Opowieść prawie Wigilijna

W tym roku święta wypadały tak, że Wigilia była w niedzielę, a w środę, zaraz po świętach, urząd był zamknięty. Naczelnik ogłosił już na początku kwartału, że tego dnia odbierają dzień za święto Niepodległości, które znowu przypadło w sobotę. Balbinie w ogóle to nie pasowało, bo cała rodzina, w tym roku zbierająca się na Podlasiu u babci Gieni wiedziała, że ona ma tyle wolnego, że będzie mogła wreszcie przyjechać. Rodzina, która od paru lat marudziła, że odkąd Balbina przeniosła się do miasta to w ogóle ich nie odwiedza, zadziera nosa, nie myśli o zamążpójściu a już o dzieciach to w ogóle i że „jak to kobieta bez dzieci, ale z psem”. Balbina miała dość pytań o to, kiedy jakiś chłopak wreszcie, kiedy dzieci i jak to można tak tylko pracować i pracować. Balbina zupełnie nie zgadzała się z opinią rodziny; nie uważała, że zadziera nosa tylko, że oni po prostu jej nie rozumieją, nie mogą uwierzyć, że praca to jej pasja, a ludzie, których tam spotyka dają jej wiele dobrego, a pies to części jej życia i oddany przyjaciel. Za mąż nie zamierzała się w ogóle wybierać, bo jak to mówiła jej najlepsza przyjaciółka Luna „wyjście za mąż to żadne wyjście”. Poza tym Balbina miała plan. Plan taki, który zadowoli najbardziej wybrednych członków jej rodziny a najbardziej babcię Gienię wioskową szeptuchę i zielarkę, która od setek lat znana była w okolicznych wsiach jako najlepsza i najbardziej kompetentna wiedźma. Tzn. zwykli ludzie wiedzieli tylko tyle, że imię Genowefa było przekazywane z pokolenia na pokolenie w tej rodzinie a nie to, że to była wciąż ta sama Gienia, ale wersja oficjalna musiała przecież być wiarygodna. W tym roku Balbina miała wielki plan na yule. Plan, po którym wreszcie zostanie wiedźmą z prawdziwego zdarzenia; nie tylko amatorką, która od czasu do czasu postawi Tarota koleżance albo doradzi petentowi jak pozbyć się domowym sposobem niemocy twórczej, ale licencjonowaną wiedźmą, z papierami. Oczywiście nie chciała mówić nic rodzinie, żeby nie zapeszyć ale w tym roku od 21 grudnia przez 12 kolejnych dni będzie zdobywała swoje wiedźmowe szlify.

– A rodzinie powie się że jedziemy na ferie świąteczne do Emiratów – zwróciła się do pudla Dżordża, który leniwie rozwalił się na czerwonej kanapie i oglądał na Netfliksie jakiś bezsensowny serial o gadających i tańczących do hitów Abby kotach.

– Kto ci uwierzy że jedziesz na wakacje, przecież ty nigdy nigdzie nie wyjeżdżasz – z powątpiewaniem odpowiedział Dżordż.

– Racja – przytaknęła Balbina – już prędzej uwierzą, że zostaje na noc w urzędzie wywoływać ducha zarobionego urzędasa, który umarł ślęcząc po godzinach nad dokumentami. A ciekawe co z nim, ostatnio wcale się nie pojawia.

– Pewnie jakiś petent się poskarżył, że w urzędzie grobowa atmosfera i boi się wychylać, żeby permanentnie nie wysłali go w zaświaty – zasugerował Dżordż

– Może, może, żeby tylko coś gorszego mu się nie przytrafiło – dumała Balbina – która lubiła rozmawiać ze zjawą kiedy sama siedziała po godzinach, bo urzędnik, mimo że jeszcze carski, miał wyjątkową perspektywę i dystans do problemów, petentów, życia i często doradzał jej w najbardziej powikłanych sprawach.

– To może powiem, że mamy archiwizację starych spraw i musimy to zrobić jak urząd jest zamknięty i systemy nie pracują – dalej głośno myślał Balbina.

– Tej wymówki użyłaś 2 lata temu – przypomniał Dżordż – i ciotka Kryśka razem z twoją bliźniaczką zdrajczynią rozgadały całej rodzinie, że na pewno robisz jakieś machlojki i przekręty i załatwiasz komuś fory, ale jak rodzina coś chce to nigdy nie masz dojść. Pamiętasz jak się potem musiałaś grubo tłumaczyć?

– O kocia japa, to fakt, zapomniałam o tym zupełnie – przyznała Balbina – no to teraz trzeba wymyślić coś mniej kontrowersyjnego a wciąż wiarygodnego, tylko zupełnie nie mam pomysłu. Może ty coś zasugerujesz?

– Powiedz, że pies zachorował. Przeziębił się, bo w tym roku mrozy już od listopada a on delikatny i nie ma opcji żebyś wyjechała z domu.

– To powiedzą się, że psi hotel albo sąsiedzi.

– E tam, psi hotel, oni tam na tym końcu świata to pojęcia nie mają, że takie fanaberie w tej stolicy istnieją. U nich to łańcuch z budą na podwórku robi za całoroczny dom i hotel. A przecież wiadomo, że u tych świrów na dole nie mogłabyś mnie zostawić, bo po pierwsze oni się wiecznie kłócą i w takich warunkach chorych trzymać nie można. A po drugie, chyba najważniejsze, mają 3 agresywne, wredne kotki, które tylko czyhają na okazję, żeby mnie dopaść i wykończyć.

– No to zdecydowane nie jadę, bo piesek chory. Ty to jednak masz pomysły jak się postarasz – pochwaliła pudla Balbina

– Pomysły i miękką dupę, bo wcale nie uśmiecha mi się w ten mróz na koniec świata jechać – przytaknął Dżordż głębiej wciskając się w mięciutką poduchę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *