Obudziła się wyjątkowo wcześnie jak na dzień urlopu, bowiem zwykle w dniach wolnych od pracy lubiła się wylegiwać. Zdarzało się jej nawet leżeć w łóżku
do jedenastej. Z jednej strony lubiła takie błogie lenistwo, ale z drugiej strony taki dzień mijał zbyt szybko i miała poczucie, że był to czas zmarnowany. Dzisiaj obudziła się bez budzika o siódmej; były jej urodziny, to prawda, ale już dawno skończyły się czasy, kiedy z podekscytowania nie mogła spać, wyczekując na to, co tym razem dostanie. Uśmiechnęła się do tego wspomnienia i zrobiło się jej ciepło na sercu: fajnie było być tą małą Anią – z dwoma niedbale zaplecionymi warkoczykami – która nie mogła się doczekać swoich urodzin.
To był zawsze niezwykły dzień dla niej, pełen niespodzianek, miłych słów
i uśmiechów. Czuła się zawsze jak ktoś bardzo wyjątkowy. Z biegiem lat życie się zmieniło.
Anka przeciągnęła się, uśmiechnęła się ironicznie i pomyślała:
– Po pierwsze, urodziny przestają być dla ciebie tym upragnionym dniem,
a stają się tym melancholijnym dniem, który przypomina ci o upływającym czasie i o przybywających latach. Po drugie, mało kto o moich urodzinach pamięta, a ty sama nie starasz o nich przypominać i jesteś zadowolona, gdy ten dzień minie bez większego echa. Dzisiaj jest trochę inaczej – pomyślała. Kończę 40 lat i miałabym ochotę zrobić coś tylko dla siebie.
Leniwie wynurzyła się z łóżka i poszła powoli do kuchni. Zaparzyła sobie mocnej kawy. To właśnie robiła zawsze na rozpoczęcie dnia. Naszykowała sobie chałkę z masłem i usiadła w kuchni przy stole, delektując się smakiem
i zapachem gorącego napoju. W oddali dzwonił telefon. Dźwięk był tak bardzo nieoczekiwany, że Anka o mały włos nie spadła z krzesła; podeszła do telefonu, odebrała go, a w słuchawce usłyszała znajomy głos:
– Cześć, córeczko, przepraszam, wiem, że jest wcześnie i pewnie śpisz, ale nie mogłam się doczekać i musiałam zadzwonić, żeby złożyć Ci życzenia. Chciałam być pierwsza i chyba udało mi się – rzekła mama.
– Cieszę się – odpowiedziała rozczulona Anka.
– Wszystkiego dobrego i niech Ci się spełniają wszystkie nawet najskrytsze marzenia! A Ty, kochanie, co dzisiaj robisz?
– A właściwie nie wiem; myślę, że będzie to dzień leniuchowania.
– No tak – odpowiedziała cicho mama. – No to życzę Ci, żeby ten dzień był wyjątkowo miły dla Ciebie.
Anka odłożyła słuchawkę, po czym zaczęła się zastanawiać, co naprawdę chciałaby dzisiaj robić. Po czym szybko stwierdziła: – Będę robić to, co sprawia mi największą frajdę, a na co nigdy nie mam czasu: na początek wezmę gorącą kąpiel z pianą i z olejkami o zapachu czekolady i pomarańczy. Przydałby się jeszcze drink mojito – pomyślała rozmarzona – ale na to chyba za wcześnie. Dochodziła ósma. To będzie pierwsza rzecz, jaką zrobię wieczorem. Może Beata da się namówić.
Weszła szybko do wanny z gorącą wodą i od razu poczuła, jak ciało odpręża się; zanurzyła się w lekturze: czytała Pożegnanie z Afryką po raz kolejny i bardzo lubiła ten klimat, te opisy przyrodnicze, które przenosiły ją – Ankę – całkowicie do tamtego świata. Ocknęła się, gdy poczuła, że woda stała się zimna, i wyskoczyła z wanny.
– Co teraz? – zapytała samą siebie, a w jej oczach pojawiły się małe iskierki. Film: Ania z Zielonego Wzgórza: tego filmu nie oglądała już chyba od 15 lat; kochała go, ale jeszcze bardziej książkę.
Ania, nie Anka, była jej pierwszym modelem kobiety; kochała ją za wrażliwość, wybujałą wyobraźnię i jednocześnie za siłę oraz za otwartość na innych, a także za to, że była pisarką. Nie nazywała się Anią bez powodu, bowiem jej babcia była wielką fanką tej postaci literackiej. Podobno nawet uprosiła jej rodziców, aby tuż po jej narodzeniu tak ją nazywali. Może wraz z imieniem dostała w spadku wrażliwość i umiejętność bujania w obłokach. Tak jak ulubiona bohaterka, tak i ona, gdy była mała, chodziła ze swoim tatą na spacery i z wielką powagą nadawała nazwy różnym miejscom: drogom, lasom, parkom; np. ścieżce, którą często chodzili, nazywała Aleją Rozłożystych Drzew, a inną – Aleją Zakochanych Par. Ponadto jej ulubiona postać literacka miała wymarzoną przyjaciółkę z szyby, a Anka miała, wymyśloną, niewidzialną siostrę.
Dobrze pamiętała, jak babcia na jej dwunaste urodziny podarowała egzemplarz Ani Zielonego Wzgórza 1956 roku. Był to egzemplarz z czasów, kiedy jej babcia była jeszcze młodą kobietą. Pamiętała ten wyjątkowy prezent: książka była naprawdę stara, kartki miała pożółkłe, niektóre były nawet lekko przedarte, a co było tak naprawdę niezwykłe, to podkreślone zdania i notatki na marginesach zrobione przez jej babcię.
– Zaraz, zaraz, gdzie jest ta książka? – pomyślała. Po godzinie szukania
w każdym zakątku swojego mieszkania, usiadła zrezygnowana na kanapie.
– No cholera, nie ma, nie ma i jeszcze raz nie ma; niemożliwe, ale jednak chyba przez pomyłkę ją wyrzuciłam.
Anka dwa lata temu robiła porządki w bibliotece. Teraz czytała głównie ebooki i słuchała audiobooków; często nie miała ich w wersji papierowej, a w swoim księgozbiorze trzymała tylko te wyjątkowe książki: Ania z Zielonego Wzgórza do takich należała. Najwidoczniej, jednak poszła do kosza wraz z innymi.
– Głupia idiotka! – syknęła, po czym ubrała się szybko i wybiegła z domu
w kierunku dobrze znanego antykwariatu; wróciła jednak z niczym, bowiem nie mieli żadnego egzemplarza. Następny etap to Allegro: długo szukała i nic nie mogła znaleźć.
Wszędzie pełno było nowych wydań książki o Ani : Anne z Zielonych Szczytów. Jakoś trudno byłoby jej się przyzwyczaić do nowej nazwy, ale może warto jest przeczytać tę nową wersję – pomyślała i kupiła ją. W końcu znalazła tę starą , z tego samego roku, było to jakieś specjalne wydanie, unikatowe wydanie a cena też była specjalna: 250 zł.
– Trudno! – pomyślała Anka – Muszę ją mieć, a za głupotę się płaci. Kliknęła, dodała do Koszyka, zapłaciła i odetchnęła. Zapiski babci utraciła na dobre, ale postanowiła robić własne notatki. – Może kiedyś komuś sprawią przyjemność – pomyślała.
– Moje czterdzieste urodziny z Anią z Zielonego Wzgórza – uśmiechnęła się, nie wiedząc nawet, jak te słowa okażą się prorocze. Wieczorem spotkała się nie tylko z Beatą, ale też z innymi przyjaciółmi, którzy urządzili dla niej przyjęcie-niespodziankę: na prezent dostała bilet na Wyspę Księcia Edwarda.
Tekst powstał w ramach niezwykle twórczego miejsca, jakim jest PISALNIA.
Dodatkową inspiracją okazał się artykuł https://klonoweksiazki.blogspot.com/2022/01/anne-nie-ania-lucy-maud-montgomery-anne.html
Zdjęcie: Daria Przybylska.
Dziękuję Oli Jędryce za to zdjęcie i bardzo, bardzo inspirujące dyskusje o książkach i nie tylko…
Jest mi bardzo przyjemnie po przeczytaniu 🙂 Sentyment do „Ani…” mam i ja ogromny! Lekko napisane, czuć, że prosto z serca <3