszyscy będą się wtedy smucić, oprócz mojego młodszego, niezbyt szczupłego brata, który z czułością zaopiekuje się pozostałością samotnego naleśnika.

I właśnie za to go kocham. Za szczerość w podejmowanych działaniach.

On jeden nie mówi mi, że wszystko będzie dobrze.

Być może dlatego, że w ogóle niewiele jeszcze mówi.

Mogłoby tak być codziennie.

***

Codzienność zmienia się jednak co trzy tygodnie.

Ten specyficzny, choć subtelny zapach, dający się wyczuć już przy windzie na parterze.

Potem wszystko dzieje się od początku, za każdym razem tak samo. Przynajmniej pierwszego dnia.

Morfologia, przyjęcie, dokumentacja, spacer korytarzem, winda, znowu korytarz, pielęgniarka, wizyta lekarska, wenflon, bufet – bo na salę trzeba poczekać – wyniki krwi, pierwsza kroplówka, pierwsza kropla i tak przez najbliższe godziny.

Dookoła widzę znajome twarze. To jak powrót do sanatorium z tymi samymi kuracjuszami. Czy macie tu basen?

Ciekawie zaczyna robić się wtedy, kiedy płytek krwi nie jest wystarczająco dużo, by udźwignąć potężną dawkę chemii. Mój lekarz mówi wtedy, że zaczynamy zabawę.

Dziękuję bardzo, postoję obok. Niech bawi się sam.

***

Podchodzi do mnie czterdziestoletnia kobieta. W chustce, bez rzęs i brwi. Podaje mi chusteczkę i dopiero wtedy czuję, że po policzkach płyną mi łzy, kropla za kroplą.

– Chodźmy stąd – powiedziała, biorąc mnie pod ramię.

Powłóczystym krokiem oddalamy się od gabinetu lekarza, w którym przed chwilą dowiedziałam się, jaki jest plan nadchodzącej zabawy.

Będzie wesoło.

Autor: Karolina Sawka

Karolina, Kari, Karola :) Od kilku lat psycholog, od niedawna psychoonkolog. Kocham książki, muzykę, swoją pracę, kota, dobre jedzenie, a od kilku tygodni na nowo pokochałam pisanie. Uwielbiam zamieniać myśli w słowa, tworzyć fikcję, która dla kogoś może być rzeczywistością, bawić się wymyślonym przez siebie światem. Mam nadzieję, że do mnie dołączysz :)

10 przemyśleń nt. „Zabawa”

    1. To fikcja podparta moją codzienną obserwacją w miejscu pracy, więc dla wielu osób jest niestety straszną rzeczywistością. Ale cieszę się, że trudno to rozróżnić. Ogromnie dziękuję za ten komentarz i Twoje słowa <3

  1. Bardzo podobają mi się wstawki na końcu każdego akapitu. Z jednej strony tekst jest smutny, ale te „prztyczki” są cholernie prawdziwe! Jestem w głowie autorki i mam te same odczucia i chce razem z nią kurwować bo po prostu mam dosyć. Świetny tekst! Brawa ❤️

  2. okej… wow… hm, nie wiem co napisać…
    to był nasamowity fragment! dawno nie czytałam nic tak dobrego, tak pełnego emocji, fikcyjnego, ale boleśnie prawdziwego.
    jestem zachwycona Twoim talentem do pisania, do takiego, można to nazwać, łapania kontaktu z czytelnikiem od pierwszego momentu. piszesz tak, że tekst pochłania człowieka w całości!
    z niecierpliwością czekam na więcej!
    ściskam 💖

    1. Jejku… Przeogromnie Ci dziękuję! Sprawiłaś mi tym komentarzem tyle radości, że nie jestem w stanie tego w pełni wyrazić <3 mam nadzieję, że kolejne teksty też przypadną Ci do gustu 🙂 Ściskam również! <3

Dodaj komentarz