1004

Powoli przyzwyczajałem się do wiejskiego trybu życia. Co wieczór zastanawiałem się, czy w mieście zachody słońca wyglądają podobnie. Niby spędziłem tam całe życie, ale rzadko opuszczałem kanały, a niebo zawsze skutecznie zasłaniały betonowe ściany wieżowców. Widok szerokiego horyzontu wciąż jeszcze budził we mnie grozę. Często widziałem drapieżne ptactwo, które krążyło pod chmurami. Na każdy głośniejszy trzepot skrzydeł zastygałem w bezruchu i cicho modliłem się o życie. Potem zastanawiałem się, czy bóstwa, które czciliśmy w Kanałach mogą ochronić mnie tutaj, pod otwartym niebem. 

To była moja piąta noc na wsi.  Siedziałem w starej oponie i obserwowałem horyzont. Niebo zaczynało się już różowić – zapadał zmrok, a to oznaczało, że już niedługo będę mógł nasycić swój głód. Włamać się do jakiejś spiżarki albo wyciągnąć ze śmietnika stary ogryzek. Z zamyślenia wyrwał mnie odgłos skrzydeł, następnie ciche stuknięcie pazurów uderzających o twardą powierzchnię. Metal jęknął cicho. Coś wylądowało na rynnie tuż nad oponą, w której miałem swoją kryjówkę. Ukryłem się w zagłębieniu i nasłuchiwałem z bijącym sercem.

“Jebany jerzyk” – ktoś zaskrzeczał pod nosem cicho, następnie dodał głośniej: “Popisuj się dalej, pozerze. Poczekam aż się wpierdolisz na jakieś drzewo. Albo lepiej – linię wysokiego napięcia” – gość krzyknął w stronę pola. Z wnętrza opony widziałem jerzyka, który w szalonym tańcu przecinał powietrze nad polami, ale nie miałem jeszcze odwagi wyściubić nosa z mojej opony i spojrzeć w górę. Skoro skrzeczy, to może być kruk.

Jerzyk w odpowiedzi zaśmiał się głośno i wystawił środkowy pazur w kierunku budynku, pod którym leżała moja opona. Nadal robił spiralę za spiralą, prując przez gorące, czerwcowe powietrze.

“Mały chujek” – burknął ptak nade mną. Po chwili zleciał na ziemię i mogłem go zobaczyć w całej okazałości. To nie był kruk. To była sroka. Zauważyła mnie od razu.

“A ty co tam się kitrasz?” – spytał, wyciągając w moją stronę długą, czarną szyję i przekrzywiając łepek – “Czekaj, nie kojarzę cię. Nowy, co? Jak masz na imię?” – zmieszałem się. Jak mam na imię? W Gnieździe byłem po prostu numerem 1004. Królowa Szczurów nazywała mnie Wydrzyłbem, ale w obliczu ostatnich wydarzeń nie miałem ochoty przedstawiać się tym imieniem.

“Eee…”
“Co wy, głupi w tym mieście? Wy nie mówić?” – zapytał mnie, wskazując skrzydłem najpierw na mnie, potem na swój dziób. 
“Skąd wiesz, że jestem z miasta?” – spytałem sroki. Wyraźnie odetchnęła z ulgą kiedy okazało się, że jednak mówię. A ja odetchnąłem, bo nie musiałem wymyślać sobie na poczekaniu nowego imienia, które znając życie brzmiałoby idiotycznie.
“Wiesz jak jest. Tutaj wieści rozchodzą się szybko” – powiedział wzruszając ramionami. 
“Edgar” – dodał po chwili, wyciągając w moim kierunku skrzydło. Uścisnąłem je swoją łapką “Edgar A.”
“A.?”
“A. to nie nazwisko, to drugię imię. Nie podaję w całości, żeby łatwiej ci było zapamiętać. Ale jest to nawiązanie do pewnego pisarza, który zginął w niewyjaśnionych okolicznościach. ” – wyjaśnił. Pokiwałem tylko głową. Nie musiał zagłębiać się w temat, mogłem spokojnie żyć bez tej wiedzy.

“No więc, co cię tu do nas sprowadza? Interesy? Przemyt? Miastowy szczur to nie jest częsty widok w Kożuszkach” – przykicał w moją stronę i przycupnął na krawędzi opony, w której się chowałem. Przyznam, że w pierwszej chwili trochę spanikowałem. Nie chciałem uchodzić za kryminalistę. Przeszłość może i miałem trochę szemraną, ale wieś miała być nowym startem.

“Oj, nie, nie, nie, nie nie” – o jedno ‘nie’ za dużo. Widziałem w oczach ptaka błysk powątpiewania. Zamiast zamilknąć i przestać się pogrążać, zacząłem się gorączkowo tłumaczyć –  “Musiałem się odciąć od przeszłości, od toksycznych osób w moim otoczeniu. Zacząć od nowa,  z czystym kontem…”
“W Kożuszkach? W tym grajdole?”
“W Kożuszkach.” – przytaknąłem. Sroka wybuchnęła śmiechem, a ja zastanawiałem się, jak jej wyjaśnić, że po prostu zapakowałem się na pakę pierwszego  dostawczaka jaki zatrzymał się nad włazem naszego kanału i wylądowałem tutaj.

“Coś czuję, że to będzie bardzo ciekawa historia” – Edgar spojrzał na mnie parą bystrych oczu – “Zamieniam się w słuch.”
“Wybacz stary, nie mam czasu. W brzuchu mi burczy, zaraz się ściemni, chciałbym sprawdzić jeszcze kilka piwnic…”
“Nic nie mów” – powiedziała sroka, zatrzepotała skrzydłami i mrugnęła do mnie porozumiewawczo. Uniosła się nad ziemię i pofrunęła dwa metry w górę. Przysiadła na krawędzi rynny i zaczęła grzebać w niej dziobem. W końcu wyłowiła coś dużego i szeleszczącego. Wracając na ziemię wycedziła coś niezrozumiałego przez zaciśnięty dziób w kierunku jerzyka, który wciąż tańczył nad polem rzepaku. Wylądowała niezgrabnie na krawędzi opony i wrzuciła do środka zdobycz. Paczka rodzynek.

“Wow” – powiedziałem, pod niemałym wrażeniem – “Skąd to masz?”
“Gospodarz mi dał” – powiedział Edgar patrząc mi głęboko w oczy.
“Zamkniętą torbę rodzynek?” – ptak pokiwał łebkiem. Mistrz kłamstwa, nawet nie mrugnął. Założę się, że komuś je skubnął.
“To jest taki gość, co raczej da wędkę niż rybę, jeśli wiesz co mam na myśli” – wyjaśnił mi. – “Czyń honory, kolego.”

Nie musiał mnie zachęcać. Prędko przegryzłem żółtą folię i dostałem się do środka. Słodki zapach rodzynek wypełnił moje nozdrza. Wyciągnąłem trzy i zapakowałem sobie na raz do paszczy. Edgar brał po jednej, ale widziałem wyraźnie, że liczy wszystkie, którymi się częstuję. 

“No, opowiadaj. Czemu uciekłeś z miasta?” – zapytał, nieznacznie przesuwając pazurami torebkę w swoją stronę – “Albo czekaj, nie mów. Przez babę, prawda?”
“O tym też już rozpowiadają na wsi?” – zapytałem, prawie dławiąc się rodzynką. Edgar uśmiechnął się zawadiacko.
“Nie, po prostu wyglądasz, jakby życie cię ostro przeczołgało. Tak potrafią tylko baby” – powiedział tonem znawcy życia. Ja z kolei pomyślałem o kobietach z Gniazda Rogatej Gwiazdy. O 932, Burej Majce, 1299, 715, Słodkiej Rakiecie, młodziutkiej 2933 i ostatecznie o Królowej Szczurów. A potem o wszystkich innych, które, spotkałem żyjąc w podziemiach. Wrzucenie ich wszystkich do jednego worka wydawało mi się  idiotycznym pomysłem. 

“Nie wiem, czy wszystkie baby, ale Królowa Szczurów z całą pewnością potrafi przeczołgać” – powiedziałem zdawkowo. 
“Teraz to MUSISZ mi opowiedzieć” 
“To długa historia, musiałbym cię najpierw wprowadzić w rzeczywistość polityczną Gniazda i Kanału… Nie sądzę, żebyś miał na to czas”
“Tak się składa, że jestem wielbicielem politycznych dyskusji. Wiesz, moja była też była z miasta. Może kojarzysz, taka drobna sroczka, nazywała się Savannah…”
“Nie znam wszystkich srok w mieście. Ich tam jest parę tysięcy. Ja znam może ze dwie…”
“No jasne, przecież wiem” – odpowiedział ptak przestępując nerwowo z nogi na nogę. Wyciągnął papierosa i wsadził go sobie do dzioba. Nie poczęstował mnie. Zanotowałem w myślach, żeby zapytać go o Savannah, jeśli oczywiście będzie ku temu okazja. Wydawał się ogromnie chcieć o niej porozmawiać – “No, to opowiadaj o tej szczurzej polityce. Problemy z demokracją?”

Pokręciłem głową. Sprawa była o wiele bardziej skomplikowana. Zacząłem powoli tłumaczyć wszystko mojemu towarzyszowi.

“Każde gniazdo miało Króla. Nasze gniazdo – Rogata Gwiazda – też. Królem zostawał najtłustszy szczur w kanale. Żarł jako pierwszy i decydował, kto dostanie imię. Dostawał najlepsze żarcie, podsadzali go jako pierwszego do wszystkich śmietników, jeździł innym szczurom na plecach… No i musisz wiedzieć, że z nas, szczurów, to raczej nie są żadni bracia Lwie Serce. Wszyscy narzekali na Króla, że żre za dużo, że jest głupszy niż kilo gwoździ, ale to nie tak, że ktokolwiek myślał o tym, żeby go obalić. Ruszaliśmy całym stadem na żer, każdy czekał na swoją kolej, a jak ktoś się pchał przed króla, od razu dostawał po łapach od garde du corps…”


“Głupi kutas, znowu się popisuje” – przerwał mi Edgar wskazując dziobem na jerzyka – “A ty, kolego, używasz wielu trudnych słów”
“Od gwardii królewskiej. Eskorty. Obstawy. Tak czy owak, wszyscy marudzili i na marudzeniu się kończyło. Ale ona poszła o krok dalej. Ogłosiła rewolucję. Porzuciła numer i nadała sobie imię – Królowa Szczurów. Co samo w sobie było aktem odwagi, za taką samowolkę mogli jej odgryźć ogon. Ale niespodzianka, wielu poszło za nią. Terroryzowali strażników. Potem przyszły zamieszki, podpalenia, kradzieże. Na sztandarach mieli wypisane IMION I ŻARCIA. Skończyło się królobójstwem. To była egzekucja. Paskudna, publiczna egzekucja. Tłum szalał. Królowa Szczurów zasiadła na tronie i wszyscy myśleli, że teraz to się wszystko zmieni. Będziemy mieć imiona. Będziemy mieć żarcie.”

“I co? Wyszło jak zwykle?”
“No.” – przytaknąłem. Sroka parsknęła głośno i wypuściła dym nozdrzami u szczytu dzioba.
“Z nimi tak zawsze. Mów, co dalej.”
“Trochę namieszali, królowa i jej świta. Zmienili trochę wystrój, klimat polityczny. Chodzili wszędzie w tych swoich skórzanych kurtkach, z tatuażami i kolczykami w dziwnych miejscach. Częściowo znieśli prohibicję – nie, żeby ktokolwiek się szczególnie ją przejmował, ale wtedy Kościół Bezkresnych Głębin stracił monopol na dystrybucję. Szczurom się podobało, nie wiem czy bardziej ze względu na lepszy dostęp do wyskokowych trunków, czy na widok wkurwionej mordki Wielkiego Pasterza. Tak czy owak – imiona nadawała tylko tym, którzy się jej zasłużyli – czyli po staremu. Ale było w niej coś… Innego. Świeżego. Zamiast patrzeć z pogardą, wszyscy chcieliśmy do niej należeć”

“Czyli z monarchii zrobił się wam kult?”
“Mhm…”
“Kult Królowej Szczurów. Dobra, mam zarys. Możemy teraz przejść do fragmentu, w którym zostajesz wyruchany przez Królową Szczurów?”
“Czekaj, najpierw ją muszę osobiście poznać. Wiesz, to nie jest byle co. Mamy na stanie ponad 3000 osobników…”
“Okej” – sroka ponownie zaciągnęła się papierosem. 

“Mieszkałem wtedy z 1323, 512 i 1507.” – ciągnąłem dalej – “1323, potem ją przechrzcili na Burą Majkę, była trochę zaangażowana w działalność rewolucyjną. Nie znała Królowej osobiście, ale znała kogoś, kto znał kogoś – rozumiesz”
“Ta, rozumiem, rozumiem.”
“A ja z kolei od zawsze miałem artystyczne zacięcie. Od rewolucji po Kanale wciąż walały się jakieś puszki z farbą, spreje. Pozbierałem co zostało i odmalowałem naszą norę. Trochę rewolucyjnych haseł, trochę obrazków. Niby nic wielkiego, wiesz, ale byłem totalnie natchniony. Zainspirowany. No i 1323 szepnęła o tym wśród wyżej postawionych. Że fajnie to wygląda, że może jakaś robota na większą skalę. I wtedy Riki, prawa łapa Królowej Szczurów we własnej osobie przychodzi do naszej nory, ogląda te moje bazgroły i mówi, że ma dla mnie interes. Że niespodziankę chcą zrobić Królowej, że wychodzą niedługo na Powierzchnię. I że szukają kogoś, kto odmaluje pałac i rynek pod pałacem. Ma być świeżo i ma przestać śmierdzieć tym zasrańcem, starym Królem. No i się zgodziłem. Wiesz, czytałem wtedy taki artykuł, że jak wisi w pomieszczeniu jakiś obraz przedstawiający oko, to że ludzie się wtedy bardziej pilnują. Tak do działa na podświadomość, że czujesz się pod stałą obserwacją i zachowujesz się porządniej. Nie kradniesz, nie dłubiesz w nosie. I stwierdziłem, że to jest myśl. Porządek to jest to, czego potrzebujemy w Gnieździe Rogatej Gwiazdy. I odmalowałem wszystko w oczy Królowej. Cały plac, sufity, nawet Główny Właz od środka. Wszędzie były oczy Jej Królewskiej Mości. Czarne i bystre.”

“Bez urazy stary, ale to brzmi jakbyś był jakimś pachołem reżimu. Powiedz jeszcze, że Ci nie zapłacili.”

“No, w zasadzie trochę tak było. Nie powiem, żebym był dzisiaj z tego dumny. Ale wtedy to była jeszcze rewolucja.” – sroka prychnęła pod nosem. “Parę dni później Królowa wróciła. Rewolucjoniści zorganizowali ogromną fetę. Ponowne otwarcie kanału. Wystroiłem się… Jak nie wiem co. Trudno mi to nawet ubrać w słowa. Miałem płaszcz z futrzanym kołnierzem i wysokie, czerwone kozaki. I  nagle z bezimiennego akolity nowej królowej stałem się gwiazdą wieczoru. Wtedy ją zobaczyłem po raz pierwszy. Była wielka a futro to miała prawie czarne”

“Oczy ci się niebezpiecznie rozmaśliły,  i nie wiem jak ci to powiedzieć, ale jak słyszę o wzdychaniu do autorytarnego przywódcy to mnie trochę cofa” – Przerwał mi Edgar. Mimo wszystko nie cofało mu się na tyle, żeby zrezygnować z sięgnięcia po kolejną rodzynkę – “I co? Podobało jej się?”

“A przestań. Zobaczyła te oczy na ścianach i mi zrobiła awanturę przy wszystkich. Co ja niby sobie wyobrażam, że ona chce się bawić w jakąś inwigilację obywateli? Zaczęła mnie objeżdżać z góry na dół, chciałem zapaść się pod ziemię. Na koniec kazała mi czekać do końca imprezy pod salą tronową. Zapowiedziała, że mi urządzi taką audiencję, że się będę zbierać przez trzy dni. Łapy trzęsły mi się niesamowicie, w tych nerwach wypiłem chyba ze cztery naparstki czystego spirytusu.” 

“Od początku wyglądałeś mi na gościa, który lubi być sprowadzony do parteru.” – powiedziała sroka z głupkowatym uśmieszkiem. Postanowiłem, że się nie ustosunkuję do tej uwagi i po prostu będę ciągnąć dalej moją historię, ale wtedy kątem oka zobaczyłem ruch. Edgar też zauważył.

“Kurwa, to Kizia” – zaklął pod nosem i rzucił peta na ziemię – “Chowaj się, stary.” – nie musiał powtarzać dwa razy. Wcisnąłem się głęboko w wewnętrzną ścianę mojej opony. Edgar zamachał skrzydłami i już miał odlatywać, ale w ostatniej chwili cofnął się i sięgnął resztkę rodzynek w torebce. Zacisnął pazury na żółtej folii i odfrunął w kierunku rynny. Na parapecie kuchennego okna niskiego domku, pod którym ucinaliśmy sobie pogawędkę, stał wielki, rudy kot. Rozglądał się dookoła parą zielonych oczu. Zamarłem.

“Kizia, ty gruba łajzo” – zaskrzeczał Edgar z rynny. Kot uniósł łeb i spojrzał na ptaka. 
“Czego chcesz?” – zapytała go ochrypłym głosem.
“Jesteś może głodna?” – zapytał jej. Nie odpowiedziała, po prostu mrugnęła w jego kierunku.
“A masz coś dla mnie?” – przestraszyłem się, że wyda mnie kocicy. Cudem nie zszedłem na zawał.
“Ten skurwysyn jerzyk lata po polu od godziny i krzyczy, że za głupia jesteś, żeby go capnąć” – kotka zmrużyła oczy i spojrzała w kierunku pola. Jerzyk wciąż tańczył nad rzepakiem i łapał komary w swój mały dziób. Namierzyła go i wpatrywała się przez chwilę jak zaczarowana. Nie mrugając, ze wzrokiem utkwionym w jerzyku zeskoczyła z parapetu. Czmychnęła przez podwórze w kierunku pola, trzymając ogon nisko przy ziemi. Zagrożenie minęło. Odetchnąłem z ulgą. Edgar zleciał z rynny na brzeg opony.

“Lepiej stąd wyłaź póki jej nie ma.”
“Zabije tego jerzyka?”
“Coś ty, za głupia jest żeby go capnąć. Schowaj się w piwnicy, za drewnianymi drzwiczkami. Kot tam nie wlezie, nie zmieści się. I nie zjadaj różowych kulek rozsypanych po kątach. No, leć” – trzepnął mnie w plecy skrzydłem. Zacząłem biec w kierunku wejścia do piwnicy i słyszałem za sobą Edgara.

“Jeśli ta historia się nie kończy tak, że kopiesz Królową Szczurów w dupę i zaczynasz romantyczny związek ze szczurzycą z dobrego domu to przysięgam, będę w chuj zawiedziony”
“Będziesz w chuj zawiedziony!” – odkrzyknąłem. 
“Pamiętaj, że Kożuszki to nie są kurwa rurki z kremem i tu się trzeba trzymać razem. Jutro o tej samej porze w tym samym miejscu”

Autor: argi

5 przemyśleń nt. „1004”

  1. Aga! Ale fantastyczna historia! Bardzo się ubawiłam i pośmiałam! Wielkie WOW! Nie mam pojęcia jak wpadłaś na opis Gniazda i Kanału, ale z każdym zdaniem tylko szerzej otwierałam buzię haha! Zacieram rączki na kolejne części.

  2. Przez Ciebie nabrałam ochoty na rurki z kremem! 😛
    Uwielbiam ostatnie zdanie. Uwielbiam Wydrzyłepka <3 Myślałam, że Twoje karty to najlepsze co się mogło światu przydarzyć, ale czytając Twoje zwierzęce opowiadania wiem, że najlepsze dopiero nadchodzi. Uwielbiam energię Twoich postaci i tych tekstów. Super 😀

  3. Haaa zgadzam się z Asią, najlepsze dopiero nadchodzi ❤ Chce więcej i jeszcze więcej tych opowiadań ze zwierzętami 😊 Aga każda historia, tekst opowiadanie które tworzysz zawsze wciąga mnie w inny świat. Śmieszą mnie, doprowadzają do łez z radości i ze smutku. Mistrzyni!

    P.S. nie bierz mnie tylko za stalkerkę 🤦‍♀️😁 Ale biorę wszystko co zrobisz w ciemnO!

Dodaj komentarz