Lubię pisać wcześnie rano.
Nastawiam budzik na godzinę, gdy najgłośniej śpiewają ptaki, a inne odgłosy świata nie mają jeszcze śmiałości stawać z nimi w szranki. Gdy rosa na trawie jest najmokrzejsza, a słońce świeci w oczy, ale nie oślepia. Lubię czuć zapach snu w powietrzu, słyszeć domową, przytulną ciszę, wibrującą spokojnymi oddechami ukochanych Istot.
Wychodzę cicho z sypialni, schodzę na dół i rozsuwam zasłony wschodnich okien, czując jak poranne światło pieści moje czoło i ślizga się po włosach. Uśmiecham się do Marysi – brzozy mieszkającej w naszym ogrodzie. Czyż to nie cudowne mieć własną brzozę? Otwieram okna i wdycham zapach wilgotnej ziemi – zapach życia, witalności i wzrostu.
Parującym wrzątkiem zalewam zioła wsypane do ulubionego kubka. Całe życie piłam tylko czarną herbatę z torebki, aż rok temu odkryłam, jak cudownie pyszne i aromatyczne mogą być mieszanki suszonych ziół. Napar parzy usta i rozlewa się przyjemnym ciepłem w żołądku. Biorę głęboki oddech i ostrożny łyk.
I wtedy przychodzi ten magiczny moment. Przez krótką chwilę wszystko wokół przestaje istnieć – nie ma śpiewu ptaków ani mokrej trawy, nie ma słonecznego ciepła ani brzozy Marysi, znika mój ziołowy napar, milkną śpiące oddechy. Zostajemy sami – ja i moje pisanie – patrzymy sobie w oczy, czasem rzucamy wyzwanie, czasem czarujemy lub przytulamy się czule. Otwarty zeszyt i lekko sunący po papierze długopis – z tego romansu powstają słowa, zdania, historie i spokój w głowie. Serce bije mocniej, myśli grzecznie układają się na półkach i milkną, bo właśnie przemawia dusza, a ona potrafi to robić najpiękniej. Gdy stawiam ostatnią kropkę, świat wraca na swoje miejsce. Popijam gorące zioła i głęboko oddycham – niby taka sama, a jednak już nieco inna niż wcześniej.
Lubię pisać wcześnie rano. Dlaczego więc wciąż tak rzadko to robię?
Jak ja to rozumiem. Gdy przebywam na wsi u rodziny to tak uwielbiam te poranne światło na czole.
Życzę nam częstszego wstawania rano i pisania bo pięknie ubierasz słowa ♥️