Pierwszy krzyk

– Pani Justyno, musimy przygotować się na najgorsze.

„Musimy”, powtarza w myślach Justyna. Jej wzrok zatrzymuje się na jego białym kitlu. „My, musimy?”. Przecież ten strach, który teraz wypełnia gabinet, ona zabierze ze sobą do domu. On zostawi go tutaj na wieszaku razem z fartuchem. Jutro jej strach się stąd ulotni i nie będzie po nim śladu, a on nie będzie pamiętał jak miała na imię.

Ściskając w dłoni plik recept i skierowań, podnosi się ciężko z krzesła. Nie pamięta drogi do domu. Pamięta za to wyraz twarzy Adama, kiedy powoli odginał jej palce, jeden po drugim i rozprostowywał pogniecione recepty i skierowania.

Potem pomógł jej wejść do wanny, gdzie jej ciało powoli zaczęło odzyskiwać czucie.
Zaczynając od koniuszków palców przez dłonie, stopy, łydki, uda i piersi dotarło do brzucha. Na samym końcu poczuła znowu w sobie to obce życie. To życie, które zawisło teraz na granicy istnienia. Inny człowiek, a jednocześnie kawałek jej ciała. Jej krew w jego żyłach.

***

Do sali weszła o własnych nogach. Adam został pod drzwiami. Wyobrażała sobie jak wpuszczają go do pokoju obok i zostaje w nim sam, wpatrując się w przezroczyste pudełko na kółkach.

Najgorzej jest na początku kiedy trzeba rozchylić szpitalną koszulę na plecach, pochylić się i pozwolić wbić między kręgi długą igłę.
– Proszę się nie ruszać.- mówi stanowczym głosem pielęgniarka. Ale widząc przerażenie w oczach Justyny, prostuje swoje zmarszczone czoło.
– Wszystko będzie dobrze. – mówi, kładąc swoją ciepłą dłoń na jej ramieniu.

Tym razem, na sali towarzyszą jej same kobiety. Anestezjolożka tłumaczy wszystko spokojnym głosem, wprowadzając kolejne porcje chemii w jej żyły. Pyta o poprzednie porody i dzieci, których Justyna nie zdążyła zabrać do domu.

Potem jest ten okropny moment, kiedy na sali zapada cisza i wszyscy wstrzymują oddech. Cisza. Justyna zaciska zbierające się pod powieką łzy. Znowu cisza.

I wtedy rozlega się krzyk. Ten pierwszy. Zaciskając swoje mikropiąstki, mały człowiek krzyczy całym sobą. Ludzkie dzieci zawsze krzyczą, kiedy pierwszy raz ich płuca zaczyna wypełniać powietrze. „Zawsze? Nie zawsze” myśli Justyna, kiedy świat rozmywa się przed jej oczami. Wszystko odpływa, a ona czuje jak zapada w nicość. „Może tym razem to moja kolej? Życie za życie”.

***


Z ciemności wyciąga ją głos pielęgniarki:
– Widzę, że pani się obudziła. Trochę nas pani przestraszyła tym zasłabnięciem. Straciła pani dużo krwi, ale już wszystko dobrze. Proszę się nie podnosić. Pani synek jest w sali obok z mężem. Zaraz go zawołam. Bardzo się o panią martwił.

4 przemyślenia nt. „Pierwszy krzyk”

Dodaj komentarz