Żywa woda

Nie będzie piękniejszego dnia niż dzisiejszy, pomyślałam, by obmyć się w żywej wodzie przed Wielkanocą.

Żywa woda to taka, w której jest życie. 

Taka, która jest Źródłem życia.

Taka, która ma moc oczyszczenia.

Tematem Wielkiego Tygodnia oraz nadchodzących świąt jest śmierć i zmartwychwstanie. Nie tylko Jezusa Chrystusa, także całej przyrody, która jak co roku odradza się w swej nieposkromionej, seksualnej sile. Zając, towarzysz anglosaskiej lunarnej bogini Eostre, jest właśnie symbolem płodności i seksualności. 

Kościół katolicki nie ma na te podstawowe tematy żadnego monopolu. Warto ująć je po swojemu, rytualnie, przeżyciowo.

Pełnia księżyca w zeszły weekend znowu była dla mnie trudna. Wypłynęło mnóstwo samoobwiniających, krytycznych myśli. Pojawiły się jak zatruty szlam na rzece. 

Z pełnią to już jest tak, że strasznie potrafi namieszać. Wyciąga na powierzchnię to, co fałszywe i niepotrzebne. A to boli. Dzieje się to jednak nie po to, byśmy się w  tym babrały, ale po to, byśmy się z tym pożegnały. 

I ja się żegnam, oddaję wodzie, nie raz, wiele razy, ciągle od nowa. Patrzę jak umierają iluzje, plany, niedokończone projekty, przeświadczenia, że to lub owo “musi być tak i nie inaczej”. Schematy myślowe, do których byłam tak przywiązana. 

Zimna żywa woda zabiera wielką część mojego przedcovidowego życia.

A ja odradzam się w tym, co JEST.

Autor: Stefania Martinez

Jestem Stef i opowiadam historie. Pokazuję kobietom, jak być bliżej siebie. Bujam w obłokach, zakorzeniam się w Ziemi.

Dodaj komentarz