…czyli kiedy bycie domem tymczasowym daje się we znaki i dlaczego warto o tym mówić
Wiesz, że jesteś zmęczona, kiedy wracając ze spaceru zaczynasz zastanawiać się nie tylko nad tym, czy wszystkie psy zrobiły kupę, ale też – a nawet przede wszystkim – czy ta kupa, którą pamiętasz, była dzisiaj? A jeśli tak, to na którym spacerze? A jeśli nie dzisiaj, to kiedy? Wczoraj? W weekend? A może tydzień temu?
Masz przed oczyma tę scenę, tak wyraźnie: widzisz, jakie było światło, jak układało się na psiej sierści, jaki kolor miała trawa, cholera, pamięć podpowiada nawet kolor i konsystencję kupy – ale w sumie to może być kompilacja wszystkich kup z ostatniego miesiąca, w dodatku może wcale nie robił ich ten pies, o którym myślisz, bo wspomnienia zlały się w jedno, a wszystkie spacery stały się podobne do siebie.
I tak idziesz, kontemplując nie swoją kupę, i ważysz w myślach: czy ryzykować, że jednak była wczoraj, a nie dzisiaj? I pies będzie ją kisić do następnego spaceru? Czy może na wszelki wypadek pójść dłuższą drogą i dać mu szansę nadrobienia zaległości, jeśli rzeczywiście takie ma. Nie jest to łatwy wybór, bo jedyne, o czym marzysz, to kawa i dzień bez spaceru.
Czy można mieć przesyt piesków?
Otóż czasem można.
Można chcieć nie wyściubić nosa z domu, nie martwić się, czy zrobiło się wszystko, by zaspokoić psie potrzeby, czy poświęciło się psiakom odpowiednią ilość czasu. Można chcieć posiedzieć na kanapie i nic nie robić, nie widząc tych psich ocząt wpatrzonych w człowieka z nadzieją na nową przygodę. Można też chcieć przez jeden dzień nie słyszeć nakręcającego się wzajemnie szczekania, nie doświadczać ciągnięcia smyczy w dwie przeciwne strony, nie musieć reagować w tym samym czasie i w dwóch różnych miejscach na niepożądane zachowania.
Biorąc psa pod opiekę do domu tymczasowego, nigdy nie ma się pewności, czego się spodziewać. Najlepiej chyba nie mieć żadnych oczekiwań (swoją drogą, to jest też recepta na udaną, a w każdym razie na w miarę bezstresową, adopcję). To bardzo ważna, potrzebne i dająca dużo satysfakcji forma niesienia pomocy. Ale bywa ciężko, zwłaszcza gdy któryś z podopiecznych okazuje się reaktywny i nie radzi sobie z emocjami, jak Bobby, widząc inne psy.
Albo gdy zżera cokolwiek znajdzie na swej drodze.
Albo musi nauczyć się niemal dosłownie wszystkiego, od załatwiania potrzeb na zewnątrz poprzez poznanie klatki schodowej i windy po kontakt z człowiekiem czy nawet język i zachowania społeczne innych psów.
Albo po prostu jest pieskiem spragnionym interakcji.
I tak dalej, i tak dalej.
W pewnym momencie człowiek zaczyna mieć wrażenie, że wszystko kręci się wokół psów. I pojawia się w głowie pytanie: czy to ja przesadzam i mam jakieś nienormalne podejście, za dużo uwagi poświęcam psom, za mocno koncentruję się na nich – czy po prostu opieka nad psami jest tak absorbująca?
Dlatego to ważne, by dać sobie w tym wszystkim przestrzeń na odpoczynek – i na siebie. Jak w przypadku każdej formy wolontariatu, i tu warto zadbać o siebie, by się nie wypalić i nie zniechęcić. I myślę, że warto mówić o tych „ciemnych” stronach, bo tym mocniej pokazują, że energia, włożona w opiekę nad psami, procentuje niesamowitą satysfakcją, gdy przekonujesz się, że wypuszczasz do adopcji otwartego, kontaktowego psa, który szybko odnajduje się w nowej rodzinie. I nie tylko sam jest szczęśliwy, ale też odmienia życie swoich opiekunów, dając im radość i pozwalając spojrzeć na świat inaczej.
Paulina , poruszasz ważny problem. Nigdy nie byłam „domem tymczasowym” i dopiero mi uświadomiłaś jaka to kurczę ciężka praca . Kocham psy , ale nie czułabym się na siłach założyć @tymczasu”. Dobrze, że pokazujesz cienie tego przedsięwzięcia . Potrzebny tekst 💕